STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


15 lipca 2005

OBRADY SOBOROWE


     Jesteśmy w bazylice Św. Piotra – jednym z największych kościołów świata, arcydziele architektonicznym również i w tym sensie, że jego ogrom nie poraża, ale zachwyca.
     – To było tu – mówię półgłosem do moich towarzyszy, wskazując przestrzeń od głównego wejścia w stronę konfesji.
     – Tu odbywał się Sobór, chce ksiądz powiedzieć?
     – Tak. Na pozór był to sobór taki, jak każdy z poprzednich, ale naprawdę to był sobór inny. Już samo to, że zwrócono się do kardynałów, biskupów, przełożonych zakonów, do wydziałów teologii, aby przesyłali swoje sugestie na temat problemów, które powinny być omawiane na Soborze. Wybrane komisje przystąpiły do opracowania schematów, czyli projektów dokumentów, nad którymi mieli pracować ojcowie soborowi.    
     – Czy wiadomo, jakich tematów teologicznych czy etycznych dotyczyły te sugestie?
     – Tak. Okazało się, że wszystkie podstawowe zagadnienia zostały wyszczególnione. Zgrupowano je w siedemdziesięciu schematach. Ale okazało się też, że ta ilość przerasta możliwości Soboru. Ograniczono je do trzynastu podstawowych dokumentów nazwanych konstytucjami i całego szeregu dekretów i deklaracji. Na trzy miesiące przed otwarciem Soboru te schematy zostały rozesłane ojcom soborowym.
     – Sądzę, że Karol Wojtyła również otrzymał taką przesyłkę?
     – Oczywiście. I z jednej strony był zachwycony, ale z drugiej strony był świadomy ogromu pracy, jaka go czeka. Co przy jego obowiązkach biskupa i profesora na KUL-u było nie do udźwignięcia.
     – Jakie znalazł wyjście?
     – Powołał zespół ludzi, na czele z księdzem profesorem Marianem Jaworskim. Mieli za zadanie przeczytać ten materiał i ustosunkować się do niego.
     – Ilu biskupów wzięło udział w obradach soborowych?
     – Dwa tysiące pięćset ojców soborowych, co było cyfrą dotychczas niespotykaną.
     – Jak wyglądał skład biskupów? Skąd pochodzili?
     – 33 procent z Europy Zachodniej, 13 procent ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady, 22 procent z Ameryki Południowej, po 10 procent z Azji i Afryki Czarnej, 3,5 procent ze świata arabskiego, 2,5 procent z Oceanii.
     – A ilu polskich biskupów uczestniczyło w pierwszej sesji?
     – Z Polski przyjechało 20 biskupów, spośród 60.
     – Kiedy się rozpoczął Sobór?
     – Sobór został otwarty 11 października 1962 roku. Jan XXIII, otwierając Sobór, wygłosił przemówienie, które przyjęto jak sensację. Nie tylko przez to, że ostrzegł przed próbami potępień. Daleko bardziej przez to, że oświadczył, że Sobór powinien obradować w perspektywie zjednoczenia Kościołów, czyli w duchu ekumenicznym. Co było zadaniem nowym, trudnym do realizacji.
     – Nie wyobrażam sobie, żeby biskupi pochodzący z tak odmiennych kręgów kulturowych mogli utworzyć jeden organizm. Przecież co innego jest ważne dla biskupów europejskich, a co innego dla afrykańskich, a co innego dla południowoamerykańskich.
     – Stało się inaczej. Ojcowie soborowi od początku podzielili się spontanicznie na „większość” otwartą na zmiany – wyczuleni na realia świata i konieczność dostosowania się do niego, i na „mniejszość”, która pilnowała, żeby „ocalić integralny depozyt wiary”. Tu czołową postacią był kardynał Ottaviani.
     – Słyszałem takie zdanie, że Sobór był zwołany w szczęśliwym czasie, bo kwitła teologia chrześcijańska, tak katolicka jak protestancka.
     – Bardzo słuszna uwaga. Congar, de Lubac, Danielou, Urs von Balthasar, Rahner, Ratzinger, Lehmann, Vorgrimler, Metz, Schillebeeckx, Guardini. Takie ośrodki, jak Regensburg, Tubingen, Monachium, Munster, Freiburg, Fribourg, Louvain stały na najwyższym poziomie.
     – A czy ci wielcy teologowie mieli wpływ na Sobór czy nie mieli? A jeżeli mieli, to na jakiej zasadzie?
     – Odegrali rolę, po pierwsze, w tradycyjny sposób, jako profesorowie kształcący na swoich uczelniach swoich studentów. Po drugie, jako tak zwani eksperci – periti. Powołani przez Watykan i władze soborowe. Po trzecie, jako doradcy swoich biskupów, zaproszeni przez nich do Rzymu na czas trwania Soboru. Po czwarte, zjechali do Rzymu z całego świata na własną rękę. I zaczęli działać w zaskakujący sposób, przez nikogo nieprzewidziany.
     – Jak wyglądała ta ich działalność?
     – W sposób nietypowy, nieformalny. Przez kontakty indywidualne, przez prelekcje, konferencje, referaty, odczyty, spotkania, sesje, które prowadzili po całym Rzymie. W domach zakonnych, w seminariach duchownych, w hotelach, na otwartym polu. Mówili przede wszystkim do biskupów, ale i do kleru, i do świeckich. To miało charakter niejednokrotnie jak powtórka teologii, ale w duchu zupełnie różnym od panującego w środowiskach tradycyjnie kościelnych.
     – Do was też przychodzili?
     – Do naszego Collegio Polacco coraz przychodził jakiś ważny człowiek ze swoim wykładem. Był między innymi Congar, Konig, był Dopfner, Danielou. Słuchali ich biskupi mieszkający u nas, a więc i Karol, ale również byliśmy obecni my – księża kolegiaści. Nie tylko obecni, ale braliśmy czynny udział, dyskutując.
     – I taki był ich sposób oddziaływania na przebieg obrad na auli soborowej?
     – A więc nie tylko. Oni byli coraz częściej zapraszani na członków komisji pracujących nad dokumentami soborowymi.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI