Biblioteka



NASI NAUCZYCIELE





NASI NAUCZYCIELE



   Ze szkoły podstawowej nie pamiętam nikogo z moich nauczycieli. Ale już z gimnazjum i liceum Bartłomieja Nowodworskiego pamiętam niektórych doskonale. Wychowawca – matematyk „Antoś” Nikliński, młodzieżowiec. Historyk – Garbacik, intrygujący inteligent. Łacinnik – Piller, cudowny awanturnik. Fizyk – Zagrodzki, tradycjonalista. Polonista – Kamykowski, zdziwiony naszym brakiem poetyckości. I oczywiście dyrektor – „Buldog” – Lewicki. Zostali mi w pamięci profesjonalizmem, gruntownym wykształceniem, świetnym wykładem.
   I zdawało się, że na tym się moja pamięć o profesorach skończy. Ale nie skończyła się. Bo potem były studia na UJocie. Tam był świetny Klawek. Ale bił go o całą długość Marian Michalski. Nad nim górował Konstanty Michalski – historyk filozofii, u którego pisałem magisterium.
   Wyglądało na to, że już mi nikt nie zaimponuje. Ale z kolei nadszedł czas KULu – studia filozoficzne. I Mieczysław Albert Krąpiec. Wpadał na wykład – improwizował i wykrzykiwał. Był w najlepszym okresie swojego życia naukowego.
   I zdawało się, że na tym się galeria moich profesorów skończy, ale nie. Choć w Rzymie Angelicum nie zaimponowało. Może profesor Powers, Amerykanin, u którego zacząłem pracę doktorską. Ale pojechałem do Monachium. Tam był Karl Rahner. Nieruchomy słupek za pulpitem. Sala wypełniona do ostatniego miejsca. Wpatrzony w kartkę papieru mówił – jednostajnym głosem, bez żadnej emfazy, prawie bez znaków przestankowych. Sala była skamieniała. Słuchaliśmy go jak proroka. Bo mówił genialnie.
   Na koniec było Münster – bo tam przeniósł się Rahner. Ale był również jego uczeń, Johan Baptist Metz. Przypominał Krąpca. Wkraczał rozwiany. I mówił rewelacje. Sala wypełniona po brzegi.
   Przechowuję ich w pamięci z wdzięcznością za mądrość, profesjonalizm, odwagę myślenia, za to, że odkrywali mi nowe światy.


* * *


   Dziecko znakomicie wie, który nauczyciel jest inteligentny – a który nie. Który przygotowany – a który nieprzygotowany. Który wie, co chce powiedzieć – a który nie wie. Który dobrze lekcję prowadzi – a który źle. Który nauczyciel zbywa lekcję – a który się angażuje. Ono może zapomnieć, co nauczyciel mówił, ale nie zapomni jego osobowości – jako człowieka, jako fachowca, jako tego kto był na poziomie. Chociaż wymagał. I będzie mu za to wdzięczne.
   Rola nauczyciela – ze szkoły podstawowej, średniej czy wyższej – jest ogromna. Dopinguje do myślenia, do odwagi myślenia, do głoszenia prawdy, nawet trudnej, nawet niebezpiecznej, do bycia autentycznym. Ale jedno jest niewątpliwe: gdy nauczyciel wychodzi na katedrę uniwersytecką czy przed stół nauczycielski i zwraca się do dzieci czy do studentów z jakąś tezą, to musi się być jej pewny i nią zachwycony. To nie może być na pokaz, na eksport, z przekory albo dlatego że tak jest w programie czy podręczniku. Ale w walce o prawdę.
   Bo to jest istotą szkoły – każdej, od podstawowej począwszy aż do najwyższej – i istotą nauczyciela, że ma głosić prawdę.
   Nauczyciele, profesorzy to są ci prorocy, którzy mówią to, do czego się przekonali, co przeżyli, co przemyśleli. Niezależnie od tego kto słucha – dziecko czy student, czy jest wizytator, czy nie ma, czy są konsekwencje, czy nie ma konsekwencji.
   Nauczyciel powinien być pod każdym względem wzorem dla uczniów. Jeżeli nauczyciel mówi o tym, że dzieci nie powinny palić papierosów, to dobrze, że tak mówi. Ale gdy sam pali? Że się powinny czesać – jeżeli się sam nie czesze, nie myje sobie włosów? Że powinni chodzić przyzwoicie ubrani – ale jeżeli on sam jest niechlujny? Że nie należy się spóźniać, a jeżeli sam nie rozpoczyna lekcji punktualnie? I tak dalej. Nauczyciel musi być pod każdym względem wzorem. A oczywiście najbardziej wzorem intelektualnym i charakterologicznym.


* * *


   – Ale z tego wynika, że nauczyciel powinien być ideałem – powiedział ze śmiechem dziennikarz do nauczycielki.
   – Powinien starać się być ideałem – poprawiła go nauczycielka.