STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


24 GRUDNIA 2004

TWOJE NARODZENIE

 
     Po co to przygotowanie? Po co te góry jedzenia? Po co te stosy prezentów? Po co te choinki świecące na rynkach i placach? Po co te rzęsiście oświecone ulice? Po co to?


* * *


     Tylko żeby z wszystkim zdążyć na czas. Okna umyć, odkurzyć dywany, meble, wyczyścić podłogi, posprzątać. I upiec, ugotować, usmażyć, udusić. Żeby się nic nie przypaliło, żeby nic nie wykipiało, żeby nic nie oklapło. Jeszcze drzewko kupić. Żeby ładne się trafiło. Nie za duże, nie za małe – takie jak w sam raz na mieszkanie, pasujące, tak jak w tamtym mniej więcej roku. I ubrać je.
     A potem już przyjdzie ten dzień – ten wieczór. Przykryć stół białym obrusem, pod nim na środku siano. Na nim opłatki. Zastawa przygotowana dla wszystkich domowników i dla zaproszonych gości: dla samotnego emeryta z drugiego piętra. Nikogo nie może braknąć. Jest jeszcze jedno miejsce puste – tak jak tradycja każe. Dla tych, którzy ostatnio umarli, dla tych których ten wieczór zastał gdzieś w drodze i dla tych, którzy żyją na obczyźnie.
     I potem już wszyscy stoją przy stole. Uroczyście ubrani. Na pozór swobodni, ale przecież skrępowani. Wewnątrz serca drżący – jak małe dzieci, jakby to było pierwszy raz w życiu, jakby to jeszcze dotąd nigdy się nie zdarzyło. Ta chwila najświętsza, kiedy weźmie się opłatek w ręce i łamie się ze swoim bliskim człowiekiem – jednym, drugim, trzecim, czwartym – ile ich jest przy stole.
     Ten święty gest. To podejście do człowieka. I wyrwane jakieś słowa spod serca, które okazują się banalne – nie potrafią unieść tego przejęcia, wzruszenia, tej miłości, która serce napełnia. Najlepiej potrafią wyrazić ją łzy, kiedy człowiek się wtuli w człowieka – mąż w żonę, żona w męża, brat w siostrę, siostra w brata. I popłaczą. To lepsze niż najlepsze, najmądrzejsze słowo. Na znak przyjaźni i świętej miłości, na znak zapomnienia i zgody, na znak przebaczenia i darowania. Za całe dotychczasowe życie, za cały rok, za ostatni okres, za ostatni dzień. Że już odtąd będzie inaczej, że już odtąd na zawsze kochany, że już odtąd najdroższa. Że już nie będzie nic niestosownego, że nie będzie już nic niewłaściwego.
     Później zasiądą wszyscy przy stole tak jak gdyby nigdy nic, jakby się nie stało, nic się nie wydarzyło. A przecież wydarzyło się wszystko – co najważniejsze.
     Później będą żarty nawet, śmiechy – tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. A stało się wszystko.
     I czujemy, jakby kamień nam z serca spadł, jakbyśmy byli wolni po raz pierwszy w życiu, jakby spadły z nas więzy, które nas krępowały, które nam sznurowały usta, które nam sznurowały serca.
     I można się śmiać, opowiadać dowcipy, wspominać dawne wydarzenia, można rozmawiać jak gdyby nigdy nic się nie zdarzyło. A zdarzyło się.
     A tym, co się zdarzyło, to jest dotknięcie Boga, który się nazywa Miłością.
     Potem rozdawanie prezentów – drobiazgi – przydatne i nieprzydatne, jak to z prezentami. Ale to jest jak gdyby symbol tego, co się w nas dzieje, co się w nas dokonuje, co się w nas dokonało.
     Jeszcze kolędy przy drzewku – takie przynajmniej na jedną zwrotkę, bo się więcej nie pamięta. Może się kantyczka znajdzie. I tak do północy.
     Na koniec zwieńczenie tego dnia – Pasterka w kościele o 12 w nocy.
     A więc iść ulicami miasta, które się zapełnią ludźmi – miasta pustego o tym czasie w dzień normalny, ale to jest dzień nienormalny. To noc ludzi dobrej woli, noc pokoju. Rzeki dorosłych, ale i dzieci, ciągną do kościołów, na to, żeby się modlić, śpiewać, dziękować, wielbić – Bogu – za ten Dar największy, jaki nam dał – Miłość.
     I zaraz we wszystkich kościołach zabrzmi „Bóg się rodzi” – starodawną polską kolędą.
     Powrót do domu. Odpoczynek. I nowy dzień.
     Prawdziwie nowy dzień. Bośmy odrodzeni, bośmy na nowo ożywieni. Bośmy są nowymi ludźmi po tym wszystkim, co się stało w nocy. Bo to jest naprawdę nowe narodzenie – nie tylko Jezusa, ale nasze. Każdego z nas.
     To nie „święta, święta, już po świętach”. To Święta, Święta i one ciągną się długo – w godziny, w dnie, w tygodnie, w miesiące. My odnowieni, odrodzeni miłością staliśmy się nowymi ludźmi.
     To jest twoje narodzenie.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI