Biblioteka


2.
"NA DZIECKO"




2.
„NA DZIECKO”


On – w czarnym garniturze.
Wysoki, uśmiechnięty.
Ona – w białej sukni
nieco szersza niż zwykle.
Jak oni się kochają – mówi
stojąca z boku matka
                 J.S. Fronczek: Zwykły ślub



   – Bo to było tak. Poszedłem na dyskotekę, poderwałem jakąś dziewczynę. Pierwszy raz w życiu ją spotkałem. Wydawała mi się fajna, seksowna. Był alkohol, trochę nawet za dużo, i ona i ja. I przespaliśmy się.
   – Mówisz to jakby to było coś zwyczajnego – przerywam mu trochę zgorszony.
   – Nawet jak teraz o tym myślę, to stwierdzam, że za łatwo nam poszło. Zwłaszcza za łatwo dziewczyna się na to zgodziła. Ale wtedy tłumaczyłem sobie, że byliśmy tak bardzo seksualnie podnieceni, że oboje straciliśmy głowy. A przy tym ten alkohol. A może, przyznam się, graliśmy trochę jak w filmie czy w telewizji, gdzie podają nam takie wzorce.
   – Ale mów dalej.
   – No i stało się. Przyszła do mnie, że jest w ciąży. Przestraszyłem się. Nie chciałem wierzyć. Ona się obraziła. Potem przyszli do mnie jej rodzice. Rozmowa była krótka: „Twoje dziecko, twój obowiązek, żeń się”. Broniłem się, że jeszcze to dla mnie za wczas, że jeszcze nie mam zawodu, że nie mam mieszkania. Zagwarantowali pomoc, obiecali mieszkanie. Mimo to broniłem się nadal. Zagrozili, że mnie zniszczą. A nawet pobrzmiewało coś więcej w tych ich pogróżkach.
   – A mianowicie?
   – Że ona mówi, że sobie życie odbierze. I jeżeli to się stanie, to i ja zginę, życie za życie.
   – Aż tak?
   – To nie było wprost powiedziane, ale tak ja to odczułem. I przekonałem się, że jest sprawa poważna, że nie ma żartów. Zgodziłem się. No i tak znalazłem się w małżeństwie.
   – Jak się sprawy teraz mają?
   – Gdy teraz patrzę na to wszystko, co się stało, to mam duże wątpliwości. Po pierwsze, czy to było moje dziecko. Bo nawet z datą się nie zgadzało, ale żona mi wytłumaczyła, że to tak z reguły bywa, że jest za wczas albo za późno. Ale to nawet nie było najważniejsze. Tylko widzę, co się dzieje. Ja jej nie wystarczę. Ogląda się za chłopakami.
   – Pomimo to, że ma dziecko?
   – No właśnie. Nie powiem, że mam pewność, ale mam duże podejrzenia, że już był niejeden po naszym ślubie. A co do miłości, to tak jak mówię. Ja jej przecież nie znałem. Niech mi ksiądz powie, jak to jest z tym. Czy ja musiałem się z nią ożenić? Czy gdy jest dziecko, to jest równocześnie obowiązek ślubu?
   – Szkoda, żeś nie powiedział tego szczerze księdzu proboszczowi przy rozmowie przedślubnej. To był twój obowiązek: wyjaśnienie sytuacji.
   – A to było wszystko w pośpiechu. Zresztą, tak jak teraz to widzę, oni mnie pilnowali. Tak że nigdy nie rozmawiałem z księdzem proboszczem osobiście, w cztery oczy, tylko zawsze ktoś był z nich, przede wszystkim dziewczyna. Może ksiądz na to czeka, wobec tego ja to powiem, że tak to chyba w naszym społeczeństwie funkcjonuje. A przynajmniej w mojej rodzinie: że jak dziecko, to obowiązek ślubu.
   – Więc powiem ci krótko. Do małżeństwa trzeba przystępować dobrowolnie i z własnej woli. Jeżeli ślub jest brany pod przymusem, to jest nieważmy. Dziecko nie jest równoznaczne z obowiązkiem zawarcia ślubu.
   – I to jest odpowiedź na moją kwestię.
   – Tylko widzisz, tu jest bardzo trudne słowo „pod przymusem” i „dobrowolnie”.
   – No to jak ja mam ocenić swój ślub?
   – Na ileś ty był wtedy pod przymusem. Na ileś nie akceptował tego przymusu. Na ileś był przeciwny do końca i szedłeś jak na ścięcie. Powinieneś wiedzieć, że przy ołtarzu padnie takie pytanie: „Czy chcesz dobrowolnie i bez przymusu zawrzeć związek małżeński” i już wcześniej powiedzieć „nie”, żeby nie robić kłopotu przy ołtarzu.
   – A tak nawiasem mówiąc, miał ksiądz taki wypadek, że pan młody czy panna młoda odeszła od ołtarza?
   – Nie, ale pamiętam inne wydarzenie, kiedy narzeczona na dzień przed ślubem wyjechała w nieznanym kierunku.
   – Wie ksiądz, ale tak na przykładzie tego mojego ślubu, powiem księdzu, że takich małżeństw jak moje jest więcej niż by się zdawało. Nawet nie odważyłbym się powiedzieć, że jest ich tylko połowa. Bo jak tak słucham, co się wokół mnie dzieje, to muszę księdzu powiedzieć, że pod tymi białymi wspaniałym sukniami ślubnymi kryje się poczęte dziecko, i to często w zaawansowanym miesiącu. A te wianki ślubne na głowie – symbol dziewictwa, to ja niejednokrotnie mam pokusę, żeby podejść i zerwać z głowy. Bo to jest parodia.