Biblioteka



s. 8.




 


     Zadyszał się tym biegiem tak, że w momencie, gdy wpadł do Bolesława, zdołał tylko wykrztusić:
     – Hildebrand – papież Grzegorz VII rzucił klątwę na cesarza Henryka IV.
     Potem oparł się o stół i wydychał zmęczenie.
     Bolesław jakby zamarł, uderzony tą wiadomością. Potem pobladły podniósł się z karła i zapytał zduszonym głosem:
     – Jesteś pewien tej wiadomości?
     – Jak siebie samego. To miało miejsce 14 lutego tego roku, a więc 1076.
     W Bolesława jakby piorun uderzył. Wyskoczył w górę, wrzasnął:
     – Hurra, niech żyje!
     Potem rzucił mu się na szyję, zaczął go całować, tańczyć z nim po całej komnacie.
     – Jestem wolny, jestem wolny. Klątwa papieska zwalnia mnie od wszelkich zobowiązań i zależności wobec cesarza.
     Śmiał się z Bolesławem. Cieszył się razem z nim.
     – Choć to nie wypada cieszyć się z tego nieszczęścia.
     – Dobrze mu tak, dobrze mu tak, dość napsuł mi krwi, i mnie, i tobie, i całemu naszemu państwu. A taki chytry lis i dał się przechytrzyć. – Nagle go puścił, posadził na zydlu. Sam usiadł obok i mówił dalej: – Jak mógł dopuścić do tego, żeby papież na niego rzucił klątwę?
     – Widać był zbyt pewny siebie.
     – Chyba tak. W Wormacji na synodzie, 24 stycznia 1076 roku, ogłosił, że Grzegorz został nieprawnie wybrany i że powinien ustąpić z tronu papieskiego. Czego mógł się jeszcze spodziewać? Że Grzegorz dobrowolnie odejdzie ze Stolicy Apostolskiej? Przecież powinien wiedzieć, że on nie z tych. Ale tak bywa. Stare przysłowie mówi: Jeśli Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbierze. I tak się stało chyba z Henrykiem.
     – Nie bawmy się w sędziów. Twoją rzeczą jest wykorzystać w pełni ten moment i koronować się.
     – Koronować się, koronować się. Tak prędko też to nie pójdzie.
     – Oczywiście, a więc piszemy listy do Grzegorza, prosząc o zezwolenie na koronację. Wysyłamy je przez posłów. Aby oszczędzić czasu, trzeba, żeby nie wracali, ale poczekali na odpowiedź i dopiero z odpowiedzią, może nawet z legatami papieskimi niech wracają jak najrychlej.
     – To już tobie, Stachu, polecam tę sprawę. Prowadź ją taką szczęśliwą ręką, jaką prowadziłeś sprawę przywrócenia Gnieznu paliusza metropolitalnego. Tobie to zawdzięczam, żeś listy sporządził i na czas wysłał, że gdy Hildebrand został papieżem, przysłał odpowiedź na nie. I gdy legaci papiescy przyjechali w tamtym roku: 1075, przywrócili Gnieznu dawne prawa.
     – Bogu niech będą dzięki.
     – Zdążyliśmy. Gdyby dopiero teraz tę sprawę zaczynać, niewiele byłoby szans na cokolwiek. Widzisz, ile dobrego się stało, odkąd wróciłeś, a zwłaszcza od 1072 roku, odkąd jesteś biskupem krakowskim. A jak Lambert, któregoś sprowadził z Leodium? Jesteś z niego zadowolony?
     – Jak wiesz, studiował tam przez parę lat. Spotkaliśmy się tam i bardzo go cenię za jego mądrość i uczciwość. Zrobiłem go swoim archidiakonem i bardzo jestem zadowolony. Mam do niego pełne zaufanie.
     – A jak może cesarz zareagować na papieską ekskomunikę?
     – Tu trudno cokolwiek przewidzieć. Wszystko zależy od książąt niemieckich. Jeżeli odmówią posłuszeństwa cesarzowi i dojdzie do wyboru nowego cesarza, sprawa jest zamknięta. Ale najprawdopodobniej postawią mu warunek, żeby pojednał się z papieżem i poprosił o zdjęcie ekskomuniki. Co też cesarz, chcąc nie chcąc, będzie musiał przyjąć. Pozostaje trzecia możliwość, że książęta nie posłuchają papieża i z cesarzem pociągną na Rzym, aby zmusić Grzegorza do ustąpienia. Ale w to ostatnie wątpię. Tak czy owak, spieszyć nam się wypada. Teraz kończy się luty. Zanim nasi posłowie dojadą do Rzymu i wrócą, minie parę miesięcy, wliczając w to pobyt w samym Rzymie. Trzeba gdzieś na jesień zaplanować koronację. A gdzie odbędą się uroczystości, tu w Krakowie czy w Gnieźnie?
     – Chyba tutaj. Gniezno to kawał świata. Niepotrzebna strata czasu. A tyle jeszcze spraw na głowie. Przecież trzeba wprowadzić na tron węgierski Władysława, który się u nas wychowuje. Nie wiadomo, co zrobić z moim wujem, wielkim księciem Izjasławem. Na Rusi go wciąż jakoś nie chcą. A trzeba tam go z powrotem osadzić.
     – Oczywiście, że można w Krakowie, ale Gniezno ma swoje plusy. Już o tym trochę myślałem. Po pierwsze, to jest okazja, by odnowić jego świetność. Nie materialną, bo ta po najeździe Czechów została przecież przeprowadzona na szczęście jeszcze w 1064 – ale duchową. Niechże ludzie wiedzą, że metropolia jest w Gnieźnie. A po drugie, północ zawsze była niepewna.
     – O czym myślisz?
     – Można zrobić z tej koronacji triumfalną drogę z Krakowa do Gniezna. Jadąc tam, odwiedzać kolejne zamki książęce. Zjednywać sobie tych zwłaszcza, którzy niechętni czy obojętni. W drodze powrotnej obrać inną trasę i tak samo czynić. To może się walnie przyczynić do zjednoczenia księstw w jeden organizm państwowy. Trzeba faktycznie przy tym trochę stracić czasu i wszelakiego dobra na prezenty i na rozmaite obdarowywania, ale efekt powinien być duży.