Biblioteka



DZIECKO W PRZEDSZKOLU





DZIECKO W PRZEDSZKOLU



   Na ulicach Tokio czegoś mi brakowało. Na razie nie miałem pojęcia czego. Wiedziałem tylko, że ulice są inne niż polskie. Dopiero w którymś momencie oprzytomniałem: nie ma wózków z dziećmi. Gdzie są dzieci? Znalazłem. Przytroczone na plecach matek. Główka sterczy im na wysokości szyi matki. A to wszystko po to, żeby dziecko czuło matkę. Gdy jeszcze była w błogosławionym stanie, to miała dzieciątko pod sercem. Teraz ma na plecach. Jeszcze chwila, a dziecko zejdzie na ziemię i będzie się trzymało dłoni matki, jeszcze chwila i odejdzie samodzielnie w świat. Ale na razie na plecach.
   I to, co mnie zawsze wzrusza na polskich ulicach, to widok dziecka na nosidełku – na piersiach albo na plecach, podobnie trzymane przez ojca czy matkę. Oczywiście, nosidełko to nie jest to samo co przytroczone dziecko, a jednak jest o niebo lepiej niż wózek. Lepiej w sensie bliskości do kochającego ojca czy kochającej matki.


* * *


   – I z dzieckiem wszędzie! Gdzie się tylko da! – oświadczyła stanowczo Elżbieta.
   – Nawet pod namiot? – dopytuję się podchwytliwie.
   – A właśnie, nawet pod namiot.
   – Z takim zaledwie kilkomiesięcznym?
   – Byliśmy nad morzem – mówi mi Jurek i Elżbieta prawie równocześnie. 
   – Pytam, bom was tam spotkał przecież. Zresztą całkiem przerażony byłem. Ze z takim maleństwem w warunkach namiotowych. Wtedy spędzaliście wakacje z Łukaszem czy z Dominiką?
   – Jeszcze z Łukaszem.


* * *


   Zainteresowałem się sprawą japońskiego wychowywania dzieci. Okazało się, że dzieci japońskie w wieku szkolnym są wychowywane bardzo surowo. Stosunek rodziców do dzieci jest – powiedzmy ogólnie – bardzo patriarchalny. To było dla mnie kolejne zaskoczenie.
   Choć rozumiem problem. Trzeba wyważyć dwie sprawy – obecność matki i ojca w wieku dziecka na etapie niemowlęcia aż nie tylko po pierwszy rok, ale drugi i trzeci. Wtedy musi trwać  intensywna obecność rodziców, wciąż dziecko musi czuć ich miłość. I dopiero później następują etapy odchodzenia. Odchodzenia w samodzielność i odpowiedzialność. To daje przedszkole, a jeszcze bardziej szkoła.
   Z reguły najtrudniejsze są pierwsze dni w przedszkolu. Czasami to się przeciąga nawet w tygodnie.


* * *


   Opowiada mi Katarzyna, matka Jasia i Stasia:
   – Janek w pierwszym kontakcie nie zaakceptował przedszkola. Przestraszył się chyba wszystkiego. Obcych wnętrz, obcych dorosłych, hałasu, choć na pewno zwłaszcza  ilości dzieci. Wczepił się we mnie i nie chciał mnie puścić. Wreszcie rozryczał się, z prośbą: „Ja chcę do domu”.
   – I co zrobiłaś?
   – Wiedziałam, że gdy ulegnę, to przegram sprawę, że drugi raz tam już nie zechce iść.
   – Jak to rozegrałaś?
   – Uratowała mnie siostra zakonna. Bo to jest przedszkole prowadzone przez zgromadzenie zakonne. Zorientowała się, co się dzieje, podeszła z uśmiechem, zagadała. Za chwilę już wzięła go na ręce, zaniosła do kuchni i tam zaczęli lepić razem pierogi z siostrą kucharką.
   – Razem?
   – Tak. Bo on oświadczył, że mama też lepi z nim pierogi. Okazało się, że jest dla niego miejsce w przedszkolu, gdzie może poczuć się jakoś ważny, nie w gromadzie, gdzie bał się, że się zagubi. I to był pierwszy krok na to, żeby wrósł w tę społeczność. Aby przekonał się, że on nie jest jedyny najważniejszy na świecie. Aby nauczył się podporządkować wychowawcom i współpracować z rówieśnikami.


* * *


   Tak sobie myślę, że potrzebujemy dobrych przedszkoli, żeby były nie za liczne, możliwie kameralne. Tutaj tak trzeba by się zwrócić do wszystkich zgromadzeń zakonnych, które mają w swojej regule wychowywanie dzieci, z prośbą, aby zakładały jak najwięcej przedszkoli. Właśnie takich – małych. Nie giganty. I żeby dysponowały fachowymi siłami. Muszą więc się kształcić, żeby były profesjonalnie przygotowane do tej roboty.
   Potem przyjdzie szkoła. I znowu, gdy to tylko możliwe, nie monstrualnych rozmiarów, ale niewielka. I żeby klasy nie były zbyt liczne. I grono pedagogiczne z prawdziwego zdarzenia. Czyli żeby miało jak najlepszy kontakt z dziećmi i młodzieżą. I żeby wiedziało, że potrzeba nam myślącej młodzieży. Ale również szanującej tak siebie jak i drugiego człowieka, niezależnie od tego czy to kolega, czy profesor.