Biblioteka



PRACOHOLICY




 
PRACOHOLICY



   – Jestem pracoholik. Przyznaję się do tego i stwierdzam, że nic na to nie poradzę, bo jestem z tym szczęśliwy.
   – A więc praca na okrągło? Bez przerwy?
   – Na okrągło,
   – No a przecież są jakieś okresy urlopowe, które prawnie przysługują każdemu pracownikowi. Co wtedy?
   – Wtedy najchętniej zgłaszam się na zastępstwa. Rezygnuję z urlopu. 
   – A jak nie ma takiej możliwości?
   – To zawsze jest w domu coś do zrobienia.
   – A więc żadnych wyjazdów?
   – Szkoda czasu.
   – Żadnego kina, teatru, koncertu, wystaw?
   – To już mam za sobą. Za muzyką nie przepadam, do obecnego teatru się zraziłem dostatecznie, na filmy szkoda chodzić, a wystawy obrazów współczesnych to seria bohomazów, na które szkoda się wybierać.
   – A książka?
   – To, co ważniejsze, to już wyczytałem. A na współczesną literaturę patrzę podobnie jak i na współczesny teatr.
   – A więc praca.
   – Tak, praca. Na tym się znam, to umiem, to lubię. To mi zastępuje każdy wypoczynek.


* * *


   Wyjąć komuś z ręki łopatę, kilof, młot, długopis, kartkę papieru, zamknąć szufladę, wyłączyć komputer, silnik, przysunąć krzesło do biurka, zgasić światło, zamknąć drzwi – nam, którzyśmy wrośli w swoją robotę tak, że stanowimy z nią jedno – to wcale nie takie łatwe. „I co teraz mam robić, gdy nie muszę iść na wyznaczoną godzinę do pracy”.
   Najlepiej tę sprawę rozwiązuje szkoła. Nauczyciele rozdają świadectwa i odsyłają dzieci do domów oraz ogłaszają, że szkoła będzie zamknięta. Ale przecież nie wszyscy chodzą do szkoły.
   A trzeba przyznać, że nie wszyscy umiemy odpoczywać. Nie wszyscy umiemy świętować. Bo pod słowem „odpoczywanie” rozumiemy: wyspać się. Pod słowem „świętowanie”: imieniny u cioci – oczywiście nudne. I tylko tyle. Na nic więcej nas nie stać. A że do życia potrzebne jest prawdziwe odpoczywanie i prawdziwe świętowanie, to nie wszyscy rozumiemy.
   I takim trzeba się uratować. Bo wcześniej czy później musi dojść do katastrofy, choćby na zasadzie najprostszej – zmęczenia materii. Organizm człowieka to jest też maszyna, która się regeneruje samoczynnie. Ale tylko w miarę. A w końcu potrzeba jej świadomego działania ze strony człowieka. Właśnie na to, żeby nie doszło do wyczerpania. Ale tego często nie bierzemy pod uwagę.
   Uratować nas może dobry przyjaciel, mądre środowisko czy dom rodzinny. I to nie w sposób „na udry”, na siłę czy na przekór, ale jakby przypadkiem. Choćby w ten sposób, że zaproponują wyjście, bo coś ciekawego, coś nadzwyczajnego, coś co rzadko się zdarza. Bo jacyś starzy znajomi, bo jakieś dawne autorytety, wielkie nazwiska, bo przyjechali, bo są gośćmi miasta. Żeby spowodować dopływ świeżych sił fizycznych jak i psychicznych.
   A więc to nie chodzi o bezczynność, co jest postrachem pracoholików, argumentem koronnym dla ich postawy. Ale potrzebne jest nowe działanie. Działanie, które by wniosło inne zachowania, pobudziło wyobraźnię, dało do myślenia, uradowało, ucieszyło, odrodziło, otworzyło nowe horyzonty, ujawniło nam nowe możliwości, obudziło nasze niewykorzystane talenty.
   To przesłanie skierowane jest do rodziców. Żeby wychowali swoje dzieci tak, by te umiały wykorzystać czas wolny na wypoczywanie, na świętowanie, żeby to było zwyczajem domowym, że czas wakacji jest innym czasem. Inaczej wygląda dom i tak zwane obowiązki domowe. I gdy dzieci się przyzwyczają do tego w domu rodzinnym, to poniosą w sobie na całe dalsze życie.


* * *


   Ale trzeba na pociechę powiedzieć, że stwierdzamy ogromny postęp w wprowadzaniu odpoczynku do naszego społeczeństwa. I tak dla przykładu – coraz więcej ludzi zwiedzających nasz kraj jak i wyjeżdżających poza jego granice. Wędrują, przyglądają się, spacerują, piją herbatę czy kawę po kawiarniach, przy stolikach wystawionych na chodniki. Bywa również i tak, że w ramach wakacji – na to żeby zarobić trochę pieniędzy – młodzi ludzie wyjeżdżają na zbieranie truskawek, winogron, kalafiorów. Wbrew pozorom, takie przeżycie może być niejednokrotnie równie twórcze jak żeglowanie na jeziorach.