Biblioteka



s. 12.



 


 


   – Staszek, nie miałbyś jakiego niepotrzebnego wózka?
   – Są potrzebne, są niepotrzebne. Na co ci wózek?
   – Jak widzisz, jeżdżę na koniu po okolicy. Ale koń to koń: oprócz siebie samego nic więcej na nim nie pomieszczę. A tymczasem to za mało. Trzeba wziąć ze sobą to i owo, zwłaszcza gdy na dłuższy pobyt się zanosi.
   – Adam, gdy już ty sam ten temat podjąłeś. Powiedz mi – jak chcesz, oczywiście – co ty masz zamiar dalej robić? Powiem ci, jak ja to widzę. Jeździsz po naszych krewnych czy powinowatych. Przyjmują cię.
   Stali przed wozownią, gdzie zgromadzone były najrozmaitszego rodzaju wozy, bryczki, linijki.
   – Boś ty taki egzotyczny ptak: malarz. No, ale sprawa się nie kończy na malowaniu i na dworze. Nawiązujesz kontakty z plebanem. Proboszczów nawracasz na świętego Franciszka z Asyżu. Naciskasz, żeby zakładali trzeci zakon franciszkański. Jak już jest taki, starasz się go ożywić. Chodzisz po czworakach, po wsi, ludzi leczysz – jak słyszę. Skąd ty na leczeniu się znasz – to osobna sprawa. Z okazji odwiedzin mówisz ludziom o świętym Franciszku, namawiasz, żeby należeli do trzeciego zakonu, żeby praktykowali ubóstwo, czyli dzielili się z tymi, którzy nie mają, wspierali chorych, starych, swoich dziadków, rodziców, krewnych, ale również starych ludzi we wsi.
   – To ty, Staszek, nadawałbyś się na wywiadowcę. Wiesz wszystko o mnie, choć przecież ja ci niewiele o sobie opowiadam.
   – Niewiele, niewiele. Mógłbyś nawet trochę więcej.
   – Czujesz żal, że ci nie opowiadam wiele? Przecież wiesz, że cię kocham. Masz dość swoich zmartwień. Nie chcę ci ich przysparzać.
   – Tak też sądziłem.
   – Już sobie taki wózek wymyśliłem. Lekki, „jednoosobowy”. Na jednego konika. Ze zmiennym podwoziem.
   – Co masz na myśli?
   – Żeby łatwo można było odejmować koła, dokręcać płozy i zamieniać wózek na sanie. Bo ta nasza aura jest kapryśna, a ja nie chciałbym uwięznąć gdzieś po drodze.
   – Dobrze, dobrze. Rozumiem cię. Jest to do zrobienia. O, mam tu coś takiego, co by się nadawało do twoich celów, a u mnie stoi i gawędzi.
   Przepychali się pomiędzy wozami, bryczkami do niepozornego wózka.
   – Ma wszystko to, o czym mówisz. A tę wymienną część, o której opowiadasz: płozy, można będzie łatwo dorobić. Jest tu taki majster-klepka. Samozwańczy wynalazca. Ucieszy się, jeżeli mu taki pomysł zadam do wykonania. Ale powiedz mi – powtarzam pytanie – co zamierzasz dalej.
   – Chcę dalej robić to, co dotąd. Że maluję, to się nie dziw. To już nawyk – jak picie kawy. Zobaczysz coś, albo nie zobaczysz tylko ci się coś budzi w duszy – to wtedy chwytasz za pędzel. A trzeci zakon to jakiś mus wewnętrzny, żeby zbudować nowe społeczeństwo, prawdziwie chrześcijańskie. Społeczeństwo, gminę, parafię, wieś, w której rozwiązuje się problemy społeczne, przede wszystkim problemy chorych, starych, niedołężnych, w oparciu o naukę Jezusa. Kiedyś z tego wyrośnie państwo, gdzie te problemy będą rozwiązywane w skali ogólnonarodowej, na mocy ustaw. Wybrałem trzeci zakon. Mogłoby być wszystko inne: bractwo, stowarzyszenie, żywy różaniec. Chodzi zawsze o elitę bardziej świadomą, która by pociągnęła za sobą bierną resztę.
   – I tak będziesz chciał dalej działać?
   – A tak. Dalej w sensie czasowym i dalej w sensie przestrzennym.
   – Tylko nie myśl sobie, że ta twoja działalność łatwo ujdzie uwadze naszych władz rosyjskich. Wiesz, że nadszedł ostry kurs od chwili, gdy od 1883 roku rozpoczął rządy generał Hurka a do żandarmerii przyszedł Brok, a w cenzurze jest Jankulia.
   – Mam to na uwadze. Dlatego też z radością podejmuję się po kościołach prac konserwatorskich. Obrazy, rzeźby, nawet polichromie. To mnie kryje – przynajmniej częściowo. Asekuruję się jak mogę. Tak jak to sam powiedziałeś, chętnie siedzę u krewnych czy powinowatych. Bardzo mi dobrze u naszych trzech ciotek, u Urszuli, Ludgardy i Zuzanny w Balinie. Dobrze mi u kuzynów: u Teodorów Chmielowskich w Czerczu, u Mateusza Chmielowskiego w Zawalu. Choć nie krewny a tylko powinowaty, to przecież bardzo mi przyjazny. W Żwańcu posiedzę u księdza Sadowskiego, któremu będę odnawiał kościół, potem mam zamówienie w Murafie. Tam mam wymalować obraz Serca Pana Jezusa. Również w Szarogrodzie chcą taki. A więc roboty zadość.