Biblioteka



4. Nowy  zakon



 


4.


Nowy  zakon



    Kiedyś doktor Silberg podczas swojej nieoficjalnej wizyty u niej zapytał:
    – Czy prawdą jest, że siostra chce założyć nowe zgromadzenie?
    To był zły dzień Helenki. Całą noc przecierpiała w wielkich bólach. Od rana źle się czuła. Najchętniej by spała. A tu nagle takie pytanie. Nie było wyjścia, trzeba było odpowiedzieć.
    – Powinien powstać taki zakon, który by spełnił wszystkie postulaty miłosierdzia.
    Ożywiła się znowu. Była przytomna, obudzona, gotowa do snucia dalekosiężnych planów.
    – To musi być społeczność kochająca się. Względem siebie nawzajem przyjazna.
    – Co to znaczy?
    – Żadna tytułomania, żadne „mateczki”, nawet „matki”, żadne „przewielebne” ani nawet „wielebne”, ale wszystkie będą równe sobie. Będą się zwracać do siebie „siostro” i będą prawdziwymi siostrami.
    – Chociażby jedne pochodziły z domów arystokratycznych, a drugie z domów chłopskich? Chociażby jedne skończyły studia wyższe, a drugie tylko szkołę powszechną?
    – Niezależnie od tego, jaką mają przeszłość za sobą, będą wobec siebie siostrami. A przełożoną powinna zostać ta, która jest prawdziwie pokorna.
    Myślała coraz bardziej chaotycznie, ale szła dalej.
    – Przy przyjęciu do klasztoru posag czy brak posagu nie powinien odegrać żadnej roli. Ważne jest, aby kandydatka była normalna i szczerze pragnęła oddać się Bogu. Aby nie chciała być jak najprędzej przełożoną ani mistrzynią, ani ekonomką. Tylko zwyczajną siostrą, która chce żyć zjednoczona z Bogiem.
    Czuła, że siły ją opuszczają. Powtarzała się. Pojęcia się jej rozmywały, brak jej było precyzji. Niemniej widziała, że doktor słucha uważnie.
    – Klasztor nie może w niczym przypominać pałacu. Nie ma się odróżniać wystawnością od innych domów wokół stojących. Posiłki muszą być proste. Jednakowe dla wszystkich sióstr. Bez wyjątku. Powinno być tak, że każda siostra musi pracować choćby miesiąc w kuchni. Przy ziemniakach i jarzynach, przy gotowaniu, zmywaniu, porządkowaniu. Nawet gdy jest przełożoną. Nie mogą być siostry przypisane na całe życie do kuchni czy infirmerii, czy przełożeństwa.
    Zanikało to, co powiedziała przed chwilą, tonęło gdzieś w głębi jej świadomości.
    – Siostra, gdy zachoruje, musi być poddana badaniom lekarskim i starannie pielęgnowana.
    – A, to jest ważne. W pełni przyznaję rację.
    – A więc klasztor nie z dwoma chórami. Wszystkie siostry mają te same prawa. Powinny być im przydzielane funkcje według zdolności, według umiejętności. Siostry zewnętrzne, które będą pracowały w klasztorach klauzurowych, nie muszą chodzić w habitach.
    – Słusznie. Habit może przeszkadzać w kontakcie z ludźmi świeckimi. Może odcinać od reszty społeczeństwa.
    – A więc mogą być klasztory klauzurowe, ale oprócz tego mogą być takie, gdzie nie obowiązuje klauzura.
    Nagle nowa myśl powstała w niej, jak światło prosto z nieba.
    – Najlepiej, gdyby siostry były rozrzucone wśród zwyczajnych ludzi. A więc powinny być klasztory – nie klasztory. Po prostu ludzie żyjący prawdą o miłosierdziu Bożym bez żadnej specjalnej reguły.
    – No, to rewelacja, co siostra mówi. Na to czekałem.
    – Jedyną regułą ma być Ewangelia. I rytm życia według roku liturgicznego, w którym spotykamy Słowo Boże, jako narodzonego w Betlejem, jako młodego człowieka przy Józefie cieśli, jako Nauczyciela na drogach Ziemi Świętej, wreszcie jako Zabitego i Zmartwychwstałego. Pozostając w świecie, powinni być złączeni z Bogiem miłosiernym, w którym jest zanurzony cały wszechświat. I każdy człowiek, prowadzony przez Boga. Żeby na tej drodze upodabniał się do Niego.
    Wreszcie zakończyła stwierdzeniem:
    – A najlepiej, gdyby taki ruch ogarnął całą ludzkość.
    Doktor Silberg ożywił się:
    – Ależ oczywiście, siostra ma w pełni rację. Nie spodziewałem się, że siostra jest taka genialna. A przynajmniej taka mądra i tak szeroko myśląca.
    – To nie ja, to nie ja. To Pan Bóg tak mi dyktuje.
    – Ja przepraszam siostrę, że siostra musiała tyle mówić. Na to nie powinienem pozwalać. Ja odchodzę, niech siostra stara się zasnąć.

    Gdy tylko drzwi się zamknęły, usłyszała głos: „”Tylko potrzeba ci modlitwy, która by była modlitwą wszystkich ludzi, po to, aby pomagała wciąż realizować miłosierdzie”.
    „Ale skąd wezmę taką modlitwę?” – odpowiedziała, już zmęczona do reszty tymi zrywami.
    „Mówiłem ci kiedyś o tym, przypomnij sobie”. Spięła się, wytężyła wszystkie swoje siły, jakimi jeszcze dysponowała. Już znowu była przytomna, trzeźwa, bystra. Ale nic jej nie przychodziło do głowy. „Nie wiem. Ja nie pamiętam”. „A przypomnij sobie o miłosiernych rękach, o miłosiernych nogach”.
    „Ach, to mi kiedyś mówiłeś o tym. Masz rację, to może być najwspanialsza i zarazem najskuteczniejsza modlitwa dla wszystkich ludzi dobrej woli”.
    I popłynęła modlitwa, jakby ktoś jej dyktował:

    „Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
    Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
    Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
    Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
    Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
    Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, abym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
    Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój”.
   
    Zemdlała. A może tylko zasnęła z wyczerpania.