Biblioteka



43





       PAMIĄTKA ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIA



     Eucharystia jest to, po pierwsze, posiłek. Pierwotnie posiłek gościnny był nie tylko posilaniem się, ale również miał znaczenie symboliczne. Był przecież tworem rąk gospodarza – a więc tworem jego pracy, jego życia, jego osobowości. Podanie komuś posiłku oznaczało akt gościnności i przyjaźni. Przez posiłek nawiązywała się pomiędzy tym, kto go spożywał, a gospodarzem jakaś nić pokrewieństwa, która zobowiązywała do udzielania sobie wzajemnej pomocy.
     Eucharystia jest jednocześnie ofiarą składaną Bogu. Człowiek, który to, co było wytworem jego rąk, oddawał Bogu, wierzył, że Bóg, od którego wszystko pochodzi, ten dar przyjmuje na swoją własność. Wierzył również, że jeżeli będzie spożywał tę ofiarę – teraz już własność Boga – to wchodzi jak gdyby w pokrewieństwo z Bogiem. Taki był w skrócie sens pierwotnych ofiar religijnych.
     Jeszcze więcej znaczeń zawartych w Eucharystii pochodzi z Paschy żydowskiej. Naród wybrany widział Boga nie tylko jako Stwórcę świata, rzeczy, porządku, ale przede wszystkim jako Boga jego historii. Wszyscy Żydzi wierzyli, że Bogu zawdzięczają swoje istnienie, że to On ich z rozmaitych klęsk i nieszczęść wybawił i że On nimi kierował. W zamian za to cały naród, jak każdy z jego członków, czuł się zobowiązany do wierności Bogu. Tak był sens tego aktu, który określano jako przymierze narodu wybranego z Bogiem. A więc Bóg zobowiązywał się do opieki nad narodem i wymagał wierności – wierności, która zamykała się w przykazaniu miłości: będziesz miłował Boga swego nade wszystko i będziesz miłował bliźniego jako siebie samego – przykazanie, którego sens wyjaśniał Dekalog.
     Spośród cudów historycznych, które wciąż stały przed oczami narodu wybranego, wydarzeniem największej wagi, najbardziej symbolicznym, a zarazem najbardziej przełomowym w historii Izraela było wyprowadzenie z niewoli egipskiej. Została mu w pamięci ostatnia wieczerza spożywana w czasie, gdy anioł śmierci szedł przez krainę egipską i zabierał wszystkich pierworodnych synów Egiptu – gdy zgromadzeni w domach, ubrani do drogi, z laskami w ręce spożywali baranka naprędce upieczonego, którego krwią namaścili naproża domów. Tyle się wydarzyło potem w narodzie żydowskim, tyle burz i przewrotów przeżył, ale Pascha mu została. Doszedł jeszcze jeden symboliczny element: po zbudowaniu świątyni w Jerozolimie baranek był zabijany właśnie tam, na znak wspólnoty, jedności, a potem spożywany po domach. I tak Pascha urosła dla narodu żydowskiego do najważniejszego symbolu przymierza pomiędzy Bogiem a narodem wybranym.
     Ale z czasem możemy obserwować, jak Pascha zaczęła się odrywać od życia, jak coraz bardziej jest „obchodzona”, a nie świętowana, jak przestaje być wyrazem tego przymierza – przestaje być wyrazem życia w miłości, a staje się kultem sama w sobie, ceremonią, obrzędem, który już nic nikomu nie mówi. Reakcją na ten stan rzeczy jest działalność proroków – żywy prąd, który wtargnął w dzieje tego narodu. „Rewolucja” proroków – przede wszystkim Jeremiasza, Izajasza – polegała na tym, że podkreślają oni duchowość tej ofiary – jak i wszystkich innych – ofiara ma sens tylko wtedy, jeżeli jest wyrazem życia człowieka, który ją składa, jeżeli za nią stoi życie wierne Bożemu prawu. „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary – mówi Pan” – nawoływał Ozeasz.
     Zaszedł również w tym czasie interesujący proces w samym sposobie odprawiania Paschy. Wtedy, kiedy naród żydowski był w niewoli i nie można było zabijać baranka w świątyni jerozolimskiej, nie zaprzestano odprawiania Paschy, choć już bez baranka. Akcent z ofiary baranka zaczął się przesuwać na łamanie chleba, które rozpoczynało wieczerzę, i na picie wina, które ją kończyło. Sens ofiary, znaczenie Paschy jako wyrazu przymierza pomiędzy Bogiem a narodem wybranym zaczyna się skupiać w tych dwóch właśnie obrzędach: łamaniu i spożywaniu pobłogosławionego chleba, piciu pobłogosławionego wina na końcu wieczerzy.


*
*         *


     Jezus przychodzi na fali prorockiej odnowy narodu wybranego – podkreślania miłości jako istoty przymierza człowieka z Bogiem. Jezus życie swoje oddaje na służbę narodowi wybranemu. Był człowiekiem, który poczuł się odpowiedzialny za swój naród. Był świadomy wszystkich bolączek, zła, które ten naród toczyło. Podjął się, wprost niemożliwej do przeprowadzenia, odnowy narodu wybranego – reformy zgodnej z najgłębszymi prawdami Starego Testamentu. Zmobilizował przeciwko sobie wszystkich tych, którzy się uważali za nauczycieli i wodzów Izraela.
     Sytuacja staje się napięta do maksimum w czasie ostatniego pobytu Jezusa w Jerozolimie; Jezus zdaje sobie dobrze sprawę z grożącego niebezpieczeństwa. Godzi się na śmierć. Przychodzi Wielki Czwartek – Jezus zapowiada, że chce z apostołami spożyć Paschę. Miejsce spotkania ukrywa do ostatniej chwili. Uczta zaczyna się nietypowo. Apostołowie od samego początku zdają sobie sprawę, że to, co się stanie, będzie czymś nadzwyczajnym, wyjątkowym. Jezus bierze naczynie z wodą, aby apostołom umyć nogi. Wywołuje to wstrząs tak wielki, że Piotr oburza się, nie pozwala: „nie będziesz mi nóg umywał nigdy”, dopiero Jezus go zmusza do tego: „jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał cząstki ze Mną”; tak myje jemu nogi i po kolei wszystkim. I na tym tle Jezus rozpoczyna nową Paschę, która ma być wyrazem nowego przymierza: bierze chleb, łamie, rozdaje, mówiąc: „To jest Ciało moje, które za was i za wielu będzie wydane”. Dla uczniów, Żydów mających w sobie całą tradycję narodu żydowskiego, to było czytelne, oni zrozumieli tak to, jak i końcowe słowa Przeistoczenia: „To jest kielich Krwi mojej, która za was i za wielu będzie przelana”. Wiedzieli, że spożywać ten Chleb i pić to Wino – to znaczy uczestniczyć w życiu Jezusa i w tym wszystkim, co się stanie: w Męce i w Śmierci, którą zapowiada.


*
*         *


     Z biegiem czasu pierwsza gmina chrześcijańska wprowadziła zmianę w samym układzie Uczty Eucharystycznej: kolację spożywano przedtem, a Łamanie Chleba i Picie Wina połączono w jeden obrzęd. Stosunkowo szybko też obrosła Uczta Eucharystyczna dodatkami wzorowanymi na starotestamentowych nabożeństwach – i tak przyszły np. czytania wstępne, Lekcja i Ewangelia, oraz Ojcze nasz przed samą Komunią.
     Wiarę pierwszej gminy wyraził św. Paweł: „Ilekroć bowiem ten chleb pożywać, a kielich pić będziecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż On sam przybędzie. Tak więc, ktokolwiek by pożywał ten chleb albo pił kielich Pański niegodnie, winien będzie ciała i krwi Pańskiej. (…) Bo kto pożywa i pije nie bacząc na ciało Pańskie, potępienie dla siebie pożywa i pije”.
     Oni wtedy, podobnie jak my teraz, wierzyli, że we Mszy świętej uobecnia się dla nich Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa, że przez Mszę świętą wraz z ofiarą Jezusa składają Bogu ofiarę z własnego życia.


*
*         *


     My jesteśmy takimi samymi Jego uczniami jak tamci. I zbieramy się tak co niedzielę w kościele, ażeby uczestniczyć w Jego Męce. Przyjmując Komunię świętą: Jego Ciało i Krew, łączymy się – jak tamci – z Chrystusem.
     Z Foggia koło San Giovanni Rotondo we Włoszech przysłał mi kiedyś mój przyjaciel list ze zdjęciem: postać księdza, Ojca Pio (obecnie już nieżyjącego). Przez koronkę można było widzieć obandażowane dłonie, a na nich ciemny zarys plam. W liście pisał mi Staszek, że ten ksiądz ma stygmaty. Odnawiają się one podczas każdej Mszy świętej. Przy rozdawaniu Komunii świętej podczas Mszy świętej, do której mu służył, na przytrzymywaną przez niego tackę od czasu do czasu padały krople krwi. Ten człowiek wiedział, czym jest Msza święta. Ale dla mnie jeszcze bardziej ważna, jeszcze bardziej radosna była entuzjastyczna opinia Staszka o Ojcu Pio: to był świetny człowiek, znakomity ksiądz. – Tak, on naprawdę wiedział, co to jest Msza święta.
     Gdyby można sobie było wyobrazić najlepszy sposób święcenia pamięci Męki i Śmierci Chrystusa, to trzeba by było przez cały kościół rozłożyć stół i przy tym stole powinni zasiąść wszyscy, którzy przyszli, aby uczestniczyć w Uczcie Eucharystycznej. Został nam tylko ogryzek stołu: ołtarz. Dlaczego? Dużo powodów. Przede wszystkim całkiem praktyczne: to jest niewykonalne. Ale my musimy wiedzieć, że przyszliśmy po to, ażeby święcić Jego pamięć, ażeby uczestniczyć w Jego Uczcie Eucharystycznej, w której uobecnia się Jego Śmierć i Zmartwychwstanie. W jakim celu uczestniczyć? Żebyśmy się stawali podobni do Niego, żeby nasze życie było podobne do Jego życia – do życia, które znalazło swój najpełniejszy wyraz w chwili Męki i Śmierci.
     Mimo swojej słabości, małości, lęku, oporów, strachów, chcemy być tak jak On wspaniali, bezinteresowni, żyjący dla Dobra, Piękna, Prawdy, a nie dla własnych interesów.
     Przychodzimy na Mszę świętą i ona „staje się” przez nas, przez naszą wiarę. To jest nasz wyraz. To nie są obce rzeczy, które się tam gdzieś przy ołtarzu dzieją. To są nasze sprawy – nasz  w y r a z.  Znajduje to nawet kształt zewnętrzny: odpowiadamy, śpiewamy, żegnamy się, klękamy – uczestniczymy. Msza święta staje się nie tylko  p r z e z  n a s,  ale, jak każdy sakrament, Msza święta staje się i  d l a  n a s,  abyśmy byli tacy jak On. I tak jak w każdym sakramencie, jeżeli jest w nas chociażby odrobina dobrej woli, jeżeli jest w nas odrobina tego: „ja chcę, ja chciałbym, wierzę, wspomóż niewiarę moją” – jeżeli jest w nas chociażby jedna kropla dobrej woli – to Łaska Boża wraca nam strumieniem, falą całą. I to jest sens każdej Mszy świętej.