Biblioteka


1.
KTOŚ MNIE POKOCHAŁ




1.
KTOŚ MNIE POKOCHAŁ


Gdy zmierzch na oknie naszym już dosięga kwiatów,
My, w cień wspólny związani na znajomej ścianie –
Myślami do dwu różnych odbiegamy światów,
Dłońmi zwarci w tym ziemskim, jak na pożegnanie.
                                              
B. Leśmian: O zmierzchu



   Taki chłopak od komputerów, który zajmuje się wyłącznie programami i nic go poza nimi nie interesuje, słyszy od kolegi: 
   – Coś ci powiem. Ta z drugiej ławki pod oknem nic, tylko się o ciebie wypytuje.
   – Opowiadasz.
   – Nie, poważnie.
   Takie brzydactwo, cielę malowane, które patrząc codziennie do lustra przy czesaniu się stwierdzało wciąż to samo: „Jestem okropna”. Nagle koleżanka mówi jej:
   – Ty wiesz, Jacek się w tobie zakochał.
   Ona wgapia się w nią zza okularów:
   – Coś ty powiedziała?
   – No, nie robię żadnych kawałów, mówię szczerą prawdę, Jacek się w tobie zakochał.
   – W kim? We mnie? – totalne zaskoczenie. – Ty chyba żartujesz. Już dawno postawiłam na sobie krzyżyk. Ani to oczu, ani to włosów, ani to twarzy, ani to ust. Jak we mnie może się ktoś zakochać.
   To tak, jakby ktoś królewnę śpiącą w letargu mocą czarodziejską dotknął, aż się obudzi. Świadomość, że ją ktoś pokochał, stwarza zupełnie inny wymiar osobowości. Mobilizuje człowieka do granic możliwości.
   I zdawałoby się, że gdy niebo otworzyło się nad głową, sprawa jest załatwiona, droga do małżeństwa otwarta. A tymczasem to jest tylko punkt zwrotny, który może być początkiem procesu pozytywnego, ale i negatywnego. Negatywnego, bo gdy taki chłopiec czy taka dziewczyna, która straciła Wszelką nadzieję, aby się nią ktoś zainteresował, dowie się, że ktoś ją pokochał, może stracić głowę. I pójdzie w ciemno, nie pytając się o rzecz najważniejszą: czy ja go pokochałam. Tym bardziej, gdy rozpętuje się szaleństwo. Gdy on nie daje za wygraną. Zasypuje listami i choć nie otrzymuje odpowiedzi, nie rezygnuje, dzwoni bez końca, pojawia się co rusz, przy rozmaitych okazjach. I wyznaje swoją miłość. I może tak być, że to zaczyna ją bawić, intrygować, niepokoić, czasem męczyć i nudzić albo przeszkadzać. Ale i daje do myślenia, zastanawia. Bo nie ma innych chętnych, bo nie ma zainteresowanych, nie ma konkurentów. „A może to jest jedyna ostatnia szansa? A może trzeba się zdecydować na niego? Bo jak iść dalej przez życie w samotności? A tu miałabym gwarancję bezpiecznego kąta, oddanego mi człowieka”.
   „Czy chcesz dobrowolnie i bez przymusu zawrzeć związek małżeński?” Bo przecież do ważności sakramentu wymagana jest miłość. A nawet warunkiem prawdziwego małżeństwa jest miłość. To prawda, nikt cię nie zmuszał, ale może być tak, że ty sama siebie zmusisz i powiesz mu „tak”. I on pomyśli, że tyś go pokochała. A to jest kłamstwo. Aż może kiedyś przyjdzie moment, że powiesz mu prawdę:
   – Ja cię nigdy nie kochałam.
   – Toś ty mnie okłamała? Przecież ślubowałaś.
   – Boś się napierał.
   – To prawda, ale przecież cię nie zmuszałem.
   – Mówiłeś, że sobie życie odbierzesz, jak się nie zgodzę.
   – Tak, to mogłem sobie mówić, ale tyś miała obowiązek i prawo powiedzieć mi, że mnie nie kochasz. Ale co teraz? Przecież mamy dzieci, żyliśmy ze sobą.
   – To ci powiem prawdę: nigdy nie miałam z tego powodu radości, nigdy nie byłam z tobą szczęśliwa.
   – Czemuś mi o tym nigdy nie powiedziała?
   – Bo nie chciałam ci robić przykrości.
   – A teraz?
   – Teraz wreszcie poznałam człowieka, którego naprawdę pokochałam, który jest wart mojej miłości.
   – A co ze mną? Co z dziećmi?
   – No właśnie.