Biblioteka



18





       W ILU DNIACH STWORZYŁ BÓG ZIEMIĘ



     Dość wcześnie przyszliśmy na plażę. Jeszcze było chłodno. Nie bardzo chciało nam się rozbierać. Posiadaliśmy na piasku na rozłożonych kocach. Było cicho, tylko mewy czasem z krzykiem przelatywały. Patrzyliśmy na morze wyłaniające się z mgieł. I wtedy ktoś zapytał:
     – Jak to jest w końcu ze stworzeniem świata? Jak powstał świat?
     – Bez zmian. Stworzył go Bóg.
     – Nie, mnie nie o to chodzi. Pytam, czy w dalszym ciągu jest dogmatem Kościoła, że Bóg stworzył świat w sześciu dniach?
     – Po pierwsze, nigdy takie zdanie nie było dogmatem Kościoła, a po drugie, przypomnij sobie, bo warto, co mówiliśmy na temat dogmatów, że to są prawdy religijne.
     – A opis stworzenia świata w Piśmie Świętym Starego Testamentu, czyż tam nie jest wyraźnie powiedziane, że…
     – Wybacz, że ci przerwę naiwnym pytaniem: Jak ty sobie to wyobrażasz? Czy może tak, że autor tych tekstów był obecny w charakterze reportera przy stworzeniu świata? Bo skąd by wiedział? Z objawienia? Przecież Bóg objawia tylko prawdy religijne. Pismo Święte to jest Pismo Święte, a nie podręcznik kosmogonii.
     Ale wróćmy do tekstu. Powiedziałeś: „opis stworzenia świata”. Po pierwsze, to nie jest opis, ale poezja wyrażająca, że Bóg jest Stwórcą świata, a po drugie, po bardzo maleńkie zresztą drugie, jest ona przypomnieniem, że dzień świ,ęty należy czcić powstrzymaniem się od pracy.
     W pobliżu mojego mieszkania stoi stara bożnica. Pamiętam, jak ktoś opowiadał mi, że przed wojną odbywały się w niej nabożeństwa. W lecie, przez otwarte okna można było zobaczyć mężczyzn w pluszowych czarnych kapeluszach, na które były narzucone jakby szale w białe i granatowe pasy spływające aż na ramiona. Na czołach mieli umieszczone maleńkie skrzyneczki przytrzymywane sznureczkami. Lekko pochyleni nad grubymi księgami trzymanymi w rękach, rytmicznie skłaniali się w takt śpiewanych melodii. „Ale co zostało mi szczególnie w pamięci – powiedział mój rozmówca – to pieśni. W dziwnym języku, o obcej melodii operującej w jakiś specyficzny sposób półtonami”.
     W dawnych wiekach hymnem śpiewanym w piątki wieczorem był właśnie Hymn o Stworzeniu. W tłumaczeniu jednego z najwybitniejszych polskich znawców języka hebrajskiego, Aleksego Klawka (zmarłego już), hymn ten, w skrótach, tak wygląda:


     Ziemia była (jeszcze) pustką i próżnią
     I ciemność okrywała głębię wodną
     A duch Boga unosił się nad wodami.
     I rzekł Bóg:
     Niech się stanie jasność
     I widział Bóg, że jasność tak piękna.
     I oddzielił Bóg jasność od ciemności.
     I nazwał Bóg jasność dniem
     A ciemność nocą
     I nastał wieczór,
     I nastał ranek:
     To był dzień pierwszy.


     I rzekł Bóg:
     Niech powstanie sklepienie w środku wód
     I niech oddzieli wody jedne od drugich.
     I uczynił Bóg to sklepienie,
     I oddzielił wody będące nad sklepieniem
     Od wód będących pod sklepieniem.
     I tak się stało.
     I nazwał Bóg sklepienie niebem.
     I nastał wieczór,
     I nastał ranek:
     To był dzień drugi.
     ……………………………………


     I rzekł Bóg: Uczyńmy ludzi na obraz nasz,
     Nam całkiem podobnych.
     Niech panami będą
     Nad rybami morza i ptakami nieba,
     Nad bydlętami i dzikimi zwierzętami
     I nad wszystkimi zwierzątkami
     Ruszającymi się po ziemi.
     I stworzył Bóg ludzi na obraz swój,
     Na obraz Boga stworzył ich.
     I pobłogosławił im Bóg,
     I rzekł im Bóg:
     Miejcie potomstwo, miejcie liczne dzieci,
     Zapełniajcie ziemię, ujarzmiajcie ją
     I bądźcie panami
     Nad rybami morza i ptactwem nieba,
     I nad wszystkim, co żyje, co się rusza na ziemi.


     I widział Bóg,
     Że to wszystko, co uczynił,
     Jest tak bardzo piękne.
     I nastał wieczór,
     I nastał ranek:
     To był dzień szósty.
     I wykończone zostały niebo i ziemia,
     I wszelkie ich wojsko,
     I skończył Bóg w dniu siódmym
     Dzieło, którego dokonał.
     I spoczął w dniu siódmym
     Po dziele, którego dokonał.
     I pobłogosławił Bóg dzień siódmy,
     I uczynił go świętym,
     Gdyż spoczął w nim po dziele swoim,
     Które On – Bóg – stworzył pracą swoją.



     Zwróć uwagę, że ten tekst ma wyraźne strofy, zaczynające się od takich samych słów i kończące się charakterystycznym refrenem, co bardzo chętnie było stosowane przez poetów semickich. Zauważ paralelizmy tak synonimiczne, tzn. powtarzające myśli, jak syntetyczne, tzn. rozwijające je. W oryginale hebrajskim uwidacznia się – czego w polskim przekładzie oddać niepodobna – rytmika, charakterystyczna dla dawnej poezji semickiej.
     Można zastanawiać się, dlaczego pisarz właśnie w tej formie: w rytmie siedmiu dni, ujął prawdę o stworzeniu świata przez Boga. Przypomnij sobie to, co mówiliśmy o natchnieniu Pisma Świętego, że chociaż Bóg był właściwym autorem, to przecież posługiwał się pisarzem jako swoim narzędziem. Posługiwał się nim, ale go nie niszczył. Brał go takim, jakim był, wraz z jego pojęciami na temat kosmosu czy uprawy roli.
     Dla pisarza-poety prawda natchniona przez Boga, że Stworzycielem świata jest Bóg, przyobleka się w kształt tygodnia: okresu pracy człowieka.
     To po pierwsze, a po drugie: niewątpliwie odegrała tu rolę troska o świętowanie szabatu przez naród wybrany. Po powrocie z niewoli babilońskiej (538 r. przed Chr.), trwającej około 70 lat, Żydzi przystąpili z wielką gorliwością nie tylko do odbudowy zburzonej świątyni, ale i do wskrzeszenia dawnych tradycji religijnych i życia liturgicznego. Tutaj bardzo ważną sprawą był powrót do święcenia szabatu.
     W tej atmosferze powstał nasz poemat, napisany niewątpliwie przez jakiegoś kapłana ożywionego gorliwością o chwałę Bożą. On w swej wizji poetyckiej ujrzał Boga – Przyjaciela ludu wybranego, pracującego nad stworzeniem świata tak jak oni wszyscy przez sześć dni, a w siódmym odpoczywającego jak oni.
     Dla jakiegoś zobrazowania tego, co powiedzieliśmy powyżej, warto dodać, że ten poemat nosi na sobie wpływy babilońskie. Niewątpliwie zaciążył na nim poemat Enuma elis (Gdy u góry). Został odnaleziony w gruzach Niniwy w roku 1875. Ma być kopią oryginału pochodzącego z czasów Hammurabiego. Ażebyś sobie wyrobił jakieś pojęcie o rodzaju podobieństwa, przytoczę fragment:


     Gdy u góry niebo nie było jeszcze nazwane,
     a na dole ziemia nie otrzymała jeszcze imienia,
     Apsu zaś ich zrodził przedwieczny,
     oraz Nummu i Tiamat, którzy ich zrodzili,
     toczyli swe wody jednym wspólnym nurtem.
     (I gdy) nie ukazały się krzewy, ani też trzcina nie była widoczna
     (oraz gdy) nie istniał jeszcze żaden z bogów…
     wtedy stało się, że bogowie zostali zrodzeni.


     Nie będę analizował tego utworu ani nie będę porównywał go z utworem starotestamentowym. To są ostatecznie sprawy marginesowe. Chodziło mi tutaj o jedną myśl: że autor, który tworzył poemat starotestamentowy, nie patrzył na stworzenie świata oczami przyrodnika, ale teologa, i tę prawdę ci przekazuję. A chcąc, żeby słuchacze zrozumieli, o co chodzi, musiał posługiwać się obrazem jak najbardziej żywym, barwnym.
     W zasadzie już nie powrócę do problemów natury egzegetycznej Starego Testamentu i chciałbym tutaj na zakończenie dorzucić jeszcze jedno wyjaśnienie. Dotyczy ono dość rozpowszechnionych opinii, że to dopiero  t e r a z  tak tłumaczy Kościół Pismo Święte, i mówi o jego wyłącznie religijnych wartościach i religijnym sensie i że to one tylko stanowią prawdę objawioną, a dawniej nauczał, że świat został stworzony w siedmiu dniach, człowieka Bóg ulepił z gliny, a słońce kręci się dookoła ziemi i zwalczał tak długo naukę o ewolucji.
     Po pierwsze, żaden z tych poglądów nie był nigdy dogmatem i zgodnie z tym, co poprzednio powiedzieliśmy, być nie mógł – dogmat dotyczy tylko spraw religijnych. Po drugie, nie trzeba zbyt pośpiesznie uogólniać. Nawet w tych najcięższych czasach dla Kościoła: inkwizycji, byli ludzie, którzy jasno zdawali sobie sprawę z tego, że wszelkie wnioskowanie z tekstów Pisma Świętego w kierunku nauk ścisłych jest nieporozumieniem.
     To było słoneczne lipcowe przedpołudnie, cudowny fronton katedry fromborskiej i muzeum Kopernika, które tak się nazywa, ale nie ma nic z tego, co nam się nasuwa, gdy słyszymy słowo: muzeum; sprawia wrażenie raczej przytulnego mieszkania, z którego dopiero co kanonik wyszedł, by pospacerować po dziedzińcu. W gablocie zobaczyłem książkę Kopernika, a w niej zdanie, które jest potwierdzeniem tego, o czym mówimy. Pozwól, że przytoczę w oryginale: Si fortasse erunt mataiologi qui, cum omnium mathematum ignari sint, tamen de illis iudicium sibi sumunt, propter aliquem locum Scripturae, male ad suum propositum detortum, ausi fuerint meum hoc institutum reprehendere ac insectari, illos nihil moror, adeo ut etiam ilorum iudicium tamquam temerarium contemnam. Co w tłumaczeniu polskim mniej więcej znaczy: „Być może, że znajdą się tacy, co lubiąc bredzić i mimo zupełnej nieznajomości nauk matematycznych roszcząc sobie prawo do wypowiadania o nich sądu,  n a 
p o d s t a w i e  j a k i e g o ś  m i e j s c a  w  P i ś m i e  Ś w i ę t y m 
t ł u m a c z o n e g o  ź l e  i  w y k r ę t n i e  odpowiednio do ich zamierzeń, ośmielą się potępiać i prześladować moją teorię. O tych jednak zupełnie nie dbam, do tego stopnia, że sąd ich mam nawet w pogardzie jako lekkomyślny”.
     To jest fragment przedmowy Kopernika do De revolutionibus skierowanej do papieża Pawła III. (Tłumaczenie Mieczysława Brożka, PAN, Warszawa 1953. Podkreślenie moje).