KUSZENIE JEZUSA (2)
KUSZENIE JEZUSA (2)
Znajdował się na szczycie dziwnej góry. Stąd można było zobaczyć cały świat. Wszystko to, o czym dotąd słyszał albo czytał. Teraz zobaczył na własne oczy. Rzym, Grecję, Egipt, Babilonię, Macedonię, Fenicję. Oglądał ogromne budowle kamienne, pałace, siedziby królewskie i książęce, obok nich gigantyczne świątynie, wewnątrz bóstwa ze złota, srebra, z marmuru, z kości słoniowej, ozdobione drogimi kamieniami, rzesze kapłanów modlących się, składających tym bożkom ofiary. Oglądał miasta bogate z tłumami na ulicach, wsie rozrzucone wśród pól i lasów. Widział ludzi o rozmaitych kolorach skóry, mówiących rozmaitymi językami, o rozmaitych kulturach. Pojawiło się pytanie: Jak do nich dotrzeć, jak przemówić, by przyjęli prawdę Bożą, jak trafić do ich mentalności, jak ogarnąć rozrzuconych na takich przestrzeniach.
Początkowo nie rozumiał, po co znalazł się na tej górze, dlaczego ogląda to wszystko. Patrzył wciąż na poły z przerażeniem, na poły w zachwycie na te niezmierne przestrzenie. Na niezliczone rzesze ludzkie.
Posłyszał głos:
– Wreszcie mogą się spełnić przepowiednie wszystkich świętych patriarchów, królów i proroków, wśród których będziesz największy. Wreszcie może się stać to, o czym marzyli wszyscy dobrzy synowie Izraela. Religia Boga Objawionego będzie religią ludzkości, prawo objawione Mojżeszowi na górze Synaj, będzie prawem wszystkich narodów pod słońcem. Możemy zdobyć cały świat. Pomogę Ci: z Twoim rozumem, z moim sprytem, z Twoją odwagą, z moją przebiegłością. Kto nie jest z nami, ten przeciwko nam: pójdzie pod topór, wytrzebimy naszych nieprzyjaciół. Tak jak niszczyli praojcowie Izraela swoich wrogów, oko za oko, ząb za ząb. Będziemy karać naszych wrogów aż do dziesiątego pokolenia. Nie przepuścimy nikomu, tak jak dawnymi czasy. Ani dzieciom, ani starcom, ani kobietom. Jeden jest Bóg. Pomścimy wszystkich. Nie darujemy nikomu. Nie zapomnimy żadnej krzywdy.
Dotknęły Go te słowa szatana o zemście i karaniu według zasady: oko za oko, ząb za ząb, ale uznawał trafność jego głównej tezy, powtarzał z coraz pełniejszą akceptacją słowa szatana: „Po to przyszedłem na świat, aby spełniły się wszystkie marzenia synów Izraela. Mam zdobyć dla mojego Ojca cały świat. Nie będzie już nikogo pod słońcem, kto by nie znał Boga prawdziwego, kto by nie żył według Jego prawa. Nie będzie już świątyń pogańskich, a tylko świątynie Izraela. Bóg prawdziwy zapanuje nad światem”.
Szatan niespodziewanie podsumował swoje obietnice:
– To wszystko się stanie: to wszystko Ci oddam, jeśli upadłszy, oddasz mi pokłon.
Zadrżał z oburzenia. Nie przypuszczał, że szatan tak prędko i tak bez osłonek zdradzi swoje intencje. Panując nad sobą odpowiedział spokojnie, ale twardo:
– Idź precz, szatanie, bo napisane jest, że Panu Bogu kłaniał się będziesz i Jemu jednemu służył będziesz.
Szatan odsunął się, ale najwyraźniej nie rezygnował. Po jakimś czasie znowu był obok Niego. Posłyszał jego głos:
– Jesteś najzdolniejszy z wszystkich ludzi na świecie. Dlatego postawiłem na Ciebie. Przygotowałem strategiczne plany, cały sposób Twojego postępowania, abyś mógł zdobyć świat dla Twojego Boga. Chcesz to zobaczyć?
Nie odpowiedział. Przeczuwał, że to może być niebezpieczna próba, ale był trochę ciekaw, co szatan ma Mu do zaproponowania, a trochę pociągała Go sama gra: jak Go szatan będzie chciał namówić. Zaryzykował:
– Chcę.
– To popatrz, jak będzie wyglądała Twoja najbliższa przyszłość. Nawiążesz kontakt z Rzymianami. Zdobędziemy Galileę.
…Zobaczył siebie ubranego w wytworną, świetnie skrojoną i ułożoną szatę, rozmawiającego z Piłatem w jerozolimskiej siedzibie, w otoczeniu jego doradców rzymskich i żydowskich. Obraz był tak plastyczny, tak realistyczny, że prawie słyszał słowa wypowiadane…
– Przyobiecasz Piłatowi lojalność i współpracę. Wykażesz błędy, jakie król Herod Antypas popełnia. Dobrze będzie, jak mu zakomunikujesz parę faktów z antyrzymskich pociągnięć Heroda. To Ci zresztą powinni przygotować Twoi współpracownicy. Przy odrobinie sprytu zajmiesz miejsce znienawidzonego przez wszystkich Heroda. Lud powiesi go na gałęzi.
…Zobaczył rozruchy przed pałacem Heroda w Tyberiadzie. Zdobywanie bramy przez rozwścieczone tłumy, wtargnięcie tych tłumów do wnętrza, wywleczenie Heroda na dziedziniec i znęcanie się nad nim, wreszcie powieszenie go…
– Twoi uczniowie powinni to bardzo zgrabnie wyreżyserować, żebyś był równocześnie wniesiony na ramionach swoich zwolenników do pałacu i zasiadł na tronie.
…Widział siebie, jak żołnierze w otoczeniu rozentuzjazmowanych ludzi niosą Go na tarczach w górze, ponad głowami, jak wprowadzają Go do pałacu Heroda, jak sadowią Go na tronie królewskim, jak składają Mu hołd…
– Jak będziesz chciał, to weźmiesz Herodiadę za żonę, a jak nie, to jej córkę, Salome.
…Widział siebie siedzącego na tronie, przyjmującego na uroczystej audiencji Herodiadę i Salome. Odrzucającego Herodiadę i wskazującego ręką pięknej Salome miejsce na drugim tronie obok siebie…
Coraz bardziej pochłaniały Go te obrazy przewijające się przed jego oczami jak w kalejdoskopie. Coraz silniej wciągał się w nurt wydarzeń przecież nie będących pustą zabawą, ale mających istotne znaczenie dla Jego narodu, będących spełnieniem wszystkich marzeń i oczekiwań całego ludu izraelskiego. „Kolejne posunięcia muszą dotyczyć Judei i Samarii – pomyślał – aby wreszcie doprowadzić do zjednoczenia w jednych rękach wszystkich ziem, jakie Bóg przydzielił narodowi wybranemu”.
Już się domyślał, co będzie dalej, już wiedział, co musi zrobić potem, na co Izrael oczekuje, czego się domaga i żąda. Teraz głos szatana dochodził do Niego jako coś wiadome samo przez się, jakby to nie szatan mówił, ale On sam sobie przepowiadał – to, co rozwijało się przed Jego oczami, stanowiło ciąg działań: Jego jako Mesjasza wypełniającego wolę Bożą, a zarazem wolę swojego ludu.
– Następnie pojedziesz do Rzymu. Spotkasz się z cesarzem Tyberiuszem. On jest podejrzliwy i nieufny, ale komu zaufa, temu zaufa do końca. Weź choćby Sejana. Ty będziesz lepszy niż Sejan. Oczarujesz cesarza swoją mądrością, dowcipem do tego stopnia, że gdy mu zaproponujesz, aby oddał Ci Judeę pod Twoje rządy, on bez wahania spełni tę prośbę.
…Widział siebie, jak jest wnoszony w lektyce do pałacu cesarza Tyberiusza w Rzymie, jak jest witany z honorami królewskimi, jak jest przyjmowany przez niego na audiencji, jak ten jest zachwycony Jego osobą. Słyszał, jak cesarz proponuje Mu wycofanie wojsk rzymskich z izraelskich ziem judzkich i miasta świętego Jeruzalem, na znak pełnego i absolutnego zaufania do Jego osoby: do mądrej polityki, jaką dotąd prowadzi…
Już nie potrzebował podpowiadania szatańskiego. „Teraz cesarz usunie Piłata z namiestnictwa nad Judeą i odda ją mnie. W ten sposób wreszcie połączę dwie części Izraela pod swoimi rządami: po Herodzie Galilea i Perea, a po Piłacie Judea i Samaria.
…Widział, jak Jerozolimę opuszczają wojska rzymskie, jak On sam żegna Piłata. Słyszał tłumy, które temu wszystkiemu przyglądają się – jak wiwatują na Jego cześć, wołając: „Hosanna Synowi Dawidowemu. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości. Król Izraela!”. Zrywają gałęzie palmowe. Ścielą szaty na drogę, którą idzie…
Już był pewien, że teraz musi zdobyć Samarię. Znał lud Samarii mający uprzedzenia do tych wszystkich Izraelitów, którzy centrum kultu widzieli w świątyni jerozolimskiej. Orientował się, jak oni są przywiązani do składania Bogu swych ofiar na górze Girizim. Wiedział, że od tego nie będą chcieli odstąpić za żadną cenę.
Nie uświadamiał sobie, czy to sam mówi do siebie, czy słyszy swoje myśli, czy głos szatana: „Jeszcze muszę poczekać. Mogę się zabrać za Samarię dopiero wtedy, gdy urosnę w potęgę, mając silną Gallileę, Judeę i Pereę: Wtedy zażądam od nich, aby zrezygnowali z oddawania czci na górze Girizim, grożąc, że jeżeli dobrowolnie nie będą składali swoich ofiar w świątyni jerozolimskiej, zmuszę ich do tego siłą”.
– A wiesz, jaką dadzą odpowiedź? – usłyszał pytanie.
– Oczywiście: odmówią i wybuchnie bunt zbrojny – odpowiedział.
– Wobec tego najedziesz ich kraj.
Poprawił go:
– Ale nie będę niszczył Samarii, bo to kraj, jaki nam Bóg dał, tylko ukarzę ich surowo.
Już się nie pytał szatana, co będzie dalej robił. Już nie potrzebował, by on Mu coś przepowiadał, obiecywał, prorokował, planował. Już sam wszystko wiedział, jak rozgrywać, jak decydować. Nie widział nawet szatana ani nie słyszał. „Czy on był w ogóle tu, obok mnie. Czy mi się on nie przywidział? Czy to nie sam ze sobą rozmawiałem. Potrafię obejść się bez niego, nie potrzebuję jego pomocy. Sam wiem, jak będę postępował”.
…Widział siebie wkraczającego na czele żołnierzy do Samarii. Zwycięską bitwę z buntownikami samarytańskimi. Ścięte głowy dowódców obnoszone na włóczniach…
„I tak skłonię Samarytan, by Jerozolimę uznali za jedyne, święte centrum kultu składanego jedynemu Bogu, a miejsce na górze Girizim zrównam z ziemią. Tylko na spokojnie. I wreszcie będę władcą całej Palestyny”.
…Widział siebie królem Izraela rządzącym z Jerozolimy. Najwyższego kapłana Kajfasza, którzy wraz z Annaszem przychodzą w pokłonach na audiencję…
„Tych należy usunąć, bo oni knują zdradę – mówił już sam do siebie. – Bo oni marzą o powrocie do dawnych czasów. Ich miejsce obsadzę swoimi ludźmi. Ktoś doradzi im, aby się powiesili albo zażyli truciznę”.
…Przed swoimi oczyma miał scenę zdzierania z głów Annasza i Kajfasza kołpaków arcykapłańskich i ceremonię nakładania takiego kołpaka na głowę swojego zaufanego człowieka…
„Tylko to nie koniec sprawy. Na razie jestem królem Izraela. Ale lud oczekuje, żąda panowania nad wszystkimi narodami. Izrael oczekuje, żeby religia Boga jedynego była wyznawana przez wszystkie ludy ziemi. Na to Bóg nam objawił swoją prawdę, byśmy ją ponieśli w świat, byśmy ją przekazali innym. Muszę więc z kolei opanować imperium rzymskie. Zdobędę cały świat. Mogę przypuszczać, że Tyberiusz będzie zaskoczony mile moim zwycięstwem nad Samarią. Zaraz też powinienem mu podsunąć przez moich ludzi w Rzymie taką myśl, aby ściągnął mnie do Rzymu na głównodowodzącego swoich wojsk”.
…Już siebie oglądał w pancernych, złocistych blachach, jadącego na koniu na czele legionów rzymskich. Otoczony pretorianami zdobywał nowe kraje dla imperium romanum. Już wkraczał do Rzymu, prowadząc zwycięskie wojska, ciągnące zdobyczne łupy i jeńców, witany entuzjastycznie przez tłumy na ulicach…
„A ja usunę Tyberiusza z tronu i zajmę jego miejsce: wracając z jakiejkolwiek kampanii zwycięskiej, dokonam zamachu stanu bez trudności”.
„Gdy będę cesarzem, władcą całego świata, dopiero wtedy zacznę wprowadzać religię Jedynego Boga i prawo Dekalogu na teren cesarstwa rzymskiego, jak i poniosę je w kraje, które będę zdobywał swoimi legionami. Teraz centrum świata stanie się nie Półwysep Apeniński, ale Palestyna, gdzie spoczywają ciała świętych ojców: Abrahama, Mojżesza; świętych patriarchów i królów: Dawida, Salomona; proroków: Izajasza, Jeremiasza. Stolica świata będzie nie Rzym a Jerozolima – tu utworzę moją siedzibę – miasto święte, ze swoją świątynią. Na całym świecie pobuduję synagogi, gdzie będą się ludzie zbierali w soboty, by mogli się wspólnie modlić, śpiewać psalmy i pieśni, czytać Pismo Święte, gdzie będą wygłaszane kazania. Na to dzieło poświęcić muszę dużo czasu. Całe życie”.
To zdanie zatrzymało w Nim rozpędzony kalejdoskop obrazów.
„Będę już starym człowiekiem” – powiedział ze zdziwieniem.
…Zobaczył siebie – zgrzybiałego starca w siwych włosach, z białą brodą, stojącego wewnątrz wspaniałej, marmurowej sali, w której dominował złocisty tron pod baldachimem…
„Czy po mojej śmierci nie zawali się dzieło, które stworzę. Tyle już przede mną było imperiów. Czy znajdę godnego spadkobiercę. Tylu było następców genialnych władców, którzy zaprzepaścili dzieło swoich poprzedników”.
Od dłuższej chwili czuł, że szatan wszelakimi sposobami stara się Go zatrzymać w tamtych obrazach, w tamtych działaniach, że nie dopuszcza do Niego myśli o śmierci. Czuł również, że i On sam odsuwa od siebie wizję zgonu. Ale nie uniknął chwili spotkania z Bogiem twarzą w twarz.
„Ojcze, czy przyjmujesz ten plan?”
Nie było odpowiedzi.
„Ojcze, czy zgadzasz się, bym ja, Syn Twój, w ten sposób zdobył dla Ciebie świat?”
Trwało milczenie.
I zamiast jasności, która Go otaczała, zwłaszcza kiedy stawał przed Nim w modlitwie, teraz trwała ciemność, zamiast ciepła – tkwił w zimnie i martwocie. Zamiast szczęścia, którego wtedy doznawał, pojawił się strach, zaczął narastać w Nim coraz większy, przemieniał się w grozę, w przerażenie, które rosło w Nim do tak niebotycznych rozmiarów, iż zdawało Mu się, że zmiata Go z powierzchni ziemi, zamienia Go w pył. Zaczął wołać, wstrząśnięty: „Ojcze, nie opuszczaj mnie. Ojcze, ratuj swojego Syna! Udziel pomocy swojemu Synowi”. Dopiero wtedy zobaczył w tej straszliwej ciemności dalekie Światło. Odczuł w tej martwocie jakby powiew delikatny Wiatru. W tej drętwej ciszy nadpłynął jakby Śpiew ptaków. Posłyszał słowa:
– Przecież chcesz głosić słowem i życiem prawo miłości a nie nienawiści. Wolność nie przemoc, prawdę nie kłamstwo, pokój nie wojnę, królestwo moje nie szatana!
I wtedy zaczął innymi oczami patrzeć na świat, który stworzył.
…I ze zgrozą zobaczył świat nieludzki – zorganizowany, karny, trzymany w ryzach przez wojska stacjonujące w każdym mieście, przez urzędników, przez kapłanów i rabinów…
„Nie, to królestwo nie ma nic wspólnego z królestwem Bożym, które mam zbudować”. W jakimś radosnym zachwycie powrócił do tego, co sobie wymarzył, wyśnił, wymodlił, do tego co sam przemyślał i co przedyskutował w niekończących się rozmowach z Janem, jak i ze swoimi przyjaciółmi w Nazarecie. Szatan przeląkł się Jego milczenia. Posłyszał znowu kuszący głos:
– Ja Ci wszystko dam. Na miejscu pogańskich kapłanów postawię izraelskich kapłanów. Teraz wszyscy będą bili czołem o ziemię nie przed fałszywymi bożkami, ale przed prawdziwym Bogiem. I przed Tobą, który jesteś Synem Bożym. Znasz ludzi. Przekonałeś się o tym niejeden raz. Możesz mieć rację, a ludzie i tak Cię nie posłuchają. Oni nauczeni są, że trzeba przed kimś bić czołem o ziemię.
Czuł, że szatan najwyraźniej chce Go zagadać. Zburzyć tamto rozpaczliwe wołanie do Ojca. Rozmyć przerażenie, zbagatelizować tę ciszę i wreszcie pouczenia, które usłyszał od Ojca.
– Oni muszą się kogoś bać, czuć przed kimś respekt. Im nie wystarcza prawda. Im potrzebna jest potęga. To ich dopiero przekonuje.
Nie odpowiadał.
Szatan po chwili milczenia znowu przystąpił do szturmu, zmieniając temat:
– Prowadziłem Cię do władzy nad światem nie po to, byś miał światem rządzić, ale być miał sposobność wszystkim ludziom na świecie przynieść prawdę. Inaczej nie potrafisz dotrzeć do nich. Prawdy trzeba bronić siłą. Zalew kłamstwa, oszustwa jest nieustanny, wpływ ludzi złych zagraża dobrym. Trzeba tępić fałsz i zło mieczem, jak się tępi chwast na polach: wyrywać bezwzględnie i palić. Bo inaczej zatracisz dobrych, zginą zadeptani przez złych, bezwzględnych, okrutnych. Nie możesz ludzi uczciwych pozostawić na pastwę zbrodniarzy.
Odpowiedział mu, będąc już pewny, że szatan utracił swoje główne argumenty:
– Nie, nie chcę przemocy. Nie chcę wojska. Królestwa Bożego nie da się zbudować siłą ani na rozkaz. Ono jest jak zaczyn, który zakwasza całe ciasto. Jest jak maleńkie ziarnko gorczycy, które potem wyrasta w wielki krzak.
Szatan zaprzeczył gwałtownie:
– Nie, Ty nie masz czasu na rośnięcie krzaka gorczycy. Musisz się spieszyć. Takim sposobem nie zdążysz ogarnąć tych olbrzymich obszarów, tych nieprzeliczonych rzesz, które czekają na ziarna prawdy.
Słuchał tego nieporuszony, czekając, kiedy szatan Go opuści. Również i szatan umilkł. „Czyżby wyczerpał argumenty? Czy przekonał się, że moja ostatnia modlitwa umocniła mnie i nic już nie poskutkuje? Chyba tak”. Teraz padły ostrzeżenia:
– Dałem Ci szansę, jak żadnemu człowiekowi na świecie, odkąd świat istnieje. Mógłbyś zrobić bardzo wiele – nie dla siebie, ale dla ludzi, którym chcesz służyć. Wiedz o tym, że jeżeli moją propozycję odrzucasz, to stajesz się moim wrogiem. Odtąd będę Cię niszczył wszelkimi sposobami. Wiesz o tym, że mam dostęp do każdego człowieka, nawet takiego, który Ci będzie bardzo oddany. Nie dam Ci spokoju. Będę Cię prześladował na każdym kroku. Zadręczę Cię. Utrudnię Ci życie. Obrzucę oszczerstwami, plotkami. Zdradzać Cię będą najwierniejsi towarzysze, odchodzić będą nawet tacy, którzy Ci przysięgali przyjaźń. Naślę zbrodniarzy i fałszywych donosicieli. Ty, który chcesz głosić prawo miłości i według niego żyć, jesteś wobec mnie bezbronny. Zniszczę Cię z łatwością.
Nie przestawał do Niego mówić:
– Z moją pomocą dożyjesz w powodzeniu i szacunku u ludzi sędziwego wieku. Będą o Tobie pisali historycy, filozofowie i religioznawcy. Beze mnie, nawet jeżeli zaistniejesz w Palestynie, to tylko na krótko. Przelecisz jak meteoryt i znikniesz bez pamięci, a w hańbie i poniżeniu. Zapomną o Tobie prędko nawet najbliżsi. A teraz ostatni raz wyciągam rękę do Ciebie i ofiaruję Ci moją pomoc.
Odpowiedział mu:
– Odejdź precz, szatanie. Jest bowiem napisane: Ty będziesz składał hołdy Panu Bogu twemu i tylko Jemu będziesz cześć oddawał.
Nawet nie zdążył skończyć zdania, gdy wybuchł gwałtowny wiatr, zrzucił Go z tej wysokiej góry, na której wciąż dotąd przebywał, i strącił Go w przepaść – w niepamięć, w nieprzytomność.