Biblioteka


1.
ZACHWYCENI




1.
ZACHWYCENI


Kocham Cię za to, że Cię kochać muszę,
kocham Cię za to, że Cię wielbić mogę,
kocham Cię za to, żeś Ty mi jedyna
piękną , kobiecą objawiła duszę,
że się przed Tobą kolano ugina
i myśl o Tobie każda niesie trwogę,
i niepokoi się tym, i pamięta,
żeś może dla niej za czysta, za święta…
                                        K. Przerwa-Tetmajer: Kocham Cię za to…


 


   Nie opuszczę cię nie tylko „na zawsze”. Ale nie opuszczę cię ani na rok, ani na miesiąc, ani na tydzień, ani na minutę. Jestem zawsze z tobą. Nie znudziliśmy się sobą. Nie biorę sobie urlopu od ciebie i nie wyjeżdżam na wakacje. Bo tęsknię za tobą, gdy jestem z konieczności z daleka od ciebie. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu. Bo chcę się wtulić w twoje ramiona, usłyszeć przyspieszony stukot twojego serca, poczuć twój zapach, twój oddech na swojej twarzy, twoje pocałunki na wargach, uścisk twojej dłoni w mojej dłoni.
   Chcę usiąść przy stole naprzeciw ciebie, patrzeć w twoje promieniste oczy, przyglądać się jak pięknie nalewasz herbatę do filiżanek, podziwiać twoje zgrabne ruchy i słuchać, słuchać, słuchać. Mów. Możesz opowiadać o byle czym. Chcę słuchać twojego głosu. Mogę jeszcze rozumieć, o co ci chodzi. Bo przecież masz wyważone oceny, zaskakujesz trafnością swoich uwag i masą wiadomości.
   A więc zawsze to samo – nie mogę się doczekać na twój powrót. Bo dom bez ciebie jest pusty. Bo miasto bez ciebie jest puste. Bo cię na każdym kroku brakuje. Bo nikt mi nie potrafi ciebie zastąpić. Ty jesteś moja pomoc, ostoja, mój ratunek, oparcie. Gdy przyjdzie chwila rozdarcia między „tak” i „nie”. Gdy nie wiem, jak postąpić, jaki wykonać krok.
   A w ogóle, lubię, gdy słuchasz mojego gadania, gdy mogę się przed tobą wypowiedzieć. Bo przecież muszę się z tobą podzielić moimi sprawami, muszę przed tobą dokonać sprawozdania, bilansu z mojego postępowania.
   Bo ty musisz wszystko wiedzieć – i co się dzieje, i co ja o tym myślę. Przecież jesteśmy razem. I nie może być żadnej sprawy, która by tobie nie była wiadoma, nie zyskała twojej akceptacji. Inaczej – ja tak to czuję – powstałby między nami jakiś rozdźwięk, coś byłoby nie w porządku, nieszczerze, jakoś nieuczciwie wobec ciebie.
   Tylko powiedz, skąd się to bierze, że tak dobrze jest pomiędzy nami? Gdzie jest źródło twojej czułości, delikatności, tego wychodzenia sobie naprzeciw?
   Bo w tylu domach jest całkiem przeciwnie. Małżonkowie chcą odpocząć od siebie. Bo zmęczyli się sobą – nieustannymi przepychankami, tym wykazywaniem, że „ja mam rację”, upieraniem się, kto jest mądrzejszy.
   Stąd chęć by wyjechać choćby na chwilę. Już mają dość tych nerwów, nieustannych przegadywań, utarczek, sporów, kłótni, awantur. Chcą sobie odmienić atmosferę, otoczenie, znaleźć się w luksusie ciszy, uprzejmego towarzystwa, uśmiechniętej twarzy przy stoliku, na plaży, w autobusie, kolejce.
   To znaczy, że rozstali się już dawno, opuścili się i odeszli od siebie od dłuższego czasu. Nie fizycznie, bo fizycznie przy sobie trwali, w imię chyba tylko wspólnych finansów, wspólnego mieszkania, wspólnego zameldowania.
   Ale naprawdę byli sobie nawet nie obojętni, ale obcy, nieprzyjaźni, wrodzy. Trwali przy sobie tylko fizycznie, ale nie duchowo, nie po ludzku, ale mechanicznie, jak przedmioty, każdy z innej epoki, z innego świata, nieprzystające do siebie, gryzące się kolorami, kształtami, wyrazem.
   Dlaczego tak jest? Dlaczego do tego doszło, jeżeli nawet tak nie było od początku? Jak się to stało? Co jest powodem tej nieludzkiej sytuacji? 
   I z pewnością odpowiedzi może paść tyle, ile złych małżeństw, że brak intelektualnego zrozumienia, inny świat emocjonalny, inne wykształcenie, inne zainteresowania, inny sposób reakcji, inna kultura osobista, inna obyczajowość wyniesiona z domu rodzinnego. I to prawda, to są elementy, które stoją na przeszkodzie, o które ludzie się potykają, które im wadzą, przeszkadzają, utrudniają życie, bez których – gdyby się mogli ich pozbyć, gdyby mogła druga strona dopasować się do pierwszej – byłoby lepiej, zgodniej, sympatycznie, łatwiej.
   Ale w pięćdziesięciu procentach – a może nawet w dziewięćdziesięciu – w małżeństwie jest dobrze wtedy, gdy tętni intensywnym rytmem współżycie seksualne. I naodwrót: w pięćdziesięciu procentach – a może nawet w dziewięćdziesięciu – w małżeństwie jest źle, nieznośnie z powodu złego współżycia seksualnego albo gdy ono ustanie zupełnie, całkowicie. Ale na ten temat porozmawiamy przy następnej okazji.