STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


6 sierpnia 2004

BOHATEROWIE POWSTANIA

 
     Gdyby spytać ludzi naszego narodu, czy Powstanie Warszawskie było konieczne, to chyba przeważająca część rozmówców odpowiedziałaby negatywnie: Nie.
     Gdyby spytać, czy rząd polski w Londynie – jak i dowódcy AK w Warszawie – nie popełnili żadnych błędów, wydając rozkaz rozpoczęcia powstania, to prawdopodobnie zdecydowana większość naszego społeczeństwa odpowiedziałaby: Niestety, i to wielkie błędy.
     Bo tak polskiemu rządowi londyńskiemu jak dowódcom krajowym nie wolno było poddawać się emocjom ani poprzestawać na swoich domyślnikach: „państwa sojusznicze pomogą”, „ależ bez wątpienia, że przyślą pomoc”, „to się samo przez się rozumie”, „nie może być inaczej”, „przecież nawoływali, namawiali, żądali”. A co najważniejsze, nie trzeba było traktować powstania jako wyłącznie polskiego działania, ale usytuować je w ramach koalicyjnej walki z Niemcami.
     Należało usiąść twardo przy jednym stole z aliantami, tak z rządem Stanów Zjednoczonych jak i z rządem brytyjskim, i ustalić warunki przeprowadzenia tego szalonego pomysłu. I zażądać zapewnienia, zagwarantowania na piśmie dostaw broni i wszelakiego sprzętu wojskowego. Również trzeba było dostatecznie wcześnie rozmawiać w Moskwie na ten temat.
     Mieliśmy prawo do takich rozmów: byliśmy członkami koalicji państw walczących z Niemcami. I te mocarstwa miały obowiązek pomocy. W przeciwnym razie należało zrezygnować z tego pomysłu, jakim było Powstanie Warszawskie.
     A może przy okazji byliby zaskoczeni nasi wodzowie. Bo może by wyszło na jaw, że Polska została sprzedana Związkowi Radzieckiemu przez Zachód. Mówiąc bardziej oględnie, włączona do strefy wpływów radzieckich. I właściwie okazałoby się, że polski rząd, mający swoją siedzibę w Londynie, jest już nieprawomocny do podejmowania wiążących decyzji. I powstanie nie ma już żadnego znaczenia politycznego.
     Tego wszystkiego nie dowiedzieli się nasi decydenci polscy – ani warszawscy, ani ci w Londynie.


* * *


     Ale my nie chcemy się na tym skupiać. My nie chcemy tylko politykować.
     My stajemy przed ogromem cierpień warszawskich mieszkańców. Tak żołnierzy jak ludności cywilnej. Przed masakrami, bestialstwem, horrorem dokonywanym przez niemieckich żołnierzy, który rozgrywał się przez te 63 dni. Przed czymś, co było nieludzkie. I trwamy przed tym rozpaczy godnym wydarzeniem, które się nazywa Powstanie Warszawskie, nie wiedząc, czy wyć z żalu, czy zapłakać się na śmierć.
     A przy tym poraża nas bohaterstwo walczących żołnierzy. Bohaterstwo szalone, sięgające heroizmu.
     I wyznajemy nasz podziw, nasze uwielbienie dla tych ludzi. Że tyle wytrzymali. Że tak walczyli. Że tacy byli dzielni, tacy bohaterscy, bezinteresowni, wspomagający się wzajemnie – że tak kochali Ojczyznę.


* * *


     I nauka Powstania Warszawskiego nie poszła na marne. W październiku 1956 roku naród polskie – a zwłaszcza mieszkańcy Warszawy – nie chwycili za broń.
     W sierpniu 1980 roku robotnicy Gdańska, Szczecina i innych zakładów pracy na terenie całej Polski również nie podjęli walki zbrojnej.


* * *


     Chcemy prosić bohaterów Powstania Warszawskiego, żeby i nam dali choć trochę miłości Ojczyzny, jaką nosili w sercu. A której nam tak brak.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI