STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


14 maja 2004

CENTRUM ŚWIATA Rekolekcje unijne (2)


Ks. MIECZYSŁAW MALIŃSKI                                                 Rekolekcje unijne (2)


Centrum świata


Unia Europejska Polski potrzebuje. Naszej myśli, naszej inteligencji, naszej pomysłowości, naszej odwagi, naszej wolności, naszej fantazji.  


    W historii świata były rozmaite punkty ciężkości potęgi politycznej, 
    przemysłowej, 
handlowej. Przez wieki całe Europa dominowała nad 
     światem. My, Europejczycy, rozdawaliśmy karty. Uznaliśmy, że świat 
     do nas należy. Świadczyły o tym „podboje świata” w wykonaniu 
     Portugalii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Belgii. 
     Świadczyły o tym kolonie.


     Obecnie punkt ciężkości przesunął się z Europy na Basen Oceanu Spokojnego –
Japonia, Korea, Chiny, Filipiny, Indonezja, Australia. W związku z tym wielkie firmy
amerykańskie przeniosły swoje siedziby ze wschodniego brzegu na zachodni. Z
Nowego Jorku, z Waszyngtonu, z Bostonu – do San Francisco, do Los Angeles.
Kanada rozbudowuje Vancouver. 
     Brazylia mówi po portugalsku. W Indiach w prowincji Goa spotkałem Portugalię. Widziałem podobne murki jak w Portugalii – bielone wapnem, widziałem podobne kościoły jak w Portugalii – bielone wapnem. Ale Hindusi w Goa na słowo „Portugalia” zżymają się. Nie chcą mówić. Źle wspominają ten czas.
     Będąc w Portugalii, patrzyłem się na tych ludzi – drobnych, szczupłych – wieśniaków, rybaków, marynarzy. Nadziwić się nie mogłem, jak oni potrafili dokonać takich wielkich podbojów, jak dokonali.
     Ale to już jest czas przeszły. Teraz Portugalia znalazła swoje miejsce – tak jak inne potęgi kolonialne – Hiszpania, Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Holandia, Belgia. Europa zeszła na margines wielkiego świata, wielkich spraw kuli ziemskiej.
     Największe potęgi europejskie – Niemcy, Francja, Anglia – zdają sobie z tego sprawę, że już w pojedynkę nie wystarczą, nie stawią czoła tym wielkim potęgom, które już się narodziły, jeszcze się wciąż rodzą – jak Indie, jak Brazylia.
     Nie zapomnę mojego wyjazdu z Indii, gdy dwaj chłopcy, którzy byli moimi przewodnikami, żegnali mnie na lotnisku. Spytał się jeden z nich: „Ilu jest Polaków w Polsce?” Odpowiedziałem: „Około czterdziestu milionów”. „A nas jest osiemset milionów. A za parę lat będzie miliard” – powiedział z dumą jeden z nich – parias, czyli człowiek z najniższej kasty społecznej.
     Indie łączymy z biedą, z nędzą, z ludźmi umierającymi na ulicach z głodu. Są i tacy. Jest bardzo wielu takich. Ale oprócz tego jest wysoki przemysł, wysoka technologia, ludzie świetnie wykształceni w dobrych uniwersytetach.
     Przesunęły się punkty ciężkości.
     Europa musi się bronić. Francja, Niemcy, Anglia zrozumiały, że nawet gdy stworzą jeden wspólny blok, to i tak nie potrafią się obronić, że trzeba się związać z wszystkimi państwami naszego kontynentu, utworzyć wspólnotę europejską.
     Dlatego nas zaprosili do tej wspólnoty. Nie dlatego, żeby nam ulżyć, żeby nam pomóc, żeby nam rzucić jałmużnę. Nie dlatego, że się zlitowali nad nami. To jest ich czysty interes. Będziemy tworzyć wspólnie Europę. Ich potencjał zostanie wzmocniony naszym potencjałem. O tym potencjale chcę mówić.
     Ktoś mi powie: „Czym wzmocnimy Europę my, biedni, sieroty skrzywdzone, ze zrujnowanym przemysłem, handlem – wszystkim, co mamy. Czym wzmocnimy?”
     Są w nas potencjały tak wielkie, że warto było nas zaprosić. A ten potencjał jest nie w kiepskich drogach, w odrapanych kamienicach, rozlatujących się blokach, ale ten potencjał jest przede wszystkim w ludziach. Nas potrzebują. Tak Belgowie jak Włosi, Francuzi, jak Holendrzy – jak cała Europa. Nas potrzebują. My ich wzmocnimy.
     Wielkie koncerny, wielkie fabryki – niezależnie od tego czy chemiczne, farmaceutyczne, czy samochodów – mają przy sobie wmontowane instytuty naukowe. Bo przemysł stoi wynalazkami, udoskonaleniami, ciągłą pracą twórczą, prącą do przodu – żeby lepiej, mądrzej, żeby praktyczniej, bezpieczniej, żeby zdrowiej, żeby bardziej rozumnie, żeby taniej. Pod każdym względem – czy to komputer, czy to czekolada. Wszystko ma być lepsze. A na to potrzeba kadry naukowców. Wobec tego do tych instytutów przemysłowych ściągani są profesorowie uniwersyteccy czy z politechniki, czy z innych wyższych uczelni – za grube pieniądze, bez porównania większe niż dostają na uczelniach państwowych czy niepaństwowych – i tam pracują. Głowią się dniami i nocami nad tym, żeby wynaleźć sposób, środek – niezależnie od tego czy chodzi o organizację handlu, przemysłu, o ekologiczny silnik samochodowy czy też o jakiś lek farmaceutyczny zwalczający raka.
     Nas potrzebują i pod tym względem. Nas – naszych naukowców, naszych ludzi, naszego potencjału intelektualnego. I chodzi o to, żeby nasze uczelnie były naprawdę, prawdziwie wysokim poziomem.
     I ma rację pan Ziejka – rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego – że nie zgadza się na to, aby profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego pracowali w innych uczelniach, aby mieli po dwie czy pięć katedr na pięciu uczelniach oprócz Uniwersytetu Jagiellońskiego. A więc na żadnej drugiej uczelni nie może być zatrudniony profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Powód jest czytelny: Bo w przeciwnym razie przestanie być naukowcem. Bo po prostu nie będzie miał na to czasu! Bo będzie jak płyta nagrana – powtarzać będzie to samo na jednej uczelni jak i na kolejnej uczelni. To nie będzie naukowiec. Nie będzie miał czasu na lekturę, nie będzie miał czasu na przemyślenia, nie będzie miał czasu na pisanie prac.
     Ma rację pan Ziejka. Pod jednym warunkiem. Że ten naukowiec, który musi mieć czas na to, żeby pracować naukowo, żeby pisać prace naukowe na wysokim poziomie, żeby mieć przemyślenia, żeby mieć czas na konferencje, na spotkania, na dyskusje, na dialogi – musi być dobrze opłacony, musi być pozbawiony kłopotów finansowych, żeby miał spokojną głowę i mógł się poświęcić w pełni na pracę naukową. Bo póki co, trudno polskiemu pracownikowi naukowemu wyżyć z jednej pensji.
     My jesteśmy potrzebni Europie. Bo już wszystkie aparaty fotograficzne, które mamy do dyspozycji, są japońskie. Prawie wszystkie. Voigtlandery, zeissy, leiki – my już nie wiemy, co to było – przestały istnieć, są wykończone. Dawniej Szwajcaria potęgą była w zegarkach. Teraz przebiły je japońskie zegarki. Komputery, telewizory, radia, odtwarzacze, kolumny – w ogromnym procencie japońskie.
     Zdawało się nam, że jest bastion, którego nie pokona nigdy Japonia – rynek samochodowy, produkcja samochodów. Okazało się, że nie. Europa jest zalewana samochodami japońskimi. Nie tylko są bardzo nowoczesne, ale bardziej niezawodne. Najlepsi dotąd Niemcy pod tym względem – z swoim mercedesem, BMW i volksvagenem – nie mówiąc o Francuzach z renault i peugeotem, nie mówiąc o Anglikach z roverem, morisem – musieli się ugiąć. Ich samochody są bardziej zawodne niż japońskie toyoty, hondy, mazdy.
     Trzeba się bronić – żebyśmy nie zostali zupełnie zmieceni przez przemysł japoński. A jedyny sposób to: Postawić na naukę. Postawiła Finlandia – i stała się potęgą w telefonii komórkowej. Postawiła Szwecja. Tam wydatki na naukę w ich budżecie są wyższe niż w innych państwach europejskich. I są skutki, są efekty. Ich samoloty wojskowe, ich samochody – volvo – znakomite, najbardziej bezpieczne.
     Również my powinniśmy postawić na naukę!
     Ktoś powie: „Czy nie wydrenują nam wtedy naszych ludzi?”
     Będzie drenaż. Dla przykładu: Niemcy ściągają naszych naukowców do prac – nie tylko w dziedzinie komputerów, ale również w innych dziedzinach. Równocześnie sami Niemcy się skarżą, że są drenowani przez Amerykanów. Że Amerykanie płacą więcej ich uczonym i wyciągają ich do Stanów Zjednoczonych.
     Jest, oczywiście, drenaż. Ale ten Polak, który przejdzie do Niemiec czy nawet do Stanów Zjednoczonych czy do Szwajcarii i tam pracuje, to przecież przeważnie wraca. I swoim doświadczeniem wspomoże nas.
     Postawić na naukę. Żebyśmy nie zginęli. Żeby Europa nie zginęła. Żeby Polska nie zginęła.
     Unia Europejska Polski potrzebuje. Naszej myśli, naszej inteligencji, naszej pomysłowości, naszej odwagi, naszej wolności, naszej fantazji. To wszystko w nauce jest potrzebne.


