Biblioteka



27






GRUPY TWÓRCZE



Nikt nie powinien być samotną wyspą


     Stosunek do bliźnich. Nie chowaj się ze swoimi wiadomościami, odkryciami, pomysłami. Nie bój się, że ci je zabiorą, że będą bogatsi od ciebie, że ci zagrożą, bo będą mądrzejsi od ciebie o to twoje plus to swoje. Rozmawiaj, mów o tym, co cię interesuje, co uważasz za dobre, co uważasz za złe. Ciesz się ze swojego odkrycia i podziel się nim ze swoimi kolegami. To nie oznacza, że ty tracisz, a im dajesz, że ich wzbogacasz, a siebie przez to zubażasz albo nawet sobie zagrażasz. Zrozum, dopiero w mówieniu o tej rzeczywistości, którą udało ci się zobaczyć, odsłonią ci się nowe pokłady zagadnień, nowe elementy, których istnienia nawet się nie domyślałeś. Powiem ci coś więcej: Dopiero w mówieniu zrozumiesz rzecz do końca, rzecz, która – zdawało ci się – stanowi twoją własność. To należy do jednej z tajemnic mowy ludzkiej. (Przyznam ci się, że nigdy nic nie napiszę, dopóki wcześniej tego nie powiem w jakiejkolwiek formie: kazania, wykładu, dyskusji).
     Po drugie: Dopiero w mówieniu zobaczysz luki w swoich odkryciach, braki konieczne do uzupełnienia i dopracowania tam, gdzie ci się zdawało, że wszystko jest oczywiste i jasne. Okaże się dopiero wtedy, że będziesz musiał dopowiedzieć szereg rzeczy, bo wyczujesz, że jesteś niezrozumiały. To, co tobie się zdawało oczywiste, dla twego otoczenia takie nie jest. Bo ty masz całe zaplecze swoich przemyśleń, znasz wszystkie podteksty, wystarczy ci je przywołać jednym słowem albo jednym zdaniem. Dopiero gdy mówisz to komuś, trzeba je dopowiedzieć, ujawnić i wtedy przed tobą samym zaczyna się budować zwarta konstrukcja twoich koncepcji.
     A po trzecie: Dopiero mówienie – konfrontacja z poglądami innych ludzi – wykaże ci błędy, braki, przeskoki myślowe w twoich poglądach. Bo w myśleniu bardzo łatwo o jednostronność. Dopiero w dyskusji pod lawiną zarzutów, oporów, sprzeciwów będziesz zmuszony na gwałt dopracować, doprecyzować to, co było zbyt prymitywne, prowizoryczne albo wprost fałszywe.
     Spróbuj mnie zrozumieć: możesz iść w górę tylko w cieście, nie samotnie. Ty masz być tymi drożdżami, nie zakalcem w twoim środowisku. Pójdziesz w górę na zasadzie wymiany: ty ich poruszysz – oni ciebie poruszą, ty ich ubogacisz – oni ciebie ubogacą. A to jest możliwe tylko w uczciwej grze, gdy się do końca otworzysz na sprawę, o którą ci chodzi, i na nich, z którymi żyjesz. Nie inaczej. Inaczej jest martwota, zastój, bezruch. Jak będziesz chciał być małym kupcem, który tylko sam się chce dorobić, chciwym na wszystko i zazdrosnym o wszystko, jak ten przysłowiowy pies ogrodnika, który sam nie zeżre i drugiemu nie da, to nigdy nie będziesz bogaty wewnętrznie. Jak będziesz człowiekiem, który tylko myśli o sobie, nic nie zrobisz. A szczęście było tak blisko.
     Jeszcze raz powtarzam: możesz iść w górę tylko w cieście, a nie samotnie, dlatego też nie niszcz innych. W ten sposób niszczysz też siebie. Wbili ci niestety w głowę, że świat to jest walka i rywalizacja, a najprostszą sprawą – „ukręcić łeb” koledze wcześniej, niż zacznie być twoim rywalem, albo – gdy już jest twoim rywalem – „wykończyć go” za jego plecami. Skompromitować, wyśmiać, wykpić go w jakiś sposób. Wszystkich? Chcesz być zwycięzcą na pobojowisku pomordowanych przez ciebie? Zrozum, człowieku, niszcząc ich, niszczysz i siebie. A więc przypilnuj siebie, czy ty nie mówisz źle o swoich koleżankach, o swoich kolegach za ich plecami, żeby skończyć, żeby zlikwidować jeszcze jednego potencjalnego albo aktualnego rywala. Słuchaj siebie uważnie, bo ty jesteś sprytny i wiesz o tym, że nie wypada krytykować kolegi, bo mógłby słuchacz pomyśleć ze zgorszeniem o tobie. Wobec tego chwalisz długo i wylewnie, z tym, że na końcu tej litanii umieszczasz żądło:  a l e.  Po serii pochwał ten jeden jedyny zarzut wycelowany precyzyjnie: w punkt, któryś ocenił jako najbardziej niebezpieczny dla siebie.


     Samobójcy. Jak trudno mi nie myśleć w tym kontekście o nich. Trzeba stwierdzić, że wielu ludzi odbiera sobie życie na skutek czasem długoletnich, czasem krótkotrwałych szykan, jakim byli poddawani przez najbliższe otoczenie: przez „kolegów” i „koleżanki”. Potem jest pogrzeb i mordercy wygłaszają piękne przemówienia na temat przedwczesnego odejścia świetnie zapowiadającego się talentu i straty, jaką społeczeństwo poniosło.
     Myślisz, że za ciężkie słowo tutaj padło? Oni chcieli żyć. Ale tamci im nie pozwolili: upokarzali, deptali ich prawo do samodzielności i rozwoju, nie dopuszczali do zajęcia stanowiska, na którym mogliby zrealizować siebie i sprawdzić. To trwało. Przecież człowiek nie odbiera sobie życia z dnia na dzień, przecież to są stany psychopatyczne, które narastają, które się ciągną, które były do wyleczenia. A jednak nie było kogoś, kto by ochronił tego człowieka, nie było twojej ręki, nie było niczyjej troski, nie było twojej troski i doszło do tragedii.
     A czasem aż do takiej tragedii nie dojdzie, ale dojdzie do wykoślawienia psychiki. Spotykasz takiego połamanego człowieka, skrzywdzonego, wypaczonego. Czy jest szansa uratowania go? Czasem jest. Gdy będzie miał szczęście, gdy trafi na dobrego człowieka, który spróbuje z powrotem go na nogi stawiać, nauczy go normalnie chodzić po świecie. A może ty będziesz tym dobrym człowiekiem? Dobro każdego jest naprawdę twoim dobrem, jest dobrem ludzkości. „Abyście byli dziećmi jednego Ojca, który jest w niebiesiech”.