Biblioteka



4. Istota  chrześcijaństwa



 


4.


Istota  chrześcijaństwa



    – Jestem po rozmowie z panią doktor Marią Maciejewską – oświadczył ksiądz Profesor Helence. – Wyraziła się o siostrze pozytywnie. A nawet w superlatywach. Wobec tego czekam na to, co siostra mi ma do zakomunikowania. Siostra wspomniała, że powinienem podjąć się jakiejś misji.
    Choć ksiądz swoją wypowiedź potraktował na wpół żartobliwie, Helenka zaczęła najpoważniej w świecie:
    – Pan Bóg przez swego Syna domaga się, byśmy, my chrześcijanie, prawdziwie uwierzyli w Niego.
    – A jak tego dokonać? – spytał zaciekawiony.
    – Temu ma służyć prawda o Jego miłosierdziu. Albo, lepiej powiedziawszy, prawda o tym, że On jest Miłosierdziem.
    Ojciec Profesor nie dał się przekonać zasadniczym tonem Helenki i w dalszym ciągu mówił na wpół żartem:
    – Innymi słowy, siostra twierdzi, że chrześcijanie mają się nawrócić na chrześcijaństwo.
    – Mniej więcej tak.
    – A jak siostra doszła do takiego przekonania?
    – Proszę tylko wziąć pod uwagę przeciętnego polskiego chrześcijanina. Co on myśli o Panu Bogu. Że gdzieś za chmurami siedzi na swoim tronie, w otoczeniu aniołów śpiewających Mu: „Święty, Święty, Święty Pan Bóg Zastępów”. A my na tym ziemskim padole męczymy się z przeciwnościami losu. I zanosimy modły do Niego, żeby pomógł nam żyć, żeby ulżył nam w cierpieniu. A gdy On łaskawie nachyli się nad nami i usłyszy nasze błagania, uzna, że powinien pomóc, to ruszy palcem, a wtedy skapnie na nas jakaś kropla ochłody.
    – No, to bardzo surowo siostra ocenia naszych przeciętnych chrześcijan.
    Czuła, że ksiądz Profesor w dalszym ciągu nie traktuje jej poważnie. Nawet się z tym nie krył. Pobłażliwy uśmieszek czaił się w jego ustach. „Byle nie dać się tylko zbić z pantałyku” – podświadomie sobie powtarzała. I dalej, nie rezygnując z tego, co powiedziała, mówiła:
    – Przeważnie jest znacznie gorzej. A z rzadka bywa lepiej.
    – A więc o co siostrze chodzi?
    – Powtarzam: aby ludzie naprawdę wierzyli w prawdziwego Boga.
    – No to kto to jest, zdaniem siostry, prawdziwy Bóg?
    Helenka czuła się jak na egzaminie. Starała się wszystkimi siłami mówić logicznie, obiektywnie, formułować zdania precyzyjnie. A równocześnie czuła Bożą obecność w swojej duszy, w swoim rozmówcy i wokół siebie. Czuła się zanurzona w Bogu. Jakoś w centrum istnienia. I w źródle miłości. „Jakże Ci dziękuję, że mogę mówić o Tobie, że odnalazłeś mi właściwego człowieka. Tylko wybacz, że mówię tak niezgrabnie”. I tłumaczyła:
    – Prawdziwy Bóg, to miłość, która daje siebie. Bóg stworzył świat dlatego, że jest Miłością. Ale tu ukazuje się nasze błędne rozumowanie.
    – Dlaczego błędne? – ksiądz Profesor znowu zaciekawił się.
    – My kładziemy akcent na słowo „stworzył”, a idzie w cień wyraz „z miłości”. Jest jeszcze drugi błąd w naszym myśleniu o tym akcie stwórczym.
    – Jakiż to znowu?
    – Używamy wciąż czasu przeszłego: „stworzył”. Jakby kiedyś, gdzieś, na początku dokonał aktu stwórczego i na tym koniec. A tymczasem obowiązuje nas czas teraźniejszy: stwarza. I punkt trzeci.
    – A mianowicie? Słucham, słucham.
    – Stwarza z nami. Albo lepiej: stwarza z całym stworzeniem. Zostańmy zresztą na razie przy sformułowaniu: stwarza z nami. Bo nas wyposażył w wolną wolę. Wobec tego ostatecznie my decydujemy. On jest z nami, pomaga, podsuwa, inspiruje, ukazuje, poddaje, ostrzega, upomina, grozi, ale nie gwałci naszej wolności. Ostateczna decyzja należy do nas. Dlatego można powiedzieć: jesteśmy współstwórcami, współstworzycielami.
    Czuła i widziała, że ksiądz Profesor powoli zmienia nastawienie do niej. Odbierała intuicyjnie, że słucha jej uważnie. Jeszcze z dużym dystansem, ale ocenia jej wypowiedzi pozytywnie.
    – A jak z tą wiarą naszą? – ksiądz Profesor spytał. – Jak ona powinna wyglądać?
    – Trzeba sobie zdawać z tego sprawę, co poprzednio zostało powiedziane i bezgranicznie Bogu zaufać. Bo wiara to nie jest wiedza o tym, że Bóg jest. Ale jest to zjednoczenie z Bogiem, który jest Miłosierdziem.
    – Dlaczego siostra nie używa słowa „Miłością”, tylko „Miłosierdziem”?
    – Bo w moim odczuciu słowo „miłość” ma charakter zbyt ogólny. To prawie jakby jeden z przymiotów Boskich. A „miłosierdzie” jest uszczegółowieniem, wycelowaniem na mnie Jego uwagi, troski. Uwzględnieniem, że jestem człowiekiem, który potrzebuje stałej Jego opieki i pomocy, troski, nawet litości.
    – No a co jest odpowiedzią na ten fakt?
    – Jest nasze bezgraniczne zaufanie do Boga. Który tak właśnie jest ku nam nachylony. Tylko to nie ma być jakaś ufność ogólna, ale bardzo konkretna.
    – Co to znaczy?
    – To, co się dzieje w moim życiu, jest przez Niego zaaranżowane, przygotowane.
    – Wszystko?
    – Wszystko. Łącznie z chorobą, z nieszczęściem, z radością, z sukcesem, z osiągnięciami. Wszystko jest przewidziane przez Niego.
    – Po co tyle męki?
    – Przeznaczone na to, bym dorosła do pełni mego człowieczeństwa. Czyli do świętości. Dla mojego dobra.
    – Świętość siostra nazywa pełnią człowieczeństwa i pełnię człowieczeństwa świętością?
    – Tak.
    – No, to odważnie.
    – Nie ma innej sensownej odpowiedzi. I takiego człowieka wierzącego potrzebuje świat, a zwłaszcza Polska.
    – Jak to siostra rozumie?
    – Każdy akt religijny to zjednoczenie się z Bogiem. Czy to modlitwa, czy Msza święta, akt strzelisty czy nabożeństwo. Gdy jest prawdziwie przeżyty, łączy mnie z Bogiem. Z Tym, który jest mądrością, wolnością, odwagą, miłością. W ten sposób ogromnieje we mnie mądrość, pokój, przebaczenie, pracowitość, radość, sensowność mego życia. I tak może dojść do odnowy Polski i świata.
    Nastała przerwa. Ksiądz Profesor przestał zadawać pytania. Helenka też milczała. Czekała na ocenę. Wreszcie po dłuższej chwili ksiądz Michał zaczął mówić:
    – Muszę siostrze się przyznać, że siostra mnie przekonała. Na początku myślałem, że to jeszcze jedna zwariowana bigotka. A tu widzę autentyczną religijność chrześcijańską i to dobrze nazwaną. Miłosierdzie Boże.
    Helenka poczuła, że musi i to dopowiedzieć:
    – I kolejnym dziełem miłosierdzia Bożego obok stworzenia świata jest Jezus – Słowo Boże, w którym Bóg najpełniej się wyraził.
    – Zgadzam się i z tym. I to oceniam jako teologicznie trafione. Ale przejdę do konkretów. Co ja mam do roboty? Jaką rolę siostra mi wyznacza? – ksiądz Profesor znowu wrócił do tonu żartobliwego.
    – Nie ja, tylko Pan Bóg księdzu Profesorowi wyznacza zadanie, aby o miłosierdziu Bożym pisać, szerzyć, propagować. Również aby ksiądz Profesor postarał się o to, żeby niedziela Przewodnia była ustanowiona świętem Miłosierdzia Bożego.
    – No, to jak na mnie jednego, to dosyć sporo.