Biblioteka



21





       DLACZEGO ŻYDZI SKAZALI JEZUSA CHRYSTUSA NA ŚMIERĆ


     Pozostaje ostatni zarzut, jaki Żydzi wytoczyli przeciwko Jezusowi. Znalazł on wyraz w pytaniu postawionym przez najwyższego kapłana w czasie procesu w Sanhedrynie, które to pytanie miało w sposób ostateczny zadecydować o winie Jezusa. Brzmiało ono: „Poprzysięgam Cię przez Boga żywego, abyś nam powiedział, czy Ty jesteś Chrystusem, Synem Bożym?” Jezus odrzekł wtedy: „Tyś powiedział. Wszakże powiadam wam, odtąd ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego w obłokach niebieskich”. A wówczas „najwyższy kapłan rozdarł szaty swoje, mówiąc: Zbluźnił, na cóż więcej potrzebujemy świadków? Otoście teraz słyszeli bluźnierstwo. Cóż tedy myślicie? A oni odpowiadając rzekli: Winien jest śmierci”.
     Arcykapłan nie wymyślił sobie tego pytania. On wiedział, że Jezus tak o sobie nauczał. Jezus, mówiąc na te tematy, wywoływał podobną do tamtej reakcję. Ewangelia podaje takie wypadki:
     „Rzekli Mu Żydzi: Teraz poznaliśmy, że czarta masz. Abraham umarł i Prorocy, a Ty mówisz: Jeśliby kto zachował naukę moją, nie zazna śmierci na wieki. Czy jesteś większy od Abrahama, ojca naszego, który umarł? Nawet Prorocy pomarli. Za kogo się uważasz? Odpowiedział Jezus: (…) Abraham, ojciec wasz, z radością wyglądał dnia mojego; ujrzał i uweselił się. Rzekli tedy Żydzi do Niego: Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś? Odrzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, zanim był Abraham, Jam jest. Chwycili tedy kamienie, by rzucać w Niego, ale Jezus się ukrył i wyszedł ze świątyni”.
     Zwrot: „Jam jest”, ten sam, który usłyszał Mojżesz od objawiającego się mu w krzaku ognistym Boga, ocenili Żydzi jako bluźnierstwo.
     Innym razem usłyszeli od Jezusa jeszcze wyraźniejsze oświadczenie: „Obstąpili Go tedy Żydzi i rzekli Mu: Dokądże nas trzymać będziesz w niepewności? Jeśli Ty jesteś Chrystusem, powiedz nam jawnie. Odpowiedział im Jezus: Mówię wam, a nie wierzycie (…), bo nie jesteście z owiec moich” (…) „Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Chwycili tedy Żydzi kamienie, aby Go ukamienować. Odpowiedział im Jezus: Wiele dobrych uczynków ukazałem wam od Ojca mego; za który z tych uczynków kamienujecie Mnie? Odpowiedzieli Mu Żydzi: Nie kamienujemy Ciebie za dobry uczynek, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, czynisz się Bogiem”.
     Te zdarzenia są jakby wyjaśnieniem i dopowiedzeniem pytania, które Jezusowi postawił najwyższy kapłan.
     Zresztą obok tej wyraźnej wypowiedzi Jezusa znajdujemy szereg innych, które choć nie mówią wprost o tym samym, jednak to dają do zrozumienia: „Jezus (…) rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczają ci się grzechy twoje. A byli tam niektórzy z uczonych w Piśmie, siedząc i myśląc sobie w duszy: Cóż On powiada? Bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg?”
     Te przykłady można by mnożyć. Ale trzeba równocześnie stwierdzić, że Jezus bardzo umiejętnie dozował określanie roli, którą ma do spełnienia wśród ludzi i – co najważniejsze – swojego stosunku do Ojca. Podprowadzał swoich słuchaczy do tej nowej tajemnicy różnymi drogami. Jednym ze sposobów były imiona, jakimi siebie określał, np. „Jam jest pasterz dobry”, „Oto tu ktoś większy niż Jonasz (…) niż Salomon”, „Jam jest zmartwychwstanie i żywot”, „Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze, lecz zbawiać”, „Beze Mnie nic uczynić nie możecie”, „Wszystko zostało Mi dane od Ojca mego”, „Nikt nie wie, kim jest Ojciec, tylko Syn”. Przy tym należy dodać, że istniały kręgi wtajemniczonych w prawdy, które On głosił – nie wszyscy potrafiliby, zwłaszcza bez dłuższego, szerokiego przygotowania, przyjąć centralną prawdę: że Jezus uważa się za Syna Bożego. Pojąć tę nową tajemnicę była w stanie przede wszystkim grupa Jego najbliższych uczniów. Stanowili ją ci, którzy towarzyszyli Mu ustawicznie w Jego wędrówkach, słuchając Jego nauk, patrząc na zdziałane przez Niego cuda. Odkrywali oni stopniowo w swoim Nauczycielu Jego inność, przekraczanie wszystkich ludzkich wymiarów. Nazywali Go Mesjaszem, Chrystusem, aż wreszcie Synem Bożym, Synem Boga żywego.
     Trzeba przyznać, że i dla nich nie było to łatwe. Dla ortodoksyjnego Izraelity prawda o Bogu jedynym była podstawową prawdą jego religii. Pierwsze przykazanie brzmiało: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał ani służył…”
     Wszystkim Żydom wydarzenie pod górą Synaj: gniew Mojżesza na widok złotego cielca, dostatecznie głęboko tkwiło w świadomości, by ostrzegać przed podobnym grzechem. A cóż dopiero mówić o okazywaniu uwielbienia jakiemuś człowiekowi, który by sobie uzurpował prawo do ubóstwiania. Powtarzamy: drogę do ujrzenia w Jezusie Słowa Bożego potrafili uczniowie odbyć tylko dzięki stopniowemu odsłanianiu im przez Jezusa tej nowej rzeczywistości.
     To wszystko było nie do przyjęcia dla kapłanów i faryzeuszy. Oni nie rozumieli i nie chcieli przyjąć tego novum, którym był Jezus – Słowo Ojca. Owszem, byli prorocy, ale oni byli tylko posłańcami od Boga, przemawiali w Jego imieniu. Nigdy by sobie nie pozwolili na takie sformułowania, jakie Jezus wypowiadał o sobie i o roli, którą pełni wobec ludzi. Nigdy by nie powiedzieli: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”, „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”.
     Kapłani odrzucili Jezusa – Słowo Boże – w imię tego, co im przekazywała ich tradycja – w imię objawienia, jakie otrzymali wielcy mężowie Izraela, tacy jak Abraham, Mojżesz i Prorocy – w imię tego, że jest jeden Bóg i nie ma innego. Ale tu byli właśnie z tradycją w niezgodzie. W Piśmie Świętym, na którym się opierali, znajdują się teksty zapowiadające przyjście Syna Bożego. Powoływał się na nie Jezus: „I podano Mu księgę Izajasza proroka. A gdy rozwinął księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański nade mną, dlatego mnie namaścił, abym głosił Ewangelię ubogim. Posłał mnie, abym uzdrowił skruszonych w sercu, abym głosił więźniom uwolnienie i ślepym przejrzenie, abym uciśnionych wypuścił na wolność i głosił Rok Pański łaskawy i dzień odpłaty. A gdy zwinął księgę, oddał ją słudze i usiadł. A oczy wszystkich w synagodze były weń utkwione. Począł tedy mówić do nich: Dzisiaj wypełniło się to Pismo w uszach waszych”.
     A kiedy indziej: „A gdy się zebrali faryzeusze, zapytał ich Jezus mówiąc: Co sądzicie o Chrystusie? Czyim jest synem? Mówią Mu: Dawida. Rzekł im: Jakoż tedy Dawid w duchu zowie go Panem, mówiąc: Rzekł Pan Panu memu: siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół twoich podnóżkiem nóg twoich. Jeżeli więc Dawid nazywa go Panem, jakże jest synem jego? A nikt nie mógł Mu odpowiedzieć słowa ani też nie śmiał Go od onego dnia więcej pytać”.
     Trzeba przyznać, że te teksty Pisma Świętego Starego Testamentu nie były tak jednoznaczne dla tamtych ludzi, jak teraz są dla nas. Kapłanów nie było na to stać, by je odnieść do osoby Jezusa. Ile było u nich prawdziwego zgorszenia, a ile złej woli, lenistwa, przyzwyczajenia do otrzymanych schematów, niechęci do tego, co przekraczało ich wygodnictwo duchowe – trudno nam ocenić.
     Jezus był świadomy, jakie niebezpieczeństwo grozi Mu ze strony kapłanów. Jego życie to było ciągłe igranie z ogniem, bo przecież to, czego On uczył, było sprzeczne z tym, co reprezentowali faryzeusze, saduceusze, uczeni w Piśmie i kapłani, którzy natychmiast atakowali Go, interpelowali, oskarżali, a jeżeli nawet ich aktualnie przy Nim nie było, to zawsze to, co Jezus działał czy mówił, dochodziło do ich wiadomości.
     Został skazany na śmierć od samego początku, od chwili, gdy zaczął występować z krytyką przeciwko ojcom narodu. Oni nie mogli na to pozwolić, aby ktoś z zewnątrz krytykował ich postępowanie, bo to byłoby równoznaczne ze zrezygnowaniem z roli, jaką pełnili w narodzie żydowskim. Faryzeusze i doktorzy wielokrotnie też próbowali przyłapać Go na jakimś błędzie, by oskarżyć i zasądzić. Gdy się to nie udało, dwukrotnie usiłowali doprowadzić do samosądu: raz chcieli pozbawić Go życia przez zrzucenie ze skały, drugi raz przez kamienowanie.
     Wreszcie postanowili przeprowadzić formalny proces i skazać Jezusa na śmierć. Zresztą zrobili to genialnie. Zdecydowali się na porwanie Pana Jezusa, przeprowadzenie procesu, wydanie wyroku śmierci i ukrzyżowanie. Wykonali to w błyskawicznym tempie: już w piątek o godzinie dziewiątej Pan Jezus zawisł na krzyżu. A więc od czwartku w nocy do piątku rano odbył się proces nad Jezusem przed Sanhedrynem, droga z Sanhedrynu do Piłata, rozmowa z Piłatem, odprowadzenie Pana Jezusa od Piłata do Heroda, rozmowa u Heroda, powrót od Heroda do Piłata, sąd u Piłata, biczowanie, skazanie Pana Jezusa na śmierć, droga krzyżowa. Zanim Jerozolima zorientowała się, co się stało, już było po wszystkim.