Biblioteka



3






WOLNOŚĆ WOLI


Za wór złota


     Bywało i tak: Siedzący za biurkiem gestapowiec, przechylony do przodu, zapytywał więźnia ze zjadliwym uśmiechem: „A czy pan sobie tego człowieka nie przypomina?” – i podsuwał fotografię dobrze znanego mężczyzny. Więzień nie przypominał sobie ani tego, ani następnych kilkudziesięciu. Potem miał miejsce drugi akt, gdzie już nie tytułowano „pan”, ale obrzucano najgorszymi wyzwiskami i przekleństwami, katując w potworny sposób. Z kolei następował trzeci akt. Więzień był wrzucany do bunkra. Wody było do kostek, lodowate zimno i szczury. Potem mógł nastąpić czwarty akt: wleczono go do tego samego pokoju. Siedzący za biurkiem uprzejmie proponował: „Mamy na przedmieściu małą, jednorodzinną, komfortową willę. Słyszałem, że pan ma trudności mieszkaniowe. Może pan otrzymać karty żywnościowe niemieckie, wystarczającą pensję. Nie będziemy żądać zbyt wiele. Od czasu do czasu poprosimy o pewne informacje. No, ale czy pan sobie przypomina tych ludzi?”
     To były czasy okupacji: ciągłego strachu, że przyjdą w nocy albo nad ranem, perspektywy dymiących krematoriów. Chleb dostawało się na kartki, nieprawdopodobnie małą ilość, i to taki, że czasem zgrzytał piasek pod zębami, czasem można było natrafić na kawałki drewna, a w ogóle był ciemny i lepki. Gdy się ktoś nie brzydził szczurów, mógł go sobie posmarować, przydzieloną znowu w nikłych dekagramach, marmoladą z buraków (publiczną tajemnicą było, że szczury z dziwnym uporem topią się w beczkach tej marmolady). Chleb popijano kawą. Przynajmniej tak wszyscy nazywali czarny płyn o niezdecydowanym smaku. Gdy ktoś nie mógł jej przełknąć, słodził kupowaną „na pasku”, szmuglowaną z „Reichu” sacharyną, gardząc niebezpieczeństwem osłabienia wzroku. Mleko, masło, mięso i tego typu produkty to była fantazja godna pióra największych poetów. Nie trzeba nawet wspominać o ciasnocie mieszkaniowej, o braku węgla, butów, ubrania. I nagle przed więźniem rysował się gmach największego szczęścia ziemskiego. Mógł mieć wszystko, o czym marzył każdy człowiek podczas długich okupacyjnych lat.
     „Ale czy pan sobie przypomina?”
     Wiedział, że jeśli sobie nie przypomni, to zacznie się znowu straszliwe śledztwo, bunkier, zimno, najwyszukańsze tortury. A potem obóz koncentracyjny.
     „Czy pan sobie przypomina?”
     Byli tacy, którzy sobie przypominali, ale byli i tacy, którzy sobie nie przypominali.
     Wolność woli. Jest to swoboda wyboru między dobrem a złem, między jednym a drugim dobrem, między jedną a drugą czynnością.
     Jest ona dlatego możliwa, że nie ma dobra ziemskiego tak wielkiego, które zmusiłoby człowieka do wybrania go. Wobec każdego człowiek może, przynajmniej w pewnym stopniu, zachować dystans – przyjąć postawę „trzymania rąk w kieszeni” i spokojnego przyglądania się. Bo żadne dobro ziemskie, nawet największe, nie jest w stanie dać człowiekowi pełni szczęścia. Mówiąc inaczej: wola ludzka ma nieograniczoną rozpiętość.