STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


10 grudnia 2004

NIE KRADNIJ

 
     Siódme przykazanie: Nie kradnij.
     Niestety, takie sformułowanie skłania do zawężenia spojrzenia i skupienia się wyłącznie na prymitywnym złodziejstwie – ukraść komuś pieniądze czy rzecz. Dlatego spróbujmy określić inaczej, o co chodzi w tym przykazaniu. W sensie pozytywnym można je wyrazić słowem: „Dawaj”.
     Należy na nowo odkrywać prawdziwość takich staropolskich słów jak „dobro-dziej” i zaprzeczenie jego: „zło-dziej”, „dobro-czyńca” i „zło-czyńca”. Tu chodzi o coś więcej niż o zabranie cudzej własności. Tu jest jakieś przestępstwo natury społecznej – zło wyrządzone społeczeństwu, do którego należę, a więc zło wyrządzone i sobie samemu, bo społeczeństwo to poszerzone „ja”.
     Bo trzeba stwierdzić, że za mało dajemy siebie bliźnim – swojej miłości, szacunku, uwagi, troski, czasu, poświęcenia.
     Za mało dają rodzice dzieciom swoim pogłaskań, przytuleń, pocałunków, serdeczności, czasu, uwagi, troski, rozmów. Za mało dzieci dają rodzicom poszanowania, posłuszeństwa. Za mało nauczyciele troszczą się o swoich uczniów. Za mało przykładają się do przygotowywania porządnie swoich lekcji. Za mało uczniowie okazują szacunku swoim nauczycielom. Za mało interesują się wykładem. Za mało lekarze opiekują się swoimi pacjentami, za mało się douczają, dokształcają się. Za mało pacjenci okazują szacunku swoim lekarzom.
     Za mało dajemy siebie tym, którzy powinni być przez nas brani pod uwagę, za których jesteśmy odpowiedzialni, którzy mają prawo domagać się naszej troski.
     Trzeba odkryć tę prawdę, że gdy jestem byle jakim lekarzem, to jest coś więcej niż kradzież. Gdy jestem byle jaką pielęgniarką, to jest coś więcej niż kradzież. Gdy jestem byle jakim nauczycielem, profesorem, wykładowcą, naukowcem, to jest coś więcej niż kradzież. Podobnie gdy jestem złym wykonawcą zamówienia. Nazwijmy to jeszcze wyraźniej: takie postępowanie to okradanie dzieci, uczniów, pacjentów, klientów z tego, co im się należało.


* * *


     A były u naszym społeczeństwie, w naszej polskiej tradycji zawody, które nie nazywały się zawodami, tylko powołaniami. Powołanie mieli księża, lekarze, nauczyciele. A także rodzice jak i małżonkowie. To byli ludzie specjalnej kategorii. Dla nich nieważna była sprawa pieniędzy, ale właśnie sprawa powołania. Czuli się powołani do wypełnienia misji w społeczeństwie.
     Ale na dobrą sprawę przecież każdy zawód jest powołaniem. Bo nie tylko trzeba być powołanym do tego, żeby być dobrym lekarzem, księdzem, nauczycielem, ale żeby być na przykład dobrym inżynierem, rolnikiem, dziennikarzem, robotnikiem, kupcem. Trzeba mieć również do takiej pracy serce – lubić ją, sprawdzać się w niej, dorastać z jej pomocą do pełni człowieczeństwa.
     To niestety jakoś zatarło się w naszej świadomości. Teraz wszyscy są tymi, którzy zarabiają. Dla których liczy się tylko pieniądz. Pieniądz stał się celem życia, a praca tylko środkiem do tego celu. To już nie jest powołanie, tylko zawód – który trzeba wypełnić i otrzymać za to pieniądze.
     A bez takiego traktowania swojej pracy nie ma prawdziwej kultury. Bo nie ma szacunku dla drugiego człowieka – chociaż jest biedny, chociaż jest niewykształcony, chociaż jest ubogi.
     Nie zbudujemy prawdziwej Polski, nie będzie prawdziwie narodu polskiego, jeżeli nie będziemy mieli szacunku jedni dla drugich. Jeżeli nie będziemy się troszczyć wzajemnie o siebie – miasto o wieś, uniwersytet o przedszkola, zdrowi o chorych. Nie będzie prawdziwie narodu polskiego, jeżeli nie będziemy się kochać wzajemnie.


* * *


     Wyrastają mury pomiędzy nami. Budują się mury pomiędzy bogatymi a biednymi, wykształconymi i niewykształconymi, pomiędzy miastem i wsią, pomiędzy ludźmi na stanowiskach i ludźmi „zwyczajnymi”. I te mury są coraz wyższe, coraz grubsze, coraz bardziej nieprzenikliwe.
     Tak się dzieje nie tylko pomiędzy poszczególnymi ludźmi, ale również pomiędzy narodami. Wyrastają mury pomiędzy narodami bogatymi i biednymi, wykształconymi i niedouczonymi. Następuje dominacja jednych nad drugimi. Bogate dążą do podporządkowania sobie ubogich narodów. Powstają imperia. Bogaci mają o to pretensje, tego się domagają, tego żądają, uważają, że są w prawie posiadać władzę nad biednymi narodami i państwami. Ubogie państwa się buntują. Na tej drodze nie może być pokoju na świecie.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI