STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


21 kwietnia 2006

TABERNAKULUM


     Tabernakulum zaczęto budować dopiero w XII wieku. I prawie od razu wprowadzono zwyczaj zapalenia świecy, wieczną lampkę. Jak również przyklękanie. Zaznaczyć należy, że mówimy o zwyczaju, który już rozpowszechniał się w całym Kościele zachodnim. Bo w opactwie Cluny już w VI wieku istniał zwyczaj oddawania czci Najświętszemu Sakramentowi przez przyklękanie a nawet okadzanie. I tak rozpoczął się kult Najświętszego Sakramentu poza Mszą świętą. Doszło do tego, że gdy mówimy: Najświętszy Sakrament, rozumiemy właśnie nie Mszę świętą, ale sakramentalną obecność Jezusa w tabernakulum.
     Trzeba powiedzieć, że od początku istniały w Kościele „Święte Pozostałości” po Mszy świętej. Tą „Świętą Pozostałością” był Chleb przeistoczony, czyli Jezus Eucharystyczny. Po skończeniu Mszy świętej zatrzymywano go dla chorych, owijano w płótno. Z czasem umieszczano w naczyniach. Początkowo przechowywano w zakrystiach, od VI wieku ustawiano obok relikwiarzy na ołtarzu. Z czasem przygotowywano godniejsze miejsce. Były to nisze – najczęściej po stronie Ewangelii – specjalnie budowane na ten cel albo wykusze dobudowane w prezbiterium albo wieżyczki umieszczane nad ołtarzem. Czasem wolno stojące kapliczki.
     Zaistniał zwyczaj przyjmowania Komunii świętej poza Mszą świętą. Doszło do tego na drodze długowiekowego procesu. Zabierano Najświętszy Sakrament ze sobą do domu. Aby spożywać go w powszednie dnie, kiedy nie była sprawowana Msza święta. Również i po to, aby zanieść tym, którzy nie mogli we Mszy świętej uczestniczyć. Nie tylko chorym, ale i więźniom.
     Bywało i tak, że zabierano Najświętszy Sakrament ze sobą na czas długich podróży. Tak było do VIII wieku, kiedy to zwyczaj zaniknął, zresztą na skutek ponawianych zakazów. Zanika również zwyczaj rozdawania Komunii świętej przez świeckich.
     Ale tych praktyk nie zaliczamy wprost do Komunii świętej poza Mszą świętą, ponieważ wszystkie one pozostawały w ścisłej relacji do niej.
     Trzeba przyznać, że istniała – już w VIII wieku – praktyka, że w wielkie uroczystości, przy uczestnictwie dużej ilości wiernych, rozdawano Komunię świętą po Mszy świętej. Aby nie zatrzymywać tych, którzy nie przystępowali do Komunii świętej. Niemniej, i tę praktykę uważano za integralną część Mszy świętej.


* * *


     Dopiero w XVII wieku poczęto nagminnie praktykować przyjmowanie Komunii świętej poza Mszą świętą. Coraz wyraźniej jako osobną jednostkę liturgiczną.
     W oparciu o te nowe praktyki jak i całe zaplecze teologiczne, jakie dotychczas omawialiśmy w poprzednich artykułach, znikały coraz bardziej dawne wymiary społeczne Komunii świętej. Komunia straciła swój pierwotny sens – jako wspólnota z braćmi moimi, z którymi uczestniczę w uczcie Pana. Teraz traktowana była wyłącznie jako wspólnota z Chrystusem, którego przyjmuję i adoruję obecnego w mojej duszy. A więc Msza święta to już nie była wieczerza, która buduje gminę wyznawców Jezusa, a adoracja obecnego we mnie sakramentalnego Jezusa.
     Już w XVI wieku przestano nazywać Mszę świętą uczestniczeniem w wieczerzy, a mówiono tylko o obecności Jezusa w Eucharystii.
     Zaistniał proces psychologiczny, który stanowi charakterystyczny element na drodze dalszego rozwoju życia eucharystycznego Kościoła. A był on spowodowany właśnie przez zaprzestanie praktykowania wieczerzy eucharystycznej. W niej każdy z uczestników otrzymywał do rąk Ciało i Krew Pańską. Teraz doszło do sakralizacji Postaci. Uwaga wiernych zaczęła się koncentrować nie na akcji, nie na spotkaniu, nie na poczuciu wspólnoty, która tworzy się przy spożywaniu Ciała i Krwi Pańskiej, ale na samych Postaciach. Dochodzi do prawie fizycznego lęku przed spotkaniem się z nimi, przed dotknięciem ich.
     Chleb eucharystyczny przestano podawać do ręki. Zaczęto podawać do ust. I stało się to nie tyle z praktycznych względów – że można było zmniejszyć do minimum podawane cząstki Chleba-opłatka, ale przede wszystkim ze względu na szacunek dla Postaci Eucharystycznych. Szacunek względnie strach przed fizycznym ich zbezczeszczeniem.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI