Biblioteka





 
DLA MĘŻCZYZNY NAJWAŻNIEJSZA JEST
PRACA ZAWODOWA, DLA KOBIETY – DOM



                 Czyż ja żonę kocham? Nie kocham jej, ale… nie wiem, 
           jak to powiedzieć… Bez ciebie albo kiedy między nami  
           zdarzy się nieporozumienie, wydaje mi się, że przepadłem 
           i że nic nie potrafię. No, czy na przykład własny palec 
           kocham? Nie kocham go, ale spróbuj go odciąć!…
                                                                     (Lew Tołstoj)


     Wychodziłem właśnie z teatru, szedłem w zbitym tłumie rozmawiającym o widzianej przed chwilą sztuce, który stopniowo coraz bardziej się rozrzedzał, rozpływał w ulice. Przede mną mała grupa młodzieży. Najwyraźniej wycieczka. Zacząłem ją wyprzedzać. Nagle ktoś mijający mnie powiedział:
     – Dobry wieczór księdzu.
     Odpowiedziałem odruchowo:
     – Dobry wieczór.
     Spostrzegłem tylko, że to jakaś kobieta. Nie poznałem kto. Było mroczno. Oderwała się od swojej grupy, przystanęła. Przeprosiłem swoje towarzystwo.
     – Chciałabym się z księdzem spotkać, mam kłopoty osobiste. Czy to jest możliwe? Jestem przejazdem. Przyjechałam tu z grupą mojej młodzieży. Będę do jutra, do wieczora.
     Powiedziałem:
     – Świetnie, proszę przyjść. Najlepiej koło południa.
     Na drugi dzień przyszła. W świetle dnia bez trudu dopatrzyłem się w jej twarzy tamtej dziewczyny, z czasów, kiedy byłem wikarym w jej parafii: ta sama nerwowa twarz, może teraz jeszcze bardziej wyostrzone rysy. Nie znałem jej zresztą wtedy zbyt dobrze. Może rozmawiałem raz czy dwa razy.
     Najpierw jakieś takie ogólne wypytywanie: a więc po studiach wróciła do swojego miasteczka, uczy w szkole, a więc dwoje dzieci, a więc mąż – świetny chłopak, asystent na uniwersytecie, ale zrezygnował, teraz pracuje w tej samej szkole co ona.
     – No, właśnie o nim chciałam mówić. Przecież my się tak bardzo kochamy – prawie że wybuchnęła. – On mnie kocha tak samo jak dawniej i ja jego kocham tak samo jak dawniej, ale jest coraz gorzej między nami, coraz częstsze starcia, nieporozumienia, coraz częściej płaczę. Właściwie wciąż płaczę.
     Usiłowałem dopatrzeć się w tej dość chaotycznej relacji przeszkody, która stanęła pomiędzy nimi, która utrudnia im życie.
     – Bo jak trzeba naprawić kontakt, o tych sprawach w ogóle nie mam pojęcia, to muszę prosić sąsiada zza ściany. Mąż na to nigdy nie ma czasu. On w ogóle na nic nie ma czasu. Gdy go proszę o przybicie gwoździa, bo półka leci, to muszę prosić o to całymi tygodniami. I najczęściej bez skutku. W ogóle, to jego nie ma nigdy w domu. Jemy obiady w stołówce szkolnej, ale wieczorem chciałabym, żeby siadł z nami przy stole, żebyśmy mieli trochę tego domu. Nie tylko dla mnie przecież, ale potrzebują go dzieci. On w ogóle nie potrafi jednej roboty robić. Zawsze musi robić trzy roboty naraz. Jedną ręką je, drugą zawiązuje but, a jak skończy, to już wkłada kapelusz, owija szalik i wychodzi. Wpada po to, żeby mi powiedzieć, że późno wróci, albo nie mówi tego wcale i wraca późno w nocy.
     – No ale co on robi? Dokąd wychodzi? Koledzy, karty, wódka, jakaś kobieta?
     – Nie. Nic, tylko szkoła. Zrobił z młodzieżą już tysiąc rzeczy: splantowali boisko, założyli ogród, zagospodarowali pracownię. I angażuje się w tę szkołę całym sobą. A chyba go kiedyś wyrzucą: mówi prawdę w oczy dyrektorowi i nauczycielom. W momencie, kiedy wszyscy są zadowoleni i widzą same sukcesy, on rozbija atmosferę stwierdzeniem, że tu i tam jest źle, więc: „nie okłamujmy się” – to jego ciągłe powiedzenie. On jest tak zapatrzony w szkołę i w swoją robotę, że nie widzi poza nią w ogóle domu.