* * *


     Wchodzimy do Europy. Wchodźmy jednak nie jak obce ciało. Nie wchodzimy do Europy, żeby pozostać takimi samymi, jakimi byliśmy dotąd.
     Trzeba traktować wejście do Unii jako integrację. A więc wziąć od nich to, czego nam brakuje. Nie brać tego, czego nie chcemy, ale wziąć to, co jest konieczne, potrzebne do życia – narodowego, społecznego, politycznego.
     Wskażę na jeden przykład. Może detal, może szczegół, może właściwie nie ma o czym mówić. Ale zaryzykuję: czystość. Po zimie, gdy śnieg topnieje, odsłania się brud miasta. Śmieci leżące bezkarnie. Przechodzimy obok tego obojętnie.
     Będąc nad morzem, spotkałem człowieka, który całe życie spędził w Belgii. Przyjeżdża do Polski na wakacje. Nieraz go widzę rano wczas, jak chodzi po lesie przylegającym do wydmy, za którą jest plaża. Chodzi po lesie i zbiera śmieci. Na drążek zakończony gwoździem wbija śmieci, pakuje do torby, którą niesie. Zapytałem go – żartem – czy nie ma nic innego do roboty. Odpowiedział: „Ja wstydzę się. Wstydzę się jako Polak tych śmieci. Nie powinno ich być”.
     Brud. Polski brud. Polskie śmieci, które nie kolą nas w oczy.
     Uczestniczyłem w pielgrzymce Papieża do Korei. W Seulu, na największym placu miasta – który dawniej, w czasie wojny koreańskiej był lotniskiem, ogromny, szeroki plac – przyszło na Mszę świętą, którą Papież odprawiał, ponad milion Koreańczyków. 
     Msza święta skończona, beatyfikacja dokonana, ludzie się zaczęli rozchodzić. Aż wreszcie plac pozostał pusty. I zaskoczył mnie jego widok. Na placu nie było ani jednego śmiecia! Śmieci były w koszach, stojących dość gęsto. Ale na placu nie było ani jednego śmiecia.
     O czystość chodzi. Będąc w Tokio, chodziłem wieczorami na spacer do parku. Widziałem tam ludzi na spacerze z psami – zresztą w Japonii psów jest bardzo niewiele. – I odchody w parku były zbierane przez właścicieli psów tak, jak to robiono na chodnikach ulic.
     Mieszkam w pobliżu szkoły. Jest obok łąka – zaśmiecona. Raz do roku odbywa się „sprzątanie świata”. Dzieci w ten dzień czas szkolny poświęcają na zbieranie śmieci. To jest raz do roku. Wniosek: A we wszystkie inne dnie można śmiecić?
     Byłem zaproszony do krakowskiego liceum z jakąś dyskusją. Wchodzę do hallu – urwana klamka, zwisa bezwładnie. Zgłaszam się do kancelarii i mówię: „Klamka jest urwana, może państwo nie zauważyliście. Trzeba…” „A nie, ona od zawsze jest urwana”. Zdumiałem się: Jak można dziecko wychować, jak można młodzież wychować w liceum, gdzie jest klamka urwana – „od zawsze”!
     Dziecko powinno się przyzwyczajać do czystości w domu. Ale szkoła musi kontynuować tę pracę wychowania dziecka w czystości. Bo inaczej to jest zaprzeczenie nazwy „szkoła”. A jeszcze: wizytówką szkoły są ustępy. Tak jak wizytówką każdego mieszkania jest łazienka. Wizytówką każdego miasta są ustępy publiczne. Jak wyglądają nasze wizytówki? Bez komentarzy.
     My wchodzimy do Europy – bo nas potrzebują. Ale my ich też potrzebujemy. Potrzebujemy ich na to, żeby się uczłowieczyć w tym, w czym nie jesteśmy w pełni uczłowieczeni. A trzeba powiedzieć, że poza wszystkimi naszymi cechami pozytywnymi, poza wszystkimi naszymi cudownymi cechami polskimi, jest ta nonszalancja na brud, jest rzucanie śmieci, byle je usunąć od siebie, na ziemię, bądź gdzie, przydeptać, bądź gdzie kopnąć, żeby tylko nie przeszkadzały.
     My chcemy pozostać Polską. My chcemy mieć takie domy polskie, jak tylko polskie mogą być, chcemy mieć takie ogrody polskie, jakie tylko mogą być, chcemy mieć takie drogi polskie, jakie tylko mogą być – czyste! Bo inaczej, gdy przyjadą do nas i zobaczą ten gnój, który u nas się panoszy na ulicach, w parkach, w miejscach publicznych, gdy zobaczą te klatki schodowe śmierdzące, obrypane mury, fasady lecące na głowę, niemalowane od lat ściany w korytarzach – to stwierdzą, że nie są u siebie, że nie są w Europie.
     To my mamy czuć, że nie jesteśmy w Europie, dopóki mamy takie widoki przed oczami. Dopóki przechodzimy i nie reagujemy.
     Mamy być Polską – z polskim językiem, z polskim folklorem, z polską kulturą – ale czyści. Europejscy. Europejczycy.