Gdy szła uliczkami Nazaretu, tego 
Nazaretu, który kiedyś 
chciał Go zabić, 
dolatywały do Jej uszu 
szepty, uwagi, okrzyki. 
Natrętne spojrzenia chciały 
podnieść Jej powieki, ujrzeć 
strach, smutek czy gniew. 
Czuła się sama. Otaczały Ją 
spojrzenia pełne nienawiści i 
szepty: „To matka tego 
bandyty, który chce obalić Prawo mojżeszowe. Tego 
cieśli, który buntuje 
nasz naród”. Poszła za Nim do 
Jerozolimy. Była blisko 
Niego w drodze na Golgotę, 
umierała z bólu, gdy 
przybijali Go do krzyża. 
Stała u Jego nóg, gdy konał. 
Patrzyła, jak przyjaciele 
zdejmują Jego ciało z krzyża. 
Odprowadziła Jego ciało do grobu.