Biblioteka



32





       CERKWIE I KOŚCIOŁY



     Przy dopytywaniu się o przyczyny schizmy wschodniej należy uwzględnić, obok odmiennego ujmowania chrześcijaństwa przez Wschód i Zachód, różnice kulturalne oraz czynnik polityczny.
     Gdyby szukać punktu zwrotnego podziału Europy na Wschód i Zachód, to była nim reforma Dioklecjana. Cesarz ten usunął resztki ustanowionego przez Augusta pryncypatu, zniósł istniejącą, co prawda jeszcze tylko na papierze, wspólność władzy cesarza z senatem i zaprowadził wschodni despotyzm. Równocześnie, zdając sobie sprawę z ogromu zadań, jakie przed rządzącym stawia Imperium, podzielił je na wschodnie i zachodnie, ustanawiając na czele każdego z nich augusta. Augustom dał do pomocy cezarów. August wschodni rezydował w Nikodemii, a zachodni w Mediolanie (miasta położone stosunkowo centralnie). Cezarowie, których głównym zadaniem była obrona granic, nie mieli stałych rezydencji.
     Podział ten z biegiem lat pogłębiał się. Szybko cesarze wschodni upodobnili się do władców perskich. Cesarz wschodni to już nie cesarz rzymski w dawnym wydaniu, którego można było spotkać na Forum Romanum rozmawiającego z obywatelami, ubranego tak samo jak inni w białą togę i tunikę. Ten siedział na wspaniałym tronie, w purpurze, na głowie miał diadem z wisiorkami, był otoczony bardzo licznym dworem. Przed jego oblicze nie mógł się dostać byle śmiertelnik, a jeżeli ktoś tego zaszczytu dostępował, musiał dopełnić całego szeregu skomplikowanych ceremonii, np. zamiast dawnego pozdrowienia oddawał hołd na klęczkach.
     Z czasem stolicą Imperium został Konstantynopol, położony w miejscu doskonale nadającym się do obrony. Miasto świetnie zaplanowane pod względem urbanistycznym. Z najpiękniejszym kościołem świata – Hagia Sophia.
     Wieczny Rzym opustoszał, mieszkał w nim tylko biskup rzymski. W oczach Wschodu dawna stolica Imperium zeszła do roli prowincjonalnego miasteczka. Do Konstantynopola przeniósł się nie tylko cesarz z urzędnikami, ale przeniosło się życie kulturalne. Tam rozwijała się nauka na wysoko postawionych uczelniach. Pracowali rzeźbiarze, architekci nad dalszą rozbudową wspaniałego miasta. Na Rzym patrzył Konstantynopol tak, jak patrzy młody człowiek na starego. Rzym był na bardzo nędznej emeryturze. Konstantynopol opływał w bogactwo, które zlewało się do niego z całego Imperium. Trzeba jeszcze dodać fakt odgrywający dużą rolę: na Wschodzie coraz bardziej zanikała znajomość języka łacińskiego. Zapanował wszechwładnie grecki, którego na Zachodzie na ogół nie znano. Dochodziło do tego, że np. legaci papiescy wysyłani na synody, sobory czy spotkania natury teologicznej lub politycznej nie mogli w nich uczestniczyć z powodu trudności językowych, co dotąd było nie do pomyślenia, ponieważ uczono obu języków na równi.
     W okresie wędrówek ludów Wschód patrzył na Rzym z litością. Prawie każdy lud barbarzyński szedł zdobywać Italię, aby się osiedlić w kraju obiecanym – ciepłym, zagospodarowanym, żyznym. Prawie każdy lud zdobywał Rzym, aby się wzbogacić, aby go mniej lub więcej dokładnie złupić. Litowano się nad papieżami, którzy tyle razy musieli chronić się do Zamku Świętego Anioła przed armiami barbarzyńców.
     Gdy fala wędrówek opadła, patrzono z ciekawością, co teraz będzie robił biskup rzymski w swoim zrujnowanym mieście. Podziwiano akcję misyjną w barbarzyńskiej Europie, licząc, że lada moment znowu legnie pod najazdem nowych barbarzyńców. A tu był początek rozłąki kulturowej. To nie jest obojętne, komu przekazuje się prawdy religijne. Trzeba się dostosować. Trzeba dostosować sposób nauczania, cały system wychowawczy do psychiki wychowanka. Na tym się proces przekształcenia nie kończy: wychowankowie wchodzą w społeczność i stają się z kolei sami nauczycielami. Chrześcijaństwo zachodnie nabyło pierwiastki nowe, „rolnicze”, nowe święta, nowe nabożeństwa, nowe zwyczaje, nowy zespół pojęć teologicznych. Tron papieski obsadzony dotąd Rzymianami będzie z kolei zajmowany przez barbarzyńców. Podobnie i inne stanowiska hierarchii kościelnej.
     Tymczasem na Wschodzie, zwłaszcza po śmierci Justyniana I, coraz bardziej cesarstwo odwracało się od Europy, stając się państwem orientalnym. Odrodzenie swoje w VIII wieku zawdzięcza cesarzom izauryjskim pochodzącym z Azji, opierającym swą potęgę na Azji Mniejszej, nie na Europie. Dla zobrazowania wystarczy przykład Justyniana II (685 – 695 i 705 – 711), który 10 lat wygnania spędził na Krymie, gdzie ożenił się z córką chagana Chazarów, a celem odzyskania tronu zawarł sojusz z Bułgarami. A więc Wschód. I to nie tylko w ubiorze i stylu życia, ale także w psychice.
     Oficjalny początek rozbicia Europy na Wschód i Zachód datuje się od chwili złączenia się papiestwa z barbarzyńcami, co w konsekwencji doprowadziło do instytucji królów. O rozbiciu politycznym przesądziło ustanowienie w roku 800 władzy cesarza zachodniego (koronacja Karola Wielkiego) i związanie się cesarstwa z papiestwem. Było to niczym innym, jak zaprzeczeniem władzy cesarza bizantyjskiego nad Europą zachodnią. A przecież on rościł sobie prawo do całej Europy, a już na pewno do Italii. Świadczył o tym egzarchat raweński. Nazwijmy go przyczółkiem cesarstwa bizantyjskiego z siedzibą w Rawennie. Miał on być bazą wypadową na podbój Półwyspu Apenińskiego, a potem całej Europy, by przywrócić władzę Bizancjum nad tymi terenami. Marzenia cesarzy bizantyjskich nie spełniły się. Egzarchat nie odegrał żadnej poważniejszej roli.
     Antagonizm polityczny z latami coraz bardziej narastał: spotkały się dwa imperializmy – cesarstwa bizantyjskiego i zachodniego – posługujące się w zdobywaniu nowych narodów również akcją swoich misjonarzy i organizacją kościelną. Dwa ujęcia chrześcijaństwa: łacińskie i bizantyjskie, dwa ryty, dwie formacje kleru.
     Różne ujęcia chrześcijaństwa przez Zachód i Wschód, a także antagonizm polityczny tych dwóch imperializmów, doprowadziły do tego, że w roku 1054 Michał Cerulariusz, patriarcha bizantyjski, zerwał jedność religijną z Rzymem.
     Dlaczego Michał Cerulariusz? Co tam się wtedy stało? Jednym z powodów była Iliria, co do której papież uważał, że podlega jego władzy. Powyżej powiedzieliśmy, że Dioklecjan podzielił Imperium na Wschodnie i Zachodnie. Rzecz w tym, że nie została ustalona ich granica. Decydować miał język. Stąd Iliria, której ludność mówiła językiem greckim i łacińskim, za Teodozjusza została podzielona na wschodnią i zachodnią. Ale papież w dalszym ciągu uważał całą Ilirię za należącą do Kościoła rzymskiego. Wyznaczył na duszpasterza tych terenów biskupa Tesaloniki. Jednak patriarcha z Konstantynopola też nie rezygnował z pretensji do tych ziem. I tak w IX wieku akcja misyjna szła równocześnie i z Rzymu, i z Konstantynopola.
     To, co się stało za Cerulariusza: złożenie przez legatów (nieżyjącego już zresztą) papieża Leona IX bulli potępiającej Cerulariusza, było incydentem, który dopiero ex post został rozdmuchany do rangi wydarzenia dziejowego. To jeszcze nie była schizma, to jeszcze nie był podział chrześcijan. Trudno byłoby o tym mówić, dopóki sprawy rozstrzygały się na szczeblu dyskusji teologicznych czy nawet wyklęcia przedstawiciela jednego z Kościołów.
     O podziale świata chrześcijańskiego zdecydowały dalsze wypadki – i dziwna rzecz – jednym z nich były wyprawy krzyżowe. Cesarz Aleksy Komnenos prosił Urbana II o pomoc przeciwko zagrażającym mu muzułmanom. Ale wyobrażał sobie, że otrzyma jakąś liczbę rycerzy, którzy przyjdą pod jego rozkazy. Tymczasem krucjaty stały się czymś, co przekraczało plany zarówno jego, jak ludzi cesarstwa. Ich przecież nie obchodziła Palestyna. Oni tylko chcieli obronić swoje granice. Tymczasem przez ich kraj poczęły iść ogromne armie królów Europy zachodniej, niezależne, mające swoje plany i swoje dowództwo. Oczywiście, w założeniu wyznaczono im szlaki i przygotowano bazę żywnościową. Ale w praktyce trasa nie była ściśle przestrzegana, a żywności brakowało. Dochodziło do rozbojów i gwałtów, na które odpowiadano tym samym. Po całym cesarstwie rozchodziły się wyolbrzymiane wieści o tych wydarzeniach, rosła niechęć i strach, i nienawiść do krwiożerczych ludzi Zachodu.
     Szczytem była czwarta wyprawa krzyżowa, kierowana w gruncie rzeczy przez sprytną politykę Wenecjan, wbrew papieżowi Innocentemu III. Jej tragicznym finałem było opanowanie i potworne splądrowanie Konstantynopola w roku 1204.
     I właściwie można mówić, że dopiero teraz nastąpił definitywny podział chrześcijaństwa. Tej zbrodni nie cesarze, ale ludność Wschodu nie przebaczyła Zachodowi. Po tym jeszcze przyszedł krótki okres tzw. cesarstwa łacińskiego: rządów „łacinników”, którzy zdobyli Konstantynopol, i pertraktacje między papieżem a Wschodem co do obsady stolicy patriarchy, w końcu odrzucone przez Wschód, i to był właściwie koniec. Na pierwszym Soborze Lyońskim w 1245 roku Innocenty mówi o Kościele greckim, „który za naszych czasów, zaledwie przed paru laty, odszedł od łona matki”.
     Wiele już zrobiono, aby naprawić to, co się stało. Mam na myśli chociażby podróż papieża Pawła VI do Ziemi Świętej i jego spotkanie z patriarchą Atenagorasem. Pamiętam, siedzących w loży obserwatorów, zaproszonych na ostatni sobór przedstawicieli Kościoła prawosławnego. Ale mimo tego wszystkiego, czego dokonano w tej materii, mimo tej postawy otwartej, nie wydaje mi się, żeby do zjednoczenia mogło dojść w najbliższym czasie. I to, powtarzam, nie z powodu różnic dogmatycznych, bo one w zasadzie nie są wielkie, ale z powodu niechęci, która narosła i dotąd trwa. Niemniej, istnieje jak nigdy dotąd ostra świadomość absurdalności rozbicia chrześcijaństwa na prawosławne i katolickie. A to jest już bardzo dużo.