Biblioteka



s. 13.



 


 


     – Poprosiłam szanowne panie i szanownych panów – naszych drogich przyjaciół i dobrodziejów, bez których pomocy nie moglibyśmy tutaj, w Krakowie, istnieć i pracować – przede wszystkim w początkach naszej tu działalności, ale i w pewien sposób obecnie – z prośbą o radę. A mianowicie nosimy się z zamiarem otworzenia bursy, czegoś w rodzaju domu studenckiego dla dziewcząt, które studiują na Uniwersytecie Jagiellońskim.
     Dały się słyszeć liczne: „O!”. A księżna, nadstawiając trąbkę-słuchawkę do swojej towarzyszki, spytała pełnym głosem:
     – Co ona powiedziała? Mów, waćpanna, u diabła: „bursę dla studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego”? Co znaczy „bursę dla studentek”? – piekliła się księżna. – Chce założyć? Kto, ona? – tu wskazała laseczką czarną, z rączką z kości słoniowej.
     – Tak, matka przełożona.
     – O, fi donc.
     A już sypały się pytania, głosy oburzenia, zgorszenia i – w tym morzu sprzeciwu i potępienia – nieliczne słowa uznania.
     – A cóż matce przełożonej wpadło do głowy. Nie było to jak gdy przełożoną mieliśmy zacną matkę Sułkowską.
     – Proszę państwa. Bardzo proszę o kolejne wypowiedzi, żebyśmy mogli się zorientować w opiniach i argumentach.
     – No, mosterdzieju – o, pardon – matko, już nie wiem, jakiego to imienia, ale wszystko jedno. Powiem krótko. Niemcy słusznie określili funkcję kobiety w trzech „k”: Kinder, Küche, Kirche. Co się na polskie tłumaczy: dzieci, kuchnia, kościół. I ja również za tym optuję. Tu jest miejsce kobiety. Gdy nam dobrze wychowa dzieci, będziemy mieli dobry naród, a gdy jeszcze jest przy tym religijna i dobrze gotuje – nic więcej mosterdzieju, o, pardon, od niej nie wymagamy.
     – Tak, słucham kolejnych wypowiedzi.
     Już podnosił się las rąk. Wskazała na chybił trafił pierwszą osobę.
     – Ja bym tu określiła sprawę bardziej drastycznie. Czego dziewczęta szukają na uniwersytecie pomiędzy chłopakami, na co się narażają, do czego świadomie prowokują? To są osoby szukające miłostek, przeżyć erotycznych i nic więcej. Nie chcę ich nazywać dosadnym słowem, ale samo to słowo ciśnie się na język. A po co dziewczęta idą na medycynę, gdzie jest więcej różnych okazji. A zresztą dużo można by mówić.
     Wskazała na następną rękę:
     – Bardzo proszę.
     – Nie podzielam absolutnie tej opinii. Jeżeli zgadzamy się na to, żeby kobiety były nauczycielkami, i nie tylko się zgadzamy, ale tego chcemy, bo okazują się niezastąpione, to musimy się zgodzić i na to, aby studiowały na uniwersytecie, na to, by były możliwie jak najlepiej przygotowane do swojej pracy. Uniwersytetu nie zastąpi żadne nauczycielskie studium. A po drugie, nie rozumiem, dlaczego tak gorszy medycyna moją przedmówczynię, przecież nie gorszy nikogo chyba pielęgniarka, a nawet już sobie nie wyobrażamy szpitala bez pielęgniarki. Jakaż różnica pomiędzy jednym zawodem a drugim, pomiędzy pielęgniarką a lekarzem.
     Zabrała głos:
     – Weszliśmy na temat emancypacji kobiet – temat bardzo aktualny, ale temat morze. My dzisiaj nie chcemy włączać się w tę dyskusję. Jesteśmy postawione przed nową konkretną sytuacją: czy dziewczęta studiujące powinny mieć opiekę sióstr zakonnych, czyli naszą, czy też nie.
     – Odpowiem krótko na siostry przełożonej pytanie. Jeżeli nie boicie się kompromitacji, to proszę bardzo. Ale bądźcie tego świadome, że wiele padnie na was kalumnii i potępienia.
     – W każdym razie trzeba zasięgnąć opinii ordynariusza: księcia kardynała Puzyny.
     – Nie ma nic prostszego, chodźmy do niego. Przezornie poprosiłam o audiencję i możemy być dzisiaj przyjęci. Pójdziemy w trzy, cztery osoby i przedstawimy sprawę.
     Szła na Franciszkańską 3 prawie szczęśliwa, ale w miarę zbliżania się do pałacu książęcego wraz z delegacją traciła rezon. Wiedziała, jak książę kardynał jest surowy, nieugięty, nieustępliwy wobec wszystkich nowości. Weszli w szeroką sień – wjazd, który prowadził na dziedziniec. Ale skręcili w prawo zaszklonym krużgankiem po szerokich kamiennych schodach na piętro, gdzie znajdował się obszerny hall. Stąd do ogromnej garderoby, gdzie lokaj zdjął z nich odzienie. Stąd do salonu-poczekalni obwieszonego obrazami. Stąd do salonu przyjęć, gdzie ich powitał sekretarz księcia. Powiedział do nich krótko:
     – Najprzewielebniejszy książę kardynał oczekuje państwa.
     I wprowadził ich do kolejnego salonu, gdzie siedział na fotelu kardynał. Cała audiencja sprowadziła się właściwie do trzech zdań:
     – Z czym przychodzicie?
     – Prosimy o wyrażenie zgody na prowadzenie bursy dla studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego.
     – Nie wyrażam zgody.
     Wróciła do domu bez słowa i płakała całą noc.


     Stała przy sztalugach, kończąc kopię Velazqueza „Ukrzyżowanie”. Na ten luksus pozwalała sobie już tylko wtedy, gdy była wykończona i chciała chwilę odpocząć. Nagle posłyszała szybki tupot na korytarzu, potem już nerwowe pukanie i do pokoju wpadła siostra furtianka:
     – Proszę matki przełożonej, proszę matki. Jakaś studentka odebrała sobie życie.
     Przerwała malowanie.
     – Boże drogi, wiadomo to dlaczego?
     – Podobno szukała stancji i w paru miejscach usłyszała, że ulicznicy nie przyjmują.
     Już więcej nie chciała słyszeć. Odłożyła pędzle i farby, zdjęła fartuch i poszła do kaplicy. Wywołano ją stamtąd, mówiąc, że umyślny do niej z listem od księcia kardynała. List zapowiadał jego przybycie jeszcze dzisiaj. Przyjęła go w rozmównicy. Wizyta trwała krótko. Kardynał wyszedł z powozu witany przez nią jeszcze przed domem, wprowadziła go do rozmównicy.
     – Przyszedłem z poleceniem, aby siostra przełożona otworzyła dom dla dziewcząt, które studiują na Uniwersytecie Jagiellońskim, a nie mają gdzie mieszkać.