STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


16 kwietnia 2004

„NIE BÓJCIE SIĘ”

     Niewiasty idące od pustego grobu spotykają Jezusa i przelękły się Go.
     Dwaj uczniowie uciekają do Emaus. Chociaż wiedzieli, że coś się stało. Chociaż wiedzieli, że grób jest pusty. Chociaż wiedzieli, że Jezus ukazał się niewiastom. Uciekają. Bali się Rzymian? Bali się Żydów? Nie! Oni bali się Jezusa. Zmartwychwstałego. Że może przyjść i do nich. I może stanąć przed nimi. Tak jak stanął przed niewiastami. I ich życie musi się wtedy odmienić. Wszystkie plany życiowe misternie skonstruowane legną w gruzach. Wobec tego lepiej uciec.
     Tomasz mówi: „Dopóki nie włożę palców moich w Jego rany, nie uwierzę”. Broni się. Chociaż go koledzy zapewniają, że Jezusa widzieli. Chociaż go przyjaciele zapewniali, zapewniają, że Go spotkali. Broni się. Przed kim? Przed Jezusem Zmartwychwstałym. Bo zdaje sobie sprawę z tego, co będzie znaczyło dla niego, dla jego życia, jakie konsekwencje ten fakt wywoła, jeżeli Jezus rzeczywiście zmartwychwstał.


* * *


     A my podobnie jak oni. Boimy się Jezusa Zmartwychwstałego. Chętnie słuchamy, co się w Betlejem stało, jak to pastuszkowie, jak to Trzej Mędrcy przychodzili do Jezusa leżącego w żłobie.
     Z zainteresowaniem dowiadujemy się o tym, co się działo w czasie nauczania Jezusa, o cudach uzdrowień, o wskrzeszeniach umarłych, o rozmnażaniu chleba. A zwłaszcza o ludziach otaczających Jezusa. O wiernej Marii Magdalenie. O Piotrze, którego nazwał opoką Kościoła. O Piotrze, który potem zaparł się Go.
     Ze współczuciem słuchamy, jak był Jezus sądzony przez Annasza, Kajfasza, Heroda, Piłata, jak był biczowany, jak był na śmierć skazany, jak został ukrzyżowany, jak umierał. Możemy słuchać o tym. Możemy czytać o tym. Możemy patrzeć na filmy ukazujące Jego mękę i śmierć.
     Ale nie chcemy, żeby nas spotkał, żeby się pojawił na naszej drodze, spojrzał na nas – jak na niewiasty idące od grobu. Nie chcemy, żeby zawołał nas po imieniu – jak Marię Magdalenę. Nie chcemy, żeby podszedł do nas – jak do Tomasza, mówiąc: „Włóż palec w rany moje i nie bądź niewierny”. Bo się boimy. Że trzeba będzie zmienić swoje życie. A myśmy już tak przywykli. Myśmy się już tak przyzwyczaili. Myśmy już tak się nauczyli. Nam już tak jakoś dobrze – chociaż narzekamy.
     Boimy się Boga. Boimy się Tego, który jest Miłością. Boimy się Jego miłości! Boimy się, żebyśmy nie uwierzyli w Jego miłość ku nam. Że nas kocha, że z nami idzie przez całe życie. Boimy się tego. Opowieści możemy słuchać – bez końca. Ale uwierzyć w to?! Zaufać Mu?! Pokochać Go?!
     To przerasta nas.
     Lepiej więc postępować ostrożnie. Z daleka, z dystansu!
     Słuchać o tym, jak to pastuszkowie, jak to Trzej Królowie, jak to faryzeusze, jak to Maria Magdalena, jak to Piotr, jak to Piłat, Herod, Annasz.
     Lepiej słuchać opowieści. Ale nie brać tego do siebie! Nie doprowadzić do osobistego spotkania z Bogiem.
     To się wykręcamy, że w kościele nudno, że ksiądz źle mówi kazania, że śpiewa organista fałszywie, że ktoś obok przeszkadza nam. To narzekamy, to się wykręcamy. Że książki religijne są nie na poziomie, że mówią o sprawach, które człowieka nie interesują.
     Bo się boimy Boga. Żeby nie spojrzał na nas, żeby nie trzeba było patrzeć Mu prosto w oczy. Żeby nie trzeba było powiedzieć: Ja – wierzę w Ciebie. Ja – ufam Tobie. Ja – kocham Cię. Ja – chcę być z Tobą. Całe życie.
     Tego się boimy.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI