Biblioteka



3





       KIEDYŚ TRZEBA ZACZĄĆ BYĆ DOJRZAŁYM


     Jest takie opowiadanie o małym dziecku, które korzystając z tego, że w kościele nie było nikogo, wygramoliło się na blat wielkiego ołtarza, zapukało w tabernakulum ze słowami: „Jezu, jesteś tu?” i, przytulając ucho do drzwiczek, czekało odpowiedzi. Potem po raz drugi i trzeci, a w końcu: „bo mamusia powiedziała, że Ty tu mieszkasz, a tatuś mój…” i szeptało jakieś tragedie dziecięce.
     „Mamusia powiedziała”. Mamusia powiedziała, że jest Bozia, Anioł Stróż, piekło, że do nieba idą tylko ci, którzy… A mamusia i tatuś byli wtedy najwyższymi autorytetami, byli najmędrsi, wszystko wiedzący, wszystko mogący. Z czasem okazywało się, że rodzice nie wszystko wiedzą, nie wszystko mogą. Przychodzi wreszcie okres dojrzewania, kiedy chłopiec czy dziewczyna gwałtownie rozwijają się fizycznie, budzą się duchowo. Ze zbyt dużymi stopami, długą szyją i długimi rękami, szczupły, blady, opryskliwy, uparty, przekorny, zarozumiały, wszystko krytykujący, nielubiany, uciekający z domu. Stwierdza, że może przeprowadzić swoje plany. Na gwałt robi użytek ze swojego rozumu i woli. Odrzuca wszelki autorytet. Burzy poglądy przyjęte od swoich rodziców i wychowawców „na wiarę”. „Prawdą jest to, co sam odkryję, o czym się sam przekonam”.
     Ten proces zagrozi z kolei twoim przekonaniom religijnym. Może się stać tak, że odrzucisz religię, jak kiedyś odrzuciłeś bajki, świętego Mikołaja, Aniołka noworocznego, czarownice i bociana przynoszącego dzieci.
     Może się stać przeciwnie: bojąc się, żeby nie utracić wiary, którą sobie cenisz jako osobistą własność, odsuwać będziesz każdą myśl, która twoim zdaniem mogłaby jej zagrozić. Wtedy świat wiary pozostanie światem dzieciństwa, wyobcowanym z bieżącego życia. A takie ustawienie go jest bardzo niebezpieczne. Może przyjść jeden artykuł, wykład, książka film, jakaś tragedia twoja osobista albo nawet ogólnoludzka, w którą osobiście się zaangażujesz – i pozostanie kupa gruzów. Nie z twojej wiary, bo jej w gruncie rzeczy już nie miałeś, ale z dziecinnego świata religijnego, który niegdyś zbudowałeś z pomocą swoich rodziców.
     Nie bój się myśleć i przeżywać prawdy religijne innym, niedziecinnym, myśleniem i przeżywaniem. Nie bój się, że „nie zmieścisz się” z nimi we współczesnym świecie. Są kościoły wiejskie, drewniane, budowane przez miejscowych artystów z bożej łaski, ozdobione prymitywnymi rzeźbami i malunkami. W nich dobrze było się modlić tamtejszym ludziom. Są kościoły romańskie, gotyckie, barokowe. Były wyrazem swoich epok, wyrazem przeżyć religijnych tych ludzi, którzy je budowali. Ale gdyby tak dzisiaj ktoś zechciał budować kościół w jednym z dawnych stylów? To na pewno nie miałoby sensu.
     Widziałem kiedyś fotografie kościoła w mieście Brasilia, projektowanego przez Niemeyera. Coś tak prostego, tak nowoczesnego, jak tylko sobie można wymarzyć. Znam ludzi, na wskroś nowoczesnych, o których mogę powiedzieć – nie olśniony pierwszym spotkaniem, ale po długich latach bliskich kontaktów – że są katolikami z prawdziwego zdarzenia, że reprezentują autentyczny współczesny katolicyzm. To nie jest zresztą tylko moje stwierdzenie. O nich „wieść gminna” niesie, że są wspaniałymi ludźmi, albo po prostu: że są ludźmi.
     Chodzi mi o to, abyś ty zbudował kościół wiary swojej taki, by tobie w nim było dobrze, aby był współczesny czasom, w których żyjesz, aby był najwyższym osiągnięciem całej twojej osobowości. Chodzi mi o to, abyś ty był wspaniałym człowiekiem, albo po prostu człowiekiem. Temu ma służyć katechizacja parafialna, temu ma służyć ta książka. One mają  s ł u ż y ć  tobie, bo ostatecznie ta największa reszta jest w twoich rękach: twoje przemyślenia i  r e a l i z a c j a  tych przemyśleń.