Biblioteka



s. 18.



 


 


     – Kochana moja, jak się cieszę, że przyjechałaś – już biegła do uczennicy, która zeskakiwała z furki.
     – Ale tu daleko, proszę pani kierowniczki – proszę matki. Przepraszam, będzie mi się mylić to jeszcze nieraz.
     – Nieważne, mów jak chcesz. No popatrz, czy tu nie pięknie. Teraz wypakujemy twoje bagaże. Zaraz cię ulokuję w jakiejś pięknej sypialni. Miejsca tu pod dostatkiem. Czy ty sobie to potrafisz wyobrazić, że wreszcie jest dom, gdzie miejsca jest pod dostatkiem, a nie to co w Piotrogrodzie – znosiła z furki kufry – gdzie gnietliśmy się niemożliwie.
     – Ale niechże mateczka tego nie robi. Do czego to podobne, żeby matka mi nosiła bagaże.
     – Cóż to w tym dziwnego. Wszystko robię, dlaczego miałabym nie nosić. Nie dziwacz. Widzisz, jaka duża chałupa. Ale już budujemy drugą, bo chętnych przybywa, a każdej chcę dać jak najwięcej miejsca. Tylko walizki złożymy i idziemy nad morze.
     Gdy już stały nad brzegiem morza, powiedziała:
     – Nie wiem, skąd we mnie ta miłość do morza, ale ja tak potrafiłabym bez końca siedzieć i patrzeć na morze. Siedzieć, stać, iść i patrzeć, i słuchać. Przepadam za tym szumem morza.
     – Tylko trochę daleko. Z Petersburga jechałam trzy i pół godziny koleją, potem jeszcze prawie 35 kilometrów furką.
     – Ale jakie powietrze. Tuż lasy sosnowe. Ty sobie wyobrażasz, jak one pachną w pełni lata. Już teraz pachną, a co dopiero wtedy. I tu można siedzieć cały rok. Dom jest przystosowany do tego, by mieszkać w zimie. A w Petersburgu jak przyjdzie jesień i zima, to przecież nie ma czym oddychać. Dzień za dniem mgły i mgły.
     – A skąd tu taka piękna Matka Boża na kolumnie.
     – A nie mówiłam ci? To osobna historia. Ten kąt właściwie nie miał żadnej nazwy, wobec tego nazwałyśmy go Gwiazdą Morza: po fińsku Merentähti, bo jak musisz wiedzieć, wciąż się uczę fińskiego – okropnie trudny język – i już trochę mogę się nim porozumiewać. Zaczęłam nawet tłumaczyć katechizm na fiński. Ale to osobna sprawa. Otóż umyśliłam sobie, żeby tu postawić figurę Matki Bożej. Żeby była wśród nas bardziej obecna.
     – A co z Petersburgiem?
     – Ja na razie do Petersburga nie wracam. Ot tak, jestem tam od czasu do czasu, żeby popatrzeć, jak sobie dają radę beze mnie. Ale ponieważ widzę, że idzie im znakomicie, coraz rzadsze są moje odwiedziny. Nie chcę się tam pokazywać tym bardziej, że mam dużo tutaj roboty. Najpierw myślałam, że będzie to miejsce letniskowe, odpoczynkowe dla słabszych dziewcząt. Ale zaczyna mi się krystalizować nowy pomysł: tu można przecież zorganizować normalną szkołę, stopniowo rok po roku przydawać jedną klasę. Dla tych, którzy wolą wieś niż miasto. Programy będą ujednolicone, żeby dziewczęta mogły w razie potrzeby przechodzić stąd tam i odwrotnie.
     – Nie dziwię się, że się ludziom to miejsce podoba,, piękne ono nad wyraz.
     – W zimie dziewczęta jeżdżą na nartach, na łyżwach, robimy kuligi. W lecie dużo wycieczek. Ludność tutejsza przyjazna. Naprawdę jest to miejsce wymarzone do odpoczynku, jak i do intensywnej pracy.