Biblioteka


5.
STOPIEŃ DO PIEKŁA




5.
STOPIEŃ DO PIEKŁA


tak długo byli razem tak wiele łączyło
ciała nawet na odległość całowali w liście
lecz rozstania przychodzą nagle i tak sobie
                                      J. Twardowski: Rozstania



 
   Przyszła do mnie kiedyś z płaczem młoda małżonka.
   – Nie mogę wytrzymać.
   – Co się stało? – pytam.
   – Tuż po ślubie mąż spytał: „Czy miałaś kogoś już przede mną?”. Poczułam się jak uderzona obuchem. „A kto to był?” – pytał dalej. „To był jeden człowiek czy więcej mężczyzn?” Byłam bliska płaczu. A on nie ustawał: „A możesz mi dokładnie opisać, jak wyglądały wasze kontakty?”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
   – A czy nie przyszło pani do głowy, aby spróbować, choćby dla żartu, postawić warunek: „Odpowiem ci na te pytania, ale najpierw ty mi odpowiedz na pytania, które mi stawiasz”.
   – Nie postawiłabym mu takiego pytania nigdy w życiu. Wstydziłabym się o to pytać.
   – Bardzo słusznie. I co dalej?
   – Byłam wciąż zupełnie zdrętwiała. Jakim prawem się tego domaga? Powiedziałam mu: „Czemu mnie o to pytasz?”.
   – Co on na to?
   – „Jak to czemu? Jestem twoim mężem. Chcę wszystko wiedzieć o tobie. Muszę wszystko wiedzieć. Mam prawo do tego”.
   – I odpowiedziała pani na to naleganie?
   – Tak.
   – Tak jak tego zażądał?
   – No nie, jakoś ogólnie, wymijająco. Na tyle, na ile uważałam, że mogę powiedzieć.
   – Czym się pani kierowała?
   – Myślałam, że odpowiem i sprawa się zamknie. Tymczasem dopiero wtedy wszystko się zaczęło.
   – Przecież było oczywiste, że tak się stanie.
   – To był kamień, który ruszył lawinę. Prawie nie było dnia, żeby się nie dopytywał, jak to było dokładnie. Prześladował mnie. Doszło do tego, że męczył mnie tymi pytaniami w dzień, męczył w nocy. Nie było życia.
   – To już było chore.
   – Już wiem, że to jest chore. Ale stało się, przepadło. Co mam z tym zrobić? Ale najpierw niech ksiądz powie, czy dobrze zrobiłam, że zaczęłam mówić. On teraz chce rozwodu.
   – Nie uważam siebie za eksperta, ale, moim zdaniem, niektóre tematy należą wyłącznie do człowieka. Ani mąż, ani żona nie ma prawa o to pytać. Są sprawy, z których człowiek nie ma obowiązku zwierzać się przed nikim. Które dzieją się między człowiekiem a Bogiem, najwyżej między człowiekiem a spowiednikiem w konfesjonale. I tam się powinna sprawa zakończyć.


* * *


   Kto się w ten sposób dopytuje, nie tylko krzywdzi drugą stronę, ale i sam siebie krzywdzi. Napyta sobie takich kompleksów, nagromadzi sobie takich trudności w kontakcie z ukochanym człowiekiem, że nie spodziewał się ich ani przez moment.
   Poznanie drugiej osoby dokonuje się przed małżeństwem. To jest skutek rozmów, podczas których porusza się wszystkie tematy, nawet bardzo intymne. Musi to jednak być w formie, która nie będzie ekshibicjonizmem. I tyle zostanie powiedziane, ile człowiek chce powiedzieć bez przymusu. Tyle będzie wyznane, ile druga strona chce wyznać kochającemu człowiekowi. „Taka jest moja przeszłość” – aby usłyszeć w odpowiedzi: „Kocham cię z twoją przeszłością”. I tylko na tej zasadzie może się dokonywać powrót do przeszłości. Ale domaganie się tak zwanej prawdy jest bezprawiem. I tej prawdy domagać się w sposób kategoryczny, brutalny nie wolno – zarówno przed ślubem jak i po nim.
   Powtarzam: to może być dotknięcie tej sfery przez drugą stronę w sposób bardzo taktowny, sensowny, delikatny, z miłością i radością, że można się podzielić z kochającym człowiekiem swoimi najtajniejszymi sprawami. Ale bardzo ostrożnie, żeby nie przedobrzyć, żeby nie doszło do wylania dziecka z kąpielą.
   Bo łatwo można popaść w jakieś psychiczne aberracje.
   A więc nie miał prawa ten człowiek wypytywać swojej żony. Nie miała prawa wypytywać małżonka swojego męża, żeby mu zapłacić tym samym. Bo to jest już bijatyka, oddawanie ciosu za cios, nietaktu za nietakt, gwałtu za gwałt.
   Milczenie – to jest jeden ze sposobów, aby uniknąć sprzeczki. „Jak sobie chcesz, tak sobie tłumacz to, że nie chcę nic na ten temat powiedzieć. Jak sobie chcesz, tak sobie tłumacz”.