Biblioteka



s. 3.



 


 


     Podróż minęła błyskawicznie. Wciąż chciała wiedzieć, co w domu. A zamek tak jakby się skurczył, zestarzał, wrósł w ziemię. Był mniejszy, niższy, krótszy. Niższe były izby, krótsze korytarze, bardziej zaniedbany ogród. Jej jakby nie zauważano. Owszem, przywitali się z nią bardzo serdecznie, ale krótko. Bo wszyscy mieli ręce pełne roboty. I już nawet nie bardzo miała z kim porozmawiać o Kasi, o jej chorobie, o jej śmierci. Wobec tego poprosiła, by ją zaprowadzili do grobu i tam została, modląc się i rozmawiając z nią.
     Choć była pociecha: okazało się, że nie ma mowy o powrocie do Wiednia, że może potem, że wcale nie wiadomo kiedy. I wszystko przez to, że Kasi nie było.
     – Teraz trzeba myśleć o Polsce, która domaga się na tron jednej z córek. Oczywiście Marii. Jadwiga za mała. Jadwiga na tron węgierski, po mojej śmierci oczywiście – mówił ojciec król do księcia Leopolda.
     Czuła rosnący niepokój księcia, który udzielał się również Wilhelmowi. Książę był coraz bardziej niespokojny, nerwowy. Stawiał żądania. Chciał jakichś zapewnień, przyrzeczeń, podpisów, dokumentów, pieniędzy. Znowu te dwieście tysięcy złotych guldenów. Dowiadywała się o tym wszystkim z rozmów prowadzonych przy ucztach – jak na jej gust wciąż zbyt długich. Nie rozumiała za bardzo, co się dzieje. Czuła, że ona jest tu rzeczą, o którą się targują. Miała żal do pani matki i ojca króla, że na to pozwalają. Gdy książę Leopold ze swoim dworem wyjechał, odetchnęła. Ciążyła jej ich obecność. Jakoś nie pasowali do Budy. Plątali się, zawadzali, byli smutni, drażliwi. Ale z Wiednia przyjeżdżały delegacje od księcia Leopolda. Spotykała ich przy stole na uroczystych posiłkach, których jak zawsze nie znosiła, bo trwały nieskończenie długo, bo wcale nie chodziło o jedzenie, ale o jakieś ważne sprawy, których ona całkiem nie rozumiała, a gdy się o to dopytywała, nie zawsze potrafiono jej wytłumaczyć. Bo czuła, że to o nią chodzi. O nią i Wilhelma. Wreszcie wszystko zostało ustalone. A więc dowiedziała się, że to ma być w Zwoleniu. „Zwoleń, Zwoleń, Zwoleń” – powtarzała. No i to ma być 12 lutego przyszłego roku, czyli 1380. I tam ma być podpisana umowa, że gdy Jadwiga skończy dwanaście lat, król Ludwik – a jej ojciec – odeśle ją do Wilhelma. Ale że dwieście tysięcy guldenów będzie wypłacone wcześniej, bo w 1383 roku. A więc znowu te dwanaście lat, i znowu pieniądze. To ją już śmieszyło. Przedrzeźniała: „Zwoleń, Zwoleń, Zwoleń”.
     Ale cała uwaga zamku skupiona była na Polsce i na Marii. Wszystko teraz kręciło się dookoła niej. Już od dawna było postanowione, że będzie żoną Zygmunta Luksemburczyka, syna cesarza Karola IV. A teraz ojciec król przygotowywał się z Marią na wyjazd do Koszyc, bo tam mieli zjechać panowie polscy, aby jej złożyć hołd jako swojej władczyni.
     – A jeszcze nic nie jest przygotowane do tego aktu, a to ma się stać tuż tuż, w sierpniu.
     Dla niej to nie było tuż tuż. Bo to był dopiero czerwiec.
     – A gdzie tam sierpień, ho ho.
     Ale dla nich było za późno. Ponieważ wszyscy byli zajęci Marią, to ona miała więcej czasu na swoje zajęcia. Najważniejsze, że nie musiała jechać do Wiednia. Lubiła Wilhelma, ale wolała być w domu. Odnajdywała swoje stare kąty. Musiała zabawki ponaprawiać. Lalki, bo się jakoś zestarzały i nie takie ładne, jak jej się zdawały. Tak jakby wyrosła z nich.
     – No bo jesteś starsza o cały rok.
     Pojechała do Koszyc. Włąściwie nie była wcale tam potrzebna. Ale uparła się.
     – A wiadomo, jak się Jadwisia uprze, to trudno jej wytłumaczyć.
     I wcale nie żałowała tego. W końcu zgodzono się.
     – Niech i to zobaczy.
     Takich wspaniałości jeszcze nie widziała. Nawet w Wiedniu. A ubiory panów polskich. A ich konie. A zaprzęgi, a karoce. Mieniło się to wszystko od kolorów, błyszczało złotem i srebrem, drogimi kamieniami na czapach, na zbrojach, na mieczach. Tylko ta trudna polska mowa, którą przecież znała od pani babci Elżbiety Łokietkówny. Nawet sama potrafiła wymówić niektóre słowa. „Dzień dobry”. „Dobre południe”. „Dobry wieczór”. „Dobranoc”.
     – Czy wszystko w Polsce jest dobre?
     Dopiero po Koszycach w domu się uspokoiło i można było spokojnie żyć. I było już wiadome: Ze Maria będzie królową Polski, i to wkrótce. A Jadwiga – po najdłuższym życiu pana ojca – królową Węgier. Zajmie tron węgierski z Wilhelmem.
     – Ja będę królem Węgier, a Wilhelm?
     – A Wilhelm będzie twoim mężem.
     – I tylko tyle?
     – Czy to nie wystarczy?