Biblioteka


4.
URZĄDZAĆ SOBIE MIESZKANIE




4.
URZĄDZAĆ SOBIE MIESZKANIE


Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,
Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.
                                  L. Staff: Pierwsza przechadzka


 


   Zawsze się boję, gdy młodej parze rodzice czy rodzina ofiarowuje w prezencie dom. Jeszcze w dodatku urządzony. Albo przynajmniej mieszkanie własnościowe urządzone. Jeszcze bardziej się boję, gdy na dodatek młoda para otrzymuje w prezencie od swojej rodziny czy od przyjaciół samochód, czasem dla ozdoby przewiązany szeroką wstążką na krzyż – tak jak się pakuje pudełko pomadek.
   Choć rozumiem, że są sytuacje niejednokrotnie trudne. Często tak bywa, że młodzi nie mają żadnych szans na to, ażeby własnymi rękami potrafili nawet za parę lat czy kilka lat kupić sobie mieszkanie, a tym bardziej dom.
   – A przynajmniej mogliście sobie je przemeblować?
   – No były opory, ale postawiliśmy na swoim.
   – Całe szczęście, że choć tyle.
   Jeżeli upieram się przy tym, to dlatego, że zdaję sobie sprawę, jak wspólne budowanie domu, a choćby urządzanie domu, wzmacnia więź małżeńską.
   – Proszę popatrzeć jak mieszkamy. To jest teraz nasz dom, nasze mieszkanie. Chcemy się pochwalić: kupiliśmy sobie właśnie taki stół, jaki wspólnie wymyśliliśmy i takie krzesła o jakich marzyliśmy.
   – Tak wszystko od razu?
   – Nie, nie. Trzeba było odczekać aż zgromadziliśmy kolejną partię gotówki. A przy tym znaleźliśmy taki obraz który nam obojgu się podoba. Zawiesiliśmy go po dyskusjach właśnie w tym miejscu.
   – A malowanie ścian to też wasze?
   – To było jeszcze przedtem. Przed zakupem mebli. Ściany, gdy weszliśmy do tego mieszkania, były koszmarne, jakieś szlaczki, jakieś rzuciki. Wreszcie po długich debatach ustaliliśmy kolory. I tak ściany zostały pomalowane tak, że nam obojgu nie tylko nie przeszkadzają, ale nas cieszą.
   Jak z rozmowy wynikło, wszystko było uzgadniane wspólnie, wszystko dyskutowane, trwał nieustanny dialog. Tak jedna jak druga strona miała chęć, aby realizować swoje pomysły, ale równocześnie żeby nie zrobić przykrości drugiej stronie, a wprost przeciwnie – „żeby moja żona była w pełni usatysfakcjonowana, to niechby tak było, potrafię ustąpić, zgodzić się, przystać”.


* * *


   I na tej zasadzie urządzanie mieszkania jest symbolem tego, co się stało przez sakrament małżeństwa, a co jest nie tylko sprawą raz na zawsze zamkniętą, ale procesem, który powinien się rozwijać coraz bardziej w swoiste niebo na ziemi.
   To usłyszałem od takich młodych małżonków:
   – Nie damy sobie go ani zniszczyć, ani odebrać. Jesteśmy szczęśliwi jak w niebie i to niebo będzie wciąż rosło.
   To jest tak jak konie, które ciągną wóz. Wbrew pozorom, niełatwo od razu doprowadzić do tego, żeby dwa konie były zgrane. Choćby dlatego, że na przykład jeden rwie do przodu, a drugi ma usposobienie zachowawcze, woli się nie spieszyć, ociąga się, bez końca widzi trudności faktyczne i fikcyjne, niechętny do ustępstw. A trzeba, żeby wreszcie doszło do porozumienia. Ale tego trzeba się nauczyć. Do wspólnego rytmu można doróść dopiero w robocie. Na to trzeba w praktyce realizować sztukę ustępstw.
   Tak jak dwójka kajakowa, żeby się zgrać, żeby wspólnie pracować wiosłami, żeby wyczuli i nadali pracy właściwy rytm, żeby się rozumieli przy spokojnej fali, ale aby byli dobrzy i przy wietrze bocznym, przy skrętach, przy ostrej fali, przy slalomie.
   Oczywiście, to nie przychodzi łatwo. Przecież wyrośli w innych światach. Inne matki ich wynosiły, wykarmiły, wychowały. W innych tradycjach wyrośli. Inne przekazy kulturowe, inne wzorce, inne ideały. Inne, ale przecież podobne – bo ta sama kultura polska, europejska. Ta sama przeszłość narodowa. Te same umiłowania patriotyczne. Ten sam Chopin wykołysał, Moniuszko wyśpiewał, olśnił Wyspiański, zachwycił Norwid. I jest szansa na to, żeby stworzyć dobry dom. Tak dobry jak prawie niebo.