19 lutego 2006
VII NIEDZIELA ZWYKŁA
„Wstań i chodź”
Chorujemy. Nie tylko na grypy, anginy, katary, przeziębienia, bóle głowy. Ale dolegają nam ciężkie przewlekłe choroby – reumatyzm, ischias, serce, zawał, zator, arytmia, migotanie przedsionków, nerki, wątroba, płuca, ciśnienie. Jak nie dzisiaj, to wczoraj, jak nie wczoraj to jutro, pojutrze będziemy chorzy.
Chorujemy. Nie tylko na choroby fizyczne. Ale ważnym jest zdawać sobie sprawę, że źródłem chorób fizycznych jest przede wszystkim nasza psychika. Zbyt częste silne stresy. Gnębiące kłopoty finansowe. Strachy – przed przyszłością, przed starością, przed chorobą. Smutki – żeśmy zmarnowali życie. Że życie przeszło nie tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Że się nie udało. Żeśmy nie wykorzystali go tak, jak należało, żeśmy nie zaistnieli w społeczeństwie i żyjemy odsunięci na bok.
Wszystko to wywołuje w nas depresje, apatie, fobie, kompleksy, które wpływają destrukcyjnie na naszą kondycję fizyczną.
* * *
Z tym wszystkim przychodzimy do Boga, prosząc o zdrowie.
Nie tylko żeby nas nic nie bolało, nie kłuło, żebyśmy mogli spać w nocy. Żebyśmy nie odczuwali skutków sklerozy. Nie tylko żebyśmy dobrze widzieli, słyszeli, rozumieli. Żebyśmy byli silni w nogach, w rękach, w głowie, w całym naszym organizmie. Nie tylko żebyśmy byli mocni psychicznie, odporni na wszystkie stresy, wydarzenia, głupoty, tragedie, katastrofy.
Ale dlatego przychodzimy do Boga, aby nas dotknął! Swoją prawdą. Aby nasze dni, tygodnie, miesiące, lata nabrały sensu. Aby miłość była sensem naszego życia. Tak nasza praca, nasz powszedni dzień, jak nasze świętowanie. Abyśmy żyli jak normalni ludzie.
Abyśmy poczuli pod palcami radość życia, optymizm, ufność. Sens życia – którym jest: miłość. Miłość pracy, życia, ludzi, siebie, miłość Boga.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI