Biblioteka



WYCHOWANIE PRZEZ SZKOŁĘ 





WYCHOWANIE PRZEZ SZKOŁĘ 



   – Zdaje mi się, jakbym jeszcze do dziś czuła kurczowy uścisk gorącej, spoconej ze strachu łapki mojej córki. To było wtedy, gdy wchodziłyśmy po raz pierwszy w progi szkoły podstawowej, do której miała zacząć uczęszczać. Za chwilę stałyśmy we drzwiach jej klasy wypełnionej tłumem dzieci i rodziców. I słyszę jej szept: „Ale ty nie odchodź. Przyrzeknij mi, że nie odejdziesz”.
   Tu nastała cisza w opowiadaniu.
   – I co dalej? – spytałem.
   – Po jakimś czasie, gdy odprowadzałam ją, jak co dzień, zanim zza rogu pojawił się budynek szkolny, przystanęła. „To już wystarczy” powiedziała. „A teraz ja sama”.
   I znowu przerwa w opowiadaniu.
   – I co potem?
   – Potem kategorycznie oświadczyła: „Nie odprowadzaj mnie. Bo koleżanki się ze mnie śmieją, że ja jeszcze taka malutka, że potrzebna mi jeszcze mama”.


* * *


   Szkoła na ogół jest postrzegana jako miejsce zdobywania wiedzy, informacji, wykształcenia intelektualnego. A tymczasem tak naprawdę szkoła jest przeznaczona również, aby wychowywała dzieci i młodzież do życia społecznego, a nawet obywatelskiego. W stosunku do domu rodzinnego szkoła prezentuje na pozór inną konwencję życia, którą narzuca regulamin szkolny. „Obcy budynek, który ma się stać moją szkołą. Obca sala, która ma się stać moją klasą. Obce, nieznane dzieci, które mają stać się moimi kolegami i koleżankami”.
   Obce, ale jak długo obce? Dziecko znajdzie się przy stoliku czy w ławce we dwójkę z kolegą czy koleżanką – to nie brat, to nie siostra jak w domu. To obcy człowiek. Z innymi nawykami, z innym słownictwem prawie. Z innym sposobem zachowania. Natychmiast dochodzi do konfliktów – ale i do ustępstw, do obrażania się – ale i do porozumienia, do gniewów – ale i do zgody, tolerancji. Bo przecież trzeba żyć, trzeba współpracować.
   A przedmiotem sporu może być choćby zawłaszczanie terenu. „Ile mojego stołu – ile twojego. Ile mnie wolno – ile tobie wolno. Ile mnie wolno wobec ciebie – ile tobie wolno wobec mnie”. Rywalizacja, konkurencja. I próby współpracy dwóch małych ludzi. „Pożycz mi. Daj mi. Podaruj mi. Oddaj mi. Wzięłaś mi. Zapomniałeś. Pokaż, jak ty piszesz. Patrz, jak ja piszę”. Kto mądrzej, kto wyraźniej, kto dokładniej.
   Prawie równocześnie rozwija się rywalizacja, współpraca, konflikty i porozumienia z sąsiadami. Z dziećmi siedzącymi przy stolikach w pobliżu.
   I tak tworzy się – przez najróżniejsze związki, nurty, nici zainteresowań i protestów – nowa społeczność. Społeczność klasy. I rodzi się odpowiedzialność jednostki za tę społeczność i odpowiedzialność społeczności za jednostkę. Choć trwa konkurencja i rywalizacja, która rozgrywa się na terenie klasy. Kto w klasie jest najmądrzejszy, a kto tylko najbardziej wygadany. Kto odważny, a kto pewny siebie. Kto inteligentny, a kto tylko udaje. Powoli wyłaniają się ci, którzy potrafią się odważyć, którzy mają rację, którzy są najbardziej koleżeńscy, sprawiedliwi, potrafią ująć się za pokrzywdzonym, mieć swoje zdanie, zrobić porządek.
   Całość ogarnia, nad tym wszystkim czuwa pani nauczycielka, względnie pan nauczyciel, który prowadzi klasę. Bo on nie tylko uczy, czyli podaje informacje z dziedziny matematyki czy przyrody, fizyki czy chemii, języka polskiego czy geografii, ale on jest tym, który wychowuje, tym który zespół klasowy strukturalizuje, porządkuje, wyznacza funkcje, zajęcia, stawia oceny, daje nagrody i kary. Rozdziela obowiązki, upomina, zwraca uwagę, chwali, gani, prosi, grozi. Ale również podnosi głos, mówi ciszej, mówi głośniej, zwraca się po imieniu czy po nazwisku.
   To jest wychowywanie obywatela. To już nie rodzina, gdzie jest mama i tata, brat i siostra. To nie rodzina, gdzie wszyscy znają się od zawsze. Ale jednak to są dzieci, które powoli stają się coraz bardziej koleżeńskie, wyrozumiałe, serdeczne, tolerancyjne, pomocne, przyjazne. Coraz bardziej ten przypadkowy zestaw małych i dużych ludzi staje się grupą, organizmem współpracującym ze sobą, czującym się nawzajem, który to organizm ma ambicję, aby być klasą najlepszą w szkole.
   O, właśnie – klasa nie jest samotna. Bo są inne klasy. Na korytarzu w czasie przerw międzylekcyjnych spotykają się, widzą się, bawią się inne dzieci.
   I chociaż wiedzą, że należą do innej klasy, to jednak mają poczucie, że są w tej samej szkole. I tak pojawia się oprócz klasy rzeczywistość szkoły. Poza panią wychowawczynią czy panem wychowawcą jest jeszcze dyrekcja, która czuwa nad całością. Czuwa nad tym organizmem, który się nazywa szkoła, a który jest jak gdyby rozbudowanym domem rodzinnym.