Biblioteka



31





PRZYNALEŻNOŚĆ DO NARODU


U nas


     Często spotykasz notatki z podróży, wspomnienia z pobytu w rozmaitych krajach europejskich. Do całości obrazu dołącza się wszystko to, co już dawniej słyszałeś albo co sam widziałeś: W Belgii można zostawić rower, motocykl na ulicy. Ten sam zwyczaj panuje i w Holandii, i w Danii, i w Szwajcarii – gdy ktoś spostrzeże zgubiony przedmiot, nie musi go odnosić na policję, odsuwa tylko na bok: właściciel będzie go szukał, wróci tą samą drogą i zabierze. W Szwecji są sklepy dosłownie samoobsługowe: nie ma sprzedawcy, stoi towar z napisaną ceną, kupujący zabiera towar, zostawia pieniądze.
     Tu nasuwają się melancholijne refleksje: Jeżeliby w Polsce zorganizowano takie sklepy samoobsługowe, to być może – nie tylko znikłby z nich towar, ale również i pieniądze, które ewentualnie zostawiliby poprzednicy. A gdy u nas ktoś jakiś przedmiot zgubi, to przeważnie już na zawsze.
     Przykre porównania można mnożyć. Pracujemy na przykład często bardzo niewydajnie, mamy duże trudności z organizacją pracy. Wpadliśmy w błędne koło: nie pracujemy wydajnie, tłumacząc się tym, że jesteśmy zbyt nisko wynagradzani; nie możemy być wyżej wynagradzani, bo pracujemy niewydajnie. A poza tym zjawisko nie mniej bolesne: trudno u nas znaleźć zakład pracy, biuro, pokój, gdzie panowałaby atmosfera wzajemnej życzliwości. Między ludźmi dużo intryg, donosów, „podstawiania stołków”, kopania dołków, wzajemnego wykańczania, zwierzęcego gryzienia się.
     Nieodparcie nasuwa się pytanie: Czy my Polacy jesteśmy tak bardzo źli z natury? Czy już musimy być tacy, czy nie możemy się zmienić? Czy my nie potrafimy pracować u nas, dla nas, dla Polaków, dla Polski, dla ojczyzny? A przecież o to, abyśmy mogli po polsku myśleć i mówić, pokolenia krwawiły na wszystkich frontach świata. Groby polskich żołnierzy ginących za wolność ojczyzny rozsiane są po wszystkich kontynentach. Tych, którzy żyją poza granicami kraju, zżera nostalgia. Podobno zaraz po wojnie krążyła po amerykańskich dziennikach anegdota: Grupa polskich dziennikarzy wybierała się za granicę. Zastanawiali się, co by można wziąć z sobą, aby to za granicą spieniężyć i uzyskać dewizy. Wtedy ktoś z Amerykanów im doradził: weźcie worek piasku wiślanego i sprzedawajcie Polakom amerykańskim po dolarze za garść.
     Czyżby w naszym pokoleniu wygasła miłość do ojczyzny?
     Nie wpadajmy w panikę, ale zestawmy trochę faktów. W Szwecji ostatnia wojna była mniej więcej przed półtora wiekiem. A trzeba zdać sobie sprawę, że nie chodzi tylko o zawieruchy wojenne, które przewalały się przez Polskę, ale i o długi okres zaborów, które przecież są czymś gorszym dla psychiki narodu niż sama wojna. W tym okresie przyzwyczailiśmy się nie słuchać władzy, sabotować pracę, być „na przekór” zaleceniom odgórnym. Bo przecież państwa zaborcze, każde na swój sposób, dążyły do wynarodowienia. Chciały zniszczyć kulturę polską, poniżyć ją w oczach społeczeństwa, narzucić własną, nie dopuszczać do bogacenia się, utrudniać rozbudowę przemysłu, modernizację rolnictwa, uzależnić od swojego kapitału, obsadzać kierownicze stanowiska własnymi ludźmi. Wreszcie przyszła pierwsza wojna światowa, w której Polacy – obywatele walczących ze sobą państw – mordowali się wzajemnie. Z wojny miała się wyłonić Polska. Gdzie ona ma leżeć? Jak będą przebiegały jej granice? Plebiscyt na Śląsku, wojna na wschodzie, sprawa Śląska Cieszyńskiego , sprawa Spiszu i Orawy, Mazur, Pomorza. O granicach decydowały częstokroć czynniki przypadkowe, koniunktura, ludzie