Biblioteka



25





       SKĄD WIEMY, ŻE PISMO ŚWIĘTE JEST ŚWIĘTE



     Zbliżała się godzina 21. Pozostawał tylko jeden dom. Byłem bardzo zmęczony. Lekcje do 16, a potem od razu kolęda. Od tylu lat jestem już księdzem, niejeden raz szedłem po kolędzie, a wciąż, tak jak na początku, stanięcie przed obcymi drzwiami dużo mnie kosztuje. Na szczęście w tym dniu nie było dużo obcych drzwi, obcych ludzi, niespodziewanych sytuacji. To była „moja” dzielnica. Byłem zmordowany zwyczajnie fizycznie wędrówką po schodach. Sutanna zamarznięta w śmieszny klosz z trzaskiem obijała się o gumowe cholewy. Z ulgą myślałem, że na dzisiaj koniec. Wszedłem do sieni. Za mną kościelny. Był „nowy” i nie bardzo orientował się w naszej wędrówce. W sieni było ciemno. Wiedziałem, że na prawo drzwi do gospodarzy: dwoje miłych starszych ludzi. U nich chciałem zakończyć kolędę. Wiedziałem, że na wprost też są drzwi, tylko nie mogłem sobie przypomnieć, kto tam mieszka, i to mnie w tej chwili męczyło. Podszedłem po omacku. Zamajaczyły przede mną. Zapukałem.
     – Proszę.
     Na środku dość pustego pokoju, na wprost drzwi stała młoda kobieta z dzieckiem może czteroletnim, które teraz przylgnęło do niej. Stała bez słowa z obcą twarzą. Nie skończyłem mówić „Niech będzie pochwalony…”, gdy z całą jasnością uświadomiłem sobie, że to jest mieszkanie Świadków Jehowy, o których mi mówiono, że gdzieś w tej okolicy się osiedlili. Zmęczenie opadło. Byłem całkiem przytomny. Dla sprawdzenia rozejrzałem się po ścianach – nie było żadnego obrazu. Przez głowę przelatywały mi różne myśli: jak ona może zrozumieć to moje przyjście? Jako świadomą prowokację. Wobec tego wyjść, ale to może odczytać jako ucieczkę albo – co gorsza – pogardę. Wciąż stałem we drzwiach. Sytuacja stawała się nieznośna. Już chciałem przeprosić i wyjść, kiedy ona odsunęła się i powiedziała:
     – Proszę wejść.
     Wszedłem. Ale trzeba coś powiedzieć, coś robić. Przecież jesteśmy ludźmi.
     – Czy mogę usiąść?
     – Proszę.
     Uśmiechnąłem się do dziecka. W ręce trzymałem obrazki. Podniosłem pytająco na matkę oczy. Zrozumiała. Z miejsca usłyszałem odpowiedź:
     – „Bóg powiedział: nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną. Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny”.
     I wtedy sobie uświadomiłem, że przecież tę kobietę już kiedyś spotkałem. Ale gdzie?
     – Przepraszam Panią, czy już kiedyś nie spotkaliśmy się?
     – Tak. Ale „jest powiedziane: nie mieszkam w domach ręką ludzką zbudowanych”.
     Teraz o kościołach, pomyślałem. Ach, pamiętam. To było przed paru laty. Przyszła do zakrystii z prośbą, żebym się zgodził porozmawiać z jej mężem, za którego niedawno wyszła, i z jego rodziną, bo oni należą do Świadków Jehowy, a ona nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie ich zarzuty. Ale oni nie przyszli ani jej już nie spotkałem aż do tej chwili.
     – Pamiętam. Spotkaliśmy się przed paru laty.
     Odpowiedziała:
     – „Powiedziane jest: strzeżcie się tych, którzy chodzą w długich sukniach”.
     To odnosiło się do uczonych w Piśmie, pomyślałem, ale teraz odnosi się do mnie.
     Do dzisiaj nie mam pewności, czy dobrze zrobiłem, nie podejmując jej prowokacji do dyskusji. Gdy myślę o tamtym spotkaniu, ciśnie mi się jedno zasadnicze pytanie: skąd pani wie, że Pismo Święte jest Pismem świętym?
     Świadkowie Jehowy za jedyne źródło wiary uznają Pismo Święte. Odrzucają Tradycję. Takie postawienie sprawy doprowadza do absurdu. Pismo Święte nie może z natury rzeczy zaświadczyć o swojej świętości. Do tego trzeba jakiegoś kryterium zewnętrznego. Bo niby na jakiej zasadzie? Przecież nie może być żadnym argumentem sam fakt, iż ono mówi o sobie, że jest natchnione, że jest Słowem Bożym. Jest mnóstwo pism religijnych, które tak twierdzą, a wcale nie są uważane za święte. A poza tym trzeba powiedzieć, że faktycznie w niewielu pismach wchodzących w skład Biblii napotykamy takie oświadczenia. I tak wracamy do pytania: skąd wiemy, że Pismo Święte jest Pismem świętym? Jest faktem, że istnieje pod tym względem wiele nieporozumień. Bardzo znamienne dla tego zagadnienia było np. „odkrycie” grupy uczonych, którzy, posługując się maszynami liczącymi, wykazali, że listy św. Pawła miały kilku autorów.
     Gdy już jesteśmy przy tym szczególe, po drodze wyjaśnić należy, że o tym wiemy nie od bardzo dawna, ale od zawsze, bo tak jest napisane w samych listach. I tak np. w Liście do Kolosan ostatnie zdanie brzmi: „Pozdrowienie ręką moją, Pawłową. Pamiętajcie na okowy moje. Łaska z wami”. A w Drugim Liście do Tesaloniczan: „Pozdrowienie ręką moją, Pawłową: to jest znak; tak jak w każdym liście piszę. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa z wami wszystkimi”. To zdanie daje do zrozumienia, że list pisał ktoś inny. Pisał przynajmniej w charakterze redaktora opracowującego naukę głoszoną przez św. Pawła. Święty Paweł dopisywał własnoręcznie tylko ostatnie zdanie, dając tym samym znak, że aprobuje wszystko, co jest w liście zawarte.
     Ale wróćmy do problemu sygnalizowanego przez wspomniane „odkrycie”. Zdaje się ono niedwuznacznie sugerować opinię, że Pismo Święte dlatego jest uważane za święte, ponieważ jest napisane przez świętych ludzi, a w szczególności przez Apostołów. Gwarancją świętości Pisma byłaby powaga piszących autorów.
     W takim układzie najważniejsze powinny być pisma św. Piotra, opoki Kościoła, zastępcy Jezusa. Owszem, są pisma św. Piotra: dwa małe listy. Ale gdy już mówić o ważności, to na pewno o wiele ważniejsze od nich są Ewangelie święte, spośród których dwie napisali nieapostołowie: św. Łukasz i św. Marek. A i św. Paweł, którego listów jest najwięcej, nie był jednym z Dwunastu.
     A więc nie autorytet pisarza nadaje pismu rangę świętości. Wobec tego wreszcie co?
     Pismo Święte dlatego jest święte, że jest natchnione przez Boga, ale uświadomił nam to Kościół. Tak jest: Kościół wskazał nam, które Pisma są święte. Z kolei trzeba odpowiedzieć na następujące pytanie: Na czym Kościół opierał swoją opinię? – Na tym, że nauka, którą te Pisma głoszą, jest identyczna z prawdą objawioną przez Boga. Innymi słowy: że treść tych Pism jest identyczna z Tradycją dogmatyczną Jezusa i Apostołów.
     Jeżeli tak, jeżeli Pismo Święte zostało uznane za święte dzięki zgodności z Tradycją Kościoła, to – tu dochodzimy do niezmiernie ważnego wniosku – Pismo Święte, które jest źródłem wiary naszej: dokumentem świadczącym o wierze pierwszego Kościoła, nie może być interpretowane, wyjaśniane, tłumaczone poza Kościołem. Pismo Święte nie może być traktowane niejako „samo w sobie”, ale tylko w oparciu o całokształt prawd, którymi Kościół żyje. Odrywanie Pisma Świętego od Kościoła jest sprzeczne z naturą i prowadzić musi zawsze do błędu.
     Może paść pytanie: czy przy zmieniających się wciąż formach nauczania, modlitwy, liturgii, czy przy różnych tendencjach epok, kultur, nie grozi wcześniej lub później odejście od Tradycji apostolskiej?
     Kościół był zawsze świadomy tego, że stanowi społeczność nadprzyrodzoną, złączoną z Bogiem, i że dzięki temu nie odejdzie nigdy od Prawdy. Był świadomy tego, co Jezus krótko określił: „A Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”. Ale równocześnie Kościół zdawał sobie zawsze sprawę z tego, że to nie zwalnia go od powzięcia wszystkich możliwych środków ludzkich, aby nie dopuścić do błędu. Sposobem najprostszym ustrzeżenia się, aby nie odejść od Tradycji Apostołów, jest badanie wiary Kościoła pierwotnego i Kościoła wczesnego chrześcijaństwa – badanie Tradycji wcielonej w życie tamtych ludzi. Przecież oni, tak jak my dzisiaj, pisali książki, listy, malowali obrazy, rzeźbili posągi, ozdabiali chrzcielnice, komentowali wydarzenia, spierali się co do decyzji zwierzchników, mieli swoich wrogów, z którymi toczyli zażarte dyskusje, grzeszyli, pokutowali, przystępowali do Sakramentów świętych, umierali, stawiali nagrobki. Ślady po ich życiu zostały. My możemy je analizować.
     W tych polemikach chrześcijan z poganami, z odstępcami, heretykami – w apologiach, pismach dydaktycznych, formułach mszalnych, modlitewnych, w rycie sakramentalnym, liturgicznym, w śpiewach, hymnach, napisach i malowidłach kościelnych, katakumbowych, nagrobnych – możemy znaleźć wiarę tych ludzi, Prawdę, w którą oni wierzyli. Oczywiście zdecydowana większość tych dokumentów zaginęła, zostały jednak te, które pokolenia chrześcijan uznały za szczególnych świadków Tradycji. Jest ich bardzo dużo i są bardzo rozmaite. Wymienię przykładowo tylko parę i tylko pisemne:
     Didache, czyli Nauka Dwunastu Apostołów, napisana pomiędzy rokiem 90 a 100. Treścią jej jest formowanie zasad etyki chrześcijańskiej, opis czynności liturgicznych, charakterystyka stosunków panujących w gminie chrześcijańskiej pomiędzy wiernymi i ich kierownikami.
     List św. Klemensa Rzymskiego (papieża), pochodzący z okresu między rokiem 96 a 98. Adresatem jest gmina chrześcijańska w Koryncie, gdzie doszło do jakichś bliżej nieokreślonych nieporozumień pomiędzy tamtejszą hierarchią i wiernymi.
     Siedem listów św. Ignacego Antiocheńskiego, które napisał do gmin małoazjatyckich w drodze do Rzymu, gdzie poniósł śmierć męczeńską w roku 107.
     Z późniejszych – Apologia św. Ireneusza, powstała pomiędzy rokiem 150 a 155. Pisarz dlatego ważny, że był uczniem św. Polikarpa, który z kolei był uczniem św. Jana Ewangelisty.
     Nie chodziło mi tutaj w pierwszym rzędzie o tytuły tych dzieł ani o ich treść, tylko o czas powstania: rok ok. 100. Chciałem pokazać ci, że aż tak daleko możemy sięgać w początki chrześcijaństwa. I co jest istotne w naszych rozważaniach: na podstawie tych i wszystkich innych tekstów możemy stwierdzić, że mimo tylu zmian kulturowych Kościół dzisiejszy pozostał wierny Tradycji apostolskiej.