3. Warszawa – Grochów
  3.  Warszawa – Grochów
    Na Żytnią wpadła, ale nie dłużej niż po to, aby powiedzieć „dzień dobry”. I usłyszeć: 
    – Siostra ma obediencję na Hetmańską 44, do kuchni. 
    I tak znalazła się na Grochowie. W miejscu pełnym niespodzianek. Bo tak to bywa w domu, który jest dopiero na etapie organizacji. Była nie tylko w kuchni, nie tylko do obierania ziemniaków, ale do wszystkiego, co na bieżącą chwilę było potrzebne do zrobienia. Kiedy to w ogólnym rozgardiaszu trzeba być na każdym miejscu – z własnym pomysłem, z własną inicjatywą. Wtedy sprawdza się człowiek – kto jest kto. Wtedy nie liczy się, czy to jest wychowanka, czy siostra pierwszego chóru, czy tylko koadiutorka, ale liczy się mądrość, pomysłowość, zmysł praktyczny, wytrzymałość, opanowanie, śmiałość w decyzji. I dziewczęta szybko odkryły tę siostrę piegowatą o imieniu Faustyna – o której przecież nieraz słyszały z ust swoich koleżanek z Żytniej – na to, żeby ją uznać za swoją. 
    Powoli stabilizowało się życie klasztorne i internatowe na Hetmańskiej. Kiedy już ustalono, dokąd sięga internat, a gdzie się zaczyna klasztor i klauzura, dziewczęta wciąż nie chciały się pogodzić z tymi granicami. Nie bardzo chciały być posłuszne dzwonkom obwieszczającym ciszę nocną czy ranne wstawanie, śniadanie czy kolację. A gdy nawet uznały, że te dzwonki pomagają wspólnemu życiu, to nie zgodziły się na przerwanie kontaktu z rudą Faustyną. I zaczęło się obleganie Faustyny. 
    Matka przełożona doszła do przekonania, że trzeba wprowadzić porządek również i w tej dziedzinie. Po skończonym śniadaniu wyszła z refektarza pierwsza. Jak się tego spodziewała, w przedsionku zobaczyła grupę dziewcząt. 
    – A wy już po śniadaniu? 
    – My wcześniej jemy. 
    – To czemu nie w szkole? 
    – My na po południu. 
    – A po coście przyszły do klasztoru? 
    – My do siostry Faustyny. 
    – A po cóż to? 
    – Chcemy porozmawiać. 
    – To nie lepiej przy obieraniu ziemniaków? 
    – Siostra kucharka powiedziała, że dzisiaj nas nie potrzebuje. 
    – Siostra Faustyna ma swoje obowiązki w kuchni. 
    – My nie będziemy jej przeszkadzać. Pomożemy nawet. 
    – Nie może wam całego czasu swojego poświęcać. 
    – Całego oczywiście nie, ale prosimy o więcej. 
    – Siostra musi odmówić pacierze, odprawić rozmyślanie, uczestniczyć we Mszy świętej, modlić się na różańcu, iść na adorację Najświętszego Sakramentu. 
    – A nie mogłaby matka przełożona zwolnić ją z niektórych modlitw? Przecież ich sporo, a nawet dużo. 
    – Ale zrozumcie, one są źródłem mądrości i miłości człowieka. 
    – Ale musi być aż tak dużo? 
    – Musi i już. Siostra Faustyna jest zakonnicą i powinna żyć zgodnie z regułą zakonu. A tak nawiasem mówiąc, od rozmów macie waszą matkę klasową. 
    – A nie wolno nam zwrócić się do innej siostry? – tu wyskoczyła dziewczyna, która dotąd ani razu nie zabrała głosu. 
    Matka poczuła się zaatakowana, ale odpowiedziała w miarę spokojnie: 
    – Wolno, ale tak, żeby jej nie odciągać od jej obowiązków. 
    Dziewczyna nie ustąpiła: 
    – A co jest celem tego zgromadzenia? – spytała bezczelnie. 
    – Resocjalizacja dziewcząt – odpowiedziała matka, ledwie panując nad wzburzeniem. 
    – Jeżeli tak, to czemu utrudniacie nam kontakty z siostrą, która się do tego najbardziej nadaje – dziewczyna mówiła twardo i nieustępliwie. 
    – To jest klasztor. I tu panuje porządek. Siostra Faustyna jest siostrą koadiutorką, czyli drugiego chóru, do prac służebnych. O tym wiedziała, składając śluby. Tego chciała i to będzie nadal wykonywała. Jeżeli jej się to nie spodoba, może zawsze wystąpić ze zgromadzenia i nie przystąpić do drugich ślubów czasowych. 
    – Nie rozumiemy się – dziewczyna oświadczyła lekko podniesionym głosem. – Przepraszam, ale matka chyba udaje, że nie rozumie, o co nam chodzi? Bo nie wierzę, żeby matka tego nie rozumiała. Wobec tego nie mamy o czym rozmawiać. Ale oświadczam stanowczo, że mamy prawo rozmawiać z siostrą Faustyną i tyle – tu wstała i wyszła. 
    Za nią poszła reszta dziewcząt. 
    Matka zwołała radę. Przedstawiła sprawę Faustyny. Wysłuchała opinii. Były rozmaite. Przeważała jedna: 
    – Nie możemy dopuścić, żeby dziewczęta rządziły. Bo to oznacza anarchię. Jedyna rada, to poprosić matkę generalną, żeby sobie ją wzięła. My tu na Grochowie mamy jej dość i prawie. 
    I tak się stało. Matka generalna zgodziła się na powrót Faustyny na Żytnią ze śmiechem: 
    – A chciałyście ją, a chciałyście ją, a teraz już wam się odniechciało.
    – Chcemy mieć spokój w klasztorze i w internacie. 
    Helenka o tym wszystkim dowiedziała się na końcu. To wszystko działo się za jej plecami. Choć w czasie rozmyślania zobaczyła Jezusa uśmiechniętego, jak przytula dzieci do swojego serca i mówi: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im tego”. A zwracając się do niej, powiedział: „Spotka cię przykrość z tego powodu, ale nie martw się, jestem z tobą”. 
    Została wyrwana z kuchni z poleceniem, by stawiła się u matki przełożonej. Ta oświadczyła krótko: 
    – Siostra wraca do domu generalnego na Żytnią. 
    Więc wróciła i zdawało się jej, że sprawa została zamknięta. Zabrała się do swojej roboty w kuchni. Przyszła siostra kucharka: 
    – Matka przełożona wzywa siostrę do siebie. 
    Zastała przełożoną zbulwersowaną, z wypiekami na twarzy. Powiedziała: 
    – W rozmównicy czekają na siostrę dziewczęta z Hetmańskiej. 
    – Do mnie? 
    – Gorzej. Nie do siostry. Przyszły do mnie. Może to złe słowo, ale żądają, bym przyjęła je do internatu na Żytnią. Bo na Grochów więcej nie wrócą. 
    – Dlaczego? 
    – Czemu się siostra pyta? Przecież siostra wie, że to o nią chodzi. 
    – Nie, skąd bym wiedziała? 
    – Wszystko jedno. Teraz siostra już wie. Chcą być tutaj, bo tutaj jest siostra. Chcą być z siostrą w kontakcie, jak mówią. 
    – I co mam zrobić? 
    – No właśnie. Nie możemy dopuścić do tego, żeby dziewczęta z jednego domu przechodziły do drugiego dla jakiegoś widzimisię. 
    – Co im mam powiedzieć? Co matka chce, żebym im powiedziała? 
    – To, co siostra uważa. Ale na pewno w tym duchu, żeby wracały na Hetmańską. Może im siostra powiedzieć, że to jest bez sensu, bo i tak siostra nie zagrzeje miejsca na Żytniej, ale zostanie przesunięta na inną placówkę. 
    – Dokąd? Jeśli wolno mi spytać. 
    – To nieważne dokąd, ale na pewno nie zostanie siostra w Warszawie. 
    Poszła. Powiedziała, żeby się nie wygłupiały. Wreszcie popłakały się wszystkie jak bobry – z miłości, z rozstania, ze smutku. Ale potem przyszedł czas na „męską rozmowę”, w której powtórzyła to, co usłyszała od matki. 
    – Ale będę o was zawsze pamiętała. Będę się za was modliła. Proszę o wzajemność. I będę pisała. Podam adres. I będziemy szły razem przez życie. Aż do śmierci. I po śmierci spotkamy się razem w niebie. Dobrze już, dobrze. To wracajcie na Grochów. 
    Zgłosiła się do matki. 
    – Siostra uda się do Kiekrza pod Poznań. Tamtejsza siostra kucharka zachorowała. Myślę, że siostra potrafi ją zastąpić. 
    – Dziękuję za zaufanie. Kiedy mam jechać? 
    – Jak najprędzej. A najlepiej jutro.