Biblioteka



9. Gruźlica



 


9.


Gruźlica



    Wracała do Wilna na ostatnich nogach. Myślała, że nie dojedzie. Opowiedziała przełożonej, matce Borgia, przebieg tej wyprawy. Przytoczyła rozmowę z Romkiem.
    – Znalazła siostra opiekuna.
    – To stary wypróbowany przyjaciel od lat dziecinnych.
    – No to niech siostra idzie do tego rentgena, jak siostra obiecała, choć te promienie są szkodliwe dla zdrowia.
    Na wizycie u lekarza ten niepytany zaproponował rentgen płuc.
    – Dlaczego siostra z tymi objawami tak późno się zgłosiła?
    – Myślałam, że samo przejdzie.
    – Ale, jak siostra podaje, te bóle i inne objawy chorobowe siostra miała od kilku lat.
    – A co pan doktor stwierdza?
    – Szmery w płucach, i to bardzo wyraźne, skłoniły mnie do tego, żeby siostra zrobiła zdjęcie płuc. Siostra przejdzie do drugiego pomieszczenia, tam jest rentgen.
    Po dłuższej chwili, którą spędziła w poczekalni z siostrą socjuszką, została wezwana znowu do gabinetu lekarza.
    – Co zdjęcie wykazało?
    – Gruźlica bardzo zaawansowana po obu stronach. Powtarzam: i to w stadium bardzo zaawansowanym. Powtarzam: za późno siostra się do nas zgłosiła. Trzeba było przyjść, gdy tylko pojawiły się podwyższone temperatury, osłabienie, kaszel. Nie rozumiem, że siostry nie przestraszyły ślady krwi w plwocinie.
    – Ale skąd gruźlica? – Helenka wciąż nie rozumiała powagi sytuacji.
    – Gruźlica przenosi się metodą kropelkową, pyłową, przez kontakt z zakażonym przedmiotem, przez zakażone pożywienie. Wywołana przez prątek Kocha…
    – Kocha – powtórzyła, jakby to nazwisko usłyszała po raz pierwszy w życiu.
    – To uczony, który odkrył prątek w 1882 roku.
    Słuchała go strzępem świadomości. Cała była zdziwiona przed Bogiem. „To tak chcesz, abym umierała?”
    Tymczasem lekarz przyczepił na ekranie kliszę ze zdjęciem jej płuc.
    – Proszę spojrzeć, te ciemne plamki to są właśnie nacieki gruźlicze.
    – Czy można się z gruźlicy wyleczyć?
    – W przedziale farmakologicznym nie mamy, jak dotąd, takiego lekarstwa. Gdyby był zaatakowany tylko jeden płat płuca, najprościej byłoby usunąć go operacyjnie. I my tak to robimy. Ale, jak siostra widzi, plamki są rozsiane po całych płucach. A więc w wypadku siostry ta droga jest niemożliwa.
    – To znaczy, że nie mam sposobu wyleczenia się?
    – Organizm sam walczy z prątkami. Trzeba mu tylko w tym pomagać. Wzmacniać go. Świeże powietrze, odpowiednie odżywianie się, bardzo oszczędny tryb życia to zalecenia podstawowe. To zapewni z pewnością siostrze klasztor. On zabezpieczy siostrze optymalne warunki powrotu do zdrowia.
    – Ja panu doktorowi nie mówiłam, że od lat mam narastające bóle brzucha.
    – O, to ważne, co siostra mówi. Bo być może, że to jest też gruźlica jelit.
    – Jak to możliwe? O tym nie słyszałam.
    – Gdy się prątek dostanie do krwiobiegu, atakuje wszystkie narządy. Również jelita. Organizm broni się, produkuje przeciwciała. Ale gdy jest osłabiony, przegrywa. Czy siostra ma torsje?
    – Zdarzają się. Ostatnio coraz częściej.
    – To bardzo źle wyrokuje. Trzeba koniecznie przebadać przewód pokarmowy.
    – A pan doktor tego nie może zrobić?
    – To już nie ja. Ja jestem od płuc. Trzeba się udać do specjalisty. Do gastrologa.
    Gdy wyszła z gabinetu, z poczekalni zagarnęła socjuszkę. Ta zaraz na ulicy spytała:
    – No i co doktor siostrze powiedział?
    – Gruźlica płuc i prawdopodobnie gruźlica przewodu pokarmowego.
    – Gruźlica płuc? – socjuszka wyraźnie zwolniła i odrobinę odsunęła się od niej. – Gruźlica jest zaraźliwa, nieprawda?
    – Tak, to prawda.
    – Co teraz zrobią z siostrą?
    – Niech się martwią przełożeni.
    I faktycznie zmartwili się. Gdy zdała relację matce Borgia, ta energicznie powstała z krzesła, wyraźnie zdenerwowana:
    – Tego jeszcze brakowało. Nie dość kłopotów mamy z siostrą, jeszcze i taki doszedł. Czy siostra widziała naprawdę nacieki na zdjęciu? 
    – Ja się na tym nie znam. Lekarz pokazywał plamki i mówił, że to ogniska zapalne czynne, niezwłóknione, niezwapnione. I mówił, że te bóle brzucha to nie nerwica, tylko prawdopodobnie również gruźlica. Mówił z kolei, że powinnam się poddać osobnemu badaniu na gastrologii.
    – No to mnie nic innego nie pozostaje, jak zawiadomić matkę generalną.


    Zawiadomiła. Została zaproszona na rozmowę w Warszawie. Pojechała. Rozmawiały, obie zatroskane zarówno o los Faustyny jak i zgromadzenia.
    – Ja powtarzam – matka generalna oświadczyła. – Nie można dopuścić do jakiegoś niepokoju czy też jakiejś paniki. Pan Bóg obarczył krzyżem naszą Faustynę, jak i całe zgromadzenie, i trzeba ten krzyż przyjąć.
    – Jeżeli matka generalna pozwoli, wypowiem swoje zdanie w tej sprawie. Ja bym się nie obawiała jakiejś paniki. Tylko oskarżania nas, przełożonych, o zaniedbania względem siostry Faustyny.
    – Ja tu siebie obwiniam, że nie dopilnowałam, aby siostra Faustyna była na czas przebadana i leczona. Ale obwiniam również wszystkie matki przełożone, pod których władzą siostra Faustyna się znajdowała.
    – Proszę matki generalnej, to się oczywiście i do mnie odnosi. Przyznaję się, że zaniedbałam swoje obowiązki. Choć z drugiej strony, muszę wyznać matce, że siostra Faustyna tak zaabsorbowała mnie swoimi stanami mistycznymi czy quasi-mistycznymi, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. I prawie że wytworzyło się we mnie takie przekonanie, że jej nic takiego nie może się przydarzyć, skoro jest tak bardzo z Bogiem złączona.
    – A tymczasem Pan Jezus był zjednoczony z Bogiem nieskończenie bardziej, a umarł na krzyżu. Nie mówiąc o tym, że siostra Faustyna nie jest aniołem, tylko człowiekiem, który może się zarazić gruźlicą.
    – Ale, proszę matki generalnej, zejdźmy na ziemię i pomyślmy, co należy zrobić dalej.
    – Właśnie. Ja też tak uważam, że po pierwsze, trzeba siostrę Faustynę leczyć. Przeprowadzić wszystkie badania, które pomogą ustalić stan chorobowy. Po drugie, wysłać ją na wieś, bo na gruźlicę najlepszym lekarstwem jest świeże powietrze i zdrowe wiejskie pożywienie.
    – Jeśli wolno spytać, dokąd matka chce ją przenieść?
    – Myślałam o Walendowie, względnie Derdach. Bo to autentyczna wieś. A równocześnie leżą obok Warszawy, a więc są pod ręką szpitale, lekarze, specjaliści.
    – Kto jest teraz matką przełożoną w Walendowie, jeśli wolno spytać?  
    – Matka Serafina Kukulska.
    – Ach, wciąż jeszcze.
    – To przełożona energiczna, wymagająca solidnej pracy.
    – Słusznie, siostra Faustyna też musi być czymś zajęta, żeby nie myślała tylko o swojej chorobie.
    – Jeżeli zaistniałyby jakieś trudności, to tuż obok są Derdy.
    – Jeśli wolno matce coś zasugerować, to myślę, że równie dobre byłyby Łagiewniki krakowskie. To również wieś. A książę Lubomirski podarował nam sporo ziemi. Jest tam i ogromny park, i ogród. Świeżego powietrza też nie brakuje. No i jeszcze bliżej do szpitali i do lekarzy niż z Walendowa do Warszawy.
    – Ja bym chciała ją mieć w pobliżu Warszawy.
    – Będzie tak, jak matka generalna zadecyduje.