     Słuchałem, składając z tych poszczególnych detali całość zagadnienia. Już chyba wiedziałem, o co chodzi. Jeszcze wybuchała jakimiś relacjami, stwierdzeniami, jeszcze dorzucała do dotychczasowych nowe uwagi, szczegóły wskazujące na to, że przecież ona ma rację, że nie powinienem się dziwić, że jest taka nieopanowana, rozdygotana i nerwowo zupełnie wykończona, żyjąc w takich warunkach. Powiedziałem bardzo delikatnie, żeby nie spowodować jakiejś gwałtownej reakcji:
     – Proszę pani…
     – Niech mi ksiądz nie mówi „proszę pani”, przecież ja jestem wciąż tą samą Olgą, którą byłam dawniej.
     – No więc dobrze: Olga, przecież tak nie wolno ci robić. Zaakceptuj go takiego, jaki jest. Jeżeli będziesz w dalszym ciągu tak się zachowywała, to możesz doprowadzić do katastrofy. Nie wiem do jakiej, ale do jakiejś. Tak ci nie wolno dalej postępować.
     – Ale przecież… – przerwała mi.
     – Pozwól, ja wiem, co chcesz powiedzieć. Zaraz powiesz, że on powinien być chociaż trochę w domu i powinien chociaż trochę czasu poświęcić tobie i dzieciom.
     – Tak, tak, właśnie o to chodzi. On musi i powinien. To jest jego święty obowiązek. Jest mężem i ojcem – dorzuciła.
     – Ja ci znowu przerwę – powiedziałem. – Widzisz, zrozum: ty jesteś kimś zupełnie innym niż on i nie potrafisz go w pełni nigdy zrozumieć, i nie żądam, ażebyś potrafiła. Ja tylko chcę, żebyś godziła się na to, że on jest inny i nie będzie nigdy taki, jaki byś ty chciała, żeby był. Nie przykrawaj go do siebie, bo nie potrafisz, a na pewno zniszczysz waszą miłość. On jest mężczyzną. Dla każdego mężczyzny rzeczą najważniejszą jest jego praca zawodowa i on w tej pracy zawodowej powinien znaleźć pełną satysfakcję. I chyba twojemu mężowi udało się to jak rzadko komu. Nie przeszkadzaj mu w tym. To tylko świadczy o tym, że jest zupełnie normalny. Źle by było, gdyby było przeciwnie.
     – Ale on jest moim mężem i ojcem naszych dzieci – powtórzyła.
     – Zgoda. Może jest w tym wszystkim przesada, co on robi. Może on w tym wszystkim przeholował, ale to jest w tym stylu i w tym typie męskim, w jakim być powinno. Zostaw go i ciesz się tym. Rozmawiaj z nim o tej jego pracy, nie chciej, żeby on się interesował tylko tym, co w domu: że tam nowy katarek u dziecka, że tam gwóźdź, że tam półka: nie skarż się tylko, ale chciej, żeby on zaczął ci mówić, żeby on się zwierzał przed tobą z wszystkich swoich kłopotów, trosk, trudów, żeby on w tobie znalazł poplecznika, oparcie w tych wszystkich starciach, jego zdaniem najwłaściwszych, prawdziwych i uczciwych, jakie prowadzi z zespołem nauczycielskim czy nie wiem tam z kim. On nie powinien być samotny. On powinien czuć, że go rozumiesz, że ty jesteś wciąż z nim i w tobie ma pełną podporę. Musicie być razem – kończyłem.
     Podjęła:
     – A ja? Ja też pracuję zawodowo.
     – Dziewczyno, przecież ty jesteś też nauczycielką i pracujesz razem z nim, w tej samej szkole – wykrzyknąłem, łapiąc się na tym, że zupełnie zapomniałem, o czym mi mówiła przed chwilą. – Czy może być bardziej idealna dla ciebie sytuacja! Ale nawet gdyby on był bokserem a ty nie interesowałabyś się dotąd nigdy tym sportem, to odkąd stałabyś się żoną boksera, musiałabyś zacząć interesować się tą dyscypliną sportu. A to wszystko na to, byś mogła być z nim razem – by on nie był tam bez ciebie. Mimo że ty jesteś kobietą, to znaczy: mimo że dla ciebie sprawą centralną jest dom. I dobrze, że tak jest, że dom jest sprawą centralną. To tylko świadczy o tym, że jesteś normalną kobietą. A czy ty dbasz o siebie? – spytałem nieoczekiwanie.
     Poruszyła się niespokojnie na krześle. Zatrzepotała powiekami. Chyba się zarumieniła.
     – W jakim sensie? – spytała niepewnie.
     – Włosy, sukienka, bluzki, spódnice, buty, pończochy.
     Poprawiła odruchowo włosy.
     – Ja jestem w drodze, to może faktycznie… trochę…
     – Nie, mnie nie chodzi o teraz, tylko o tam, o zawsze.
     – On na to nie zwraca uwagi.
     – Nie znam go, ale jeżeli jest normalny, to na pewno zwraca uwagę i ty też musisz zwracać na to uwagę.
     Podałem dość krańcowy wypadek, a więc wcale nie idealny. Na to, żeby było dobrze, potrzeba, żeby ten chłopiec zobaczył poza szkołą swój dom, poza uczniami swoje dzieci, poza gronem nauczycielskim swoją żonę. Żeby poczuł się ojcem i mężem, a nie tylko nauczycielem. Ale to jest możliwe dopiero przez akceptację jego pracy, włączenie się w krąg jego zainteresowań.
     Może powiesz, że to zbytnie uproszczenie tak dzielić ludzi na dwie kategorie, na dwa zakresy zainteresowań. Masz rację, to jest zbytnie uproszczenie, ale uproszczenie, które pozwala wiele rzeczy zrozumieć.
     Chłopiec i dziewczyna, potem mąż i żona, muszą mieć specjalne cnoty, które są potrzebne na to, ażeby pomiędzy dwojgiem ludzi trwał eros i coraz bardziej się pogłębiał. Wynikają one ze specyfiki kobiecości i męskości. Sprowadzę je do jednego słowa: dla kobiety – piękno, dla mężczyzny siła. Znowu proszę: wybacz uproszczenie.
     Miłość musi twojego chłopca rozwijać. On ma się stawać przy tobie i przez ciebie coraz bardziej mocny: odpowiedzialny, podejmujący decyzje, niepoddający się nastrojom. On jest głową, on jest intelektem, on jest odpowiedzialnością, on dba o wszystko. Ufny, cierpliwy, wytrwały. Ale, aby tak było, ty musisz mieć do niego zaufanie. On musi wiedzieć, że ty na nim polegasz. Musi wciąż o tym wiedzieć, że ty chcesz brać od niego siłę, optymizm, pogodę. I dlatego nie wolno ci go zeszmacić. Ani w swoich oczach, ani w jego oczach, ani w oczach jego i twoich kolegów i koleżanek. Mówił mi to – ze swym smutnym uśmiechem – jako dobry żart, ale ja wiedziałem, że to nie żart: „Podzieliliśmy się z żoną zakresami decyzji. Ona decyduje w sprawach drobnych, a ja w ważnych. Dzięki tej umowie wszystko jest jasne. Z tym, że już jesteśmy małżeństwem ponad 20 lat i nie było dotąd spraw ważnych”. Wiedz o tym. Gdy przestaniesz go potrzebować: jako mocnego, mądrego, odpowiedzialnego – gdy on stwierdzi, że dla ciebie nie istnieje jako oparcie, autorytet, to oznacza koniec miłości.
     A chłopiec? Chłopiec w dziewczynie musi widzieć piękno: subtelność, harmonię, delikatność, spokój, wrażliwość. Dziewczyna wciąż musi wiedzieć o tym, że ty ją wciąż chcesz mieć piękną. Ona musi chcieć być dla ciebie wciąż piękna. Wiedz o tym. A więc nie tylko „wewnętrznie” ciesz się jej pięknem, ale powiedz jej to: nie ma dla niej większej radości jak usłyszeć od ciebie – którego kocha – że jest piękna: że ładnie chodzi, że jej do twarzy w tym nowym sweterku. Powiedzmy wyraźnie: jeżeli dziewczyna przestanie chcieć być dla chłopca piękna, to jest równoznaczne z zanikiem erosu. Miłość się skończyła.
     Po tym generalnym ustawieniu sprawy przejdźmy do uzupełnień. W każdym z nas jest „cień płci przeciwnej”, który może być bardzo nikły, a może być bardzo silny. W związku z tym i te „przeciwne” cechy mogą odgrywać albo niewielką rolę, albo bardzo ważną. Stąd też sprawa pracy zawodowej jest ważna nie tylko dla mężczyzny, a stwierdzenie, że twój chłopiec jest przystojny, na pewno będzie mu miłe.
     Nie gwałć wolności twojej dziewczyny, gdy chce skończyć studia, nie żądaj od niej, by się ograniczyła do pracy w domu. Nie wyśmiewaj jej zainteresowań zawodowych. Podejmuj z nią dyskusje na każdy temat. Pomagaj jej, na ile cię stać, gdy usiłuje dalej kształcić się.
     A ty nie śmiej się z niego, gdy wróci od fryzjera z modnie zaczesaną fryzurą, gdy stoi przed lustrem i poprawia krawat.
     Bo cechą miłości jest szacunek dla drugiego człowieka, a przeciwieństwem jej jest pogarda.