Biblioteka



50





       A MOŻE BĘDZIESZ KSIĘDZEM


     Pamiętam, to był kwiecień, późne popołudnie. W kościele panował chłód. Od czasu do czasu lekki wiatr przynosił falę ciepłego powietrza. Siedziałem w swoim konfesjonale przy drzwiach głównych. Zachodzące słońce rzucało coraz dłuższy prostokąt światła w mroczniejące wnętrze kościoła. Zapowiadało się, że posiedzę do późnego wieczoru: do spowiadania po rekolekcjach było dużo ludzi, a ściśle biorąc, małych ludzi. To były dzieci z okolicznych szkół. Znałem je dobrze z katechizacji. Mimo wielu zgromadzonych dzieci w kościele panowała cisza. Przerywał ją od czasu do czasu głośniejszy szept albo kroki wmaszerowującego energicznie dziecka. Następnym był Janusz. Spostrzegłem przez kratki jego płową czuprynę. Gdybym nawet nie spojrzał, rozpoznałbym go po zacinaniu się. Jąkał się zawsze wtedy, gdy był choć trochę zdenerwowany. Skończył spowiedź, potem ja mówiłem do niego. Skończyłem. Z kolei formuła rozgrzeszenia. Zastukałem. Już
Zwracałem się w drugą stronę, gdy spostrzegłem, że Janusz nie odchodzi od konfesjonału, klęczy nadal. Czy zapomniał coś powiedzieć, czy czegoś nie dosłyszał – przebiegło mi przez myśl. Zwróciłem się do niego z powrotem. „Proszę księdza – powiedział, lekko się zacinając – Cracovia przegrała z Wisłą 0 : 3”, i odszedł. W pierwszej chwili zbaraniałem, a potem myślałem, że się roześmieję w głos. Teraz dopiero przypomniałem sobie, że na ostatniej katechizacji ktoś wspomniał o tym meczu, a ja powiedziałem z żalem, że nie będę mógł słuchać transmisji, ponieważ jest spowiedź dzieci.
     Pytasz się, co to znaczy być księdzem. Msze święte odprawiać? Oczywiście, przede wszystkim. Ale być księdzem to znaczy służyć ludziom. Kapłaństwo zaczyna się od ludzi – grupy chrześcijan – od parafii, za którą ksiądz jest odpowiedzialny. Spytasz, w jaki sposób dochodzi do tej odpowiedzialności. Jak wiesz, dawniej każda parafia wybierała sobie sama duszpasterza, którego potem biskup zatwierdzał: dawał mu święcenia. Teraz biskup wyznacza parafię: miejsce pracy.
     Przyjechałem do mojej nowej parafii, do której mnie biskup wyznaczył, i w pierwszych dniach było mi tam bardzo źle: obcy ludzie, obcy księża, obce problemy. Tego się zresztą najbardziej bałem – to była jedna z moich trudności w seminarium duchownym, jak będzie wyglądało moje zetknięcie się z nowym, obcym mi środowiskiem? Seminaryjny ojciec duchowny na pożegnanie powiedział mi: „Mietek, jeżeli ty potrafisz wytrzymać na tej parafii pół roku, to będzie dobrze”. A tymczasem pozostałem tam jedenaście lat i wcale nie chciałem odchodzić. Ale teraz siedziałem w konfesjonale i w duchu śmiałem się z Janusza, który najpierw wysłuchał audycji, a potem przyszedł, żeby mi powiedzieć, ile Cracovia przegrała z Wisłą.
     Takich Januszów, z którymi przyjaźniłem się i przyjaźnię na śmierć i życie, jest bardzo dużo. W czasie roku szkolnego pracowaliśmy twardo, usiłując zrozumieć, jaka jest różnica między Łaską uczynkową a Łaską uświęcającą, ile jest wad głównych i co to znaczy, że są Trzy Osoby Boskie, jak to było ze stworzeniem świata i po co Pan Jezus umarł na krzyżu. Ale w czasie wakacji zwiedzaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, na nogach, na rowerach, na motorach, na kajakach, samochodami, koleją – pod namiotem i w schroniskach. Co z tymi ludźmi jest teraz? Z wieloma utrzymuję do dzisiaj kontakt. Niektórzy przychodzą stale do spowiedzi. Niektórzy przychodzą stale na Msze święte niedzielne, które odprawiam. Jestem obecny na weselach moich dawnych uczniów, chrzczę ich dzieci, martwię się ich kłopotami, cieszę się ich sukcesami – uczestniczę w ich życiu. Czasem zachodzę na kawę. I to nie tylko w kraju. Jedno z najdalszych nieoczekiwanych spotkań miało miejsce w Nowym Jorku, gdzie pracowałem przez trzy miesiące jako wikary i pewnego dnia, gdy otworzyłem drzwi urzędu parafialnego, zobaczyłem, że stoi przede mną Hanka z dzieckiem na ręce. Gdy się spytałem absolutnie zdumiony – ostatni raz była w grupie ze mną na Baraniej Górze – „Co ty tu robisz?” – to ona wtedy powiedziała z kwadratowymi ze zdziwienia oczami – „Przyszłam dziecko zapisać do chrztu, ale czy to ksiądz Maliński?” Z wieloma z nich straciłem kontakt, ale rozpoznajemy się bezbłędnie, gdy się tylko spotkamy. Oczywiście, są tacy, którzy przychodzą, są tacy, którzy odchodzą, ale wciąż za jednych i za drugich czuję się odpowiedzialny i oni w mniejszym lub większym stopniu czują się chyba ze mną związani. I tak idziemy razem przez życie.
     Nie wiem, czy czytałeś taką książeczkę Salingera: Buszujący w zbożu. Jest tam rozmowa bohatera tej książki – chłopca ze szkoły średniej – ze swoją siostrą. – Nawiasem dodam: jedna z najpiękniejszych postaci dziecka, jakie spotkałem w literaturze. – Ona stawia mu pytanie: „Powiedz mi, czym ty w końcu chcesz być?” Chłopiec jej odpowiada: „Był czas, kiedy chciałem być adwokatem. Ale teraz już nie. Najchętniej stałbym obok łanu zboża, który urywa się przepaścią, i pilnowałbym, aby buszujące w zbożu dzieci nie wpadły do niej”.
     Podobnie i ja sobie wyobrażam swoją funkcję kapłańską, z tym dodatkiem, że na to, aby nie wpadły w przepaść, staram się, by uwierzyły w Chrystusa.
     A środki do tego, co nazywamy duszpasterzowaniem, to przede wszystkim Msza święta, poza tym spowiedź oraz wszystkie inne sakramenty, oparte – jeżeli to tylko możliwe – na kontaktach osobistych z kapłanem.
     Teraz się chyba nie dziwisz, skąd celibat. Oczywiście mogą być księża żonaci i są tacy w Kościele katolickim. Na przykład w Kościele greckokatolickim. Jeżeli jednak Kościół rzymskokatolicki zachowuje celibat, to właśnie z tych względów, ażeby ksiądz mógł się oddać całkowicie pracy duszpasterskiej.
     Sakrament kapłaństwa jest wyrazem decyzji poświęcenia się na służbę społeczności chrześcijan. Jest on równocześnie ze strony Kościoła przekazem: przekazem Łaski i władzy – przekazem posłannictwa: wykonywania duszpasterstwa, sprawowania Mszy świętej i sakramentów oraz nauczania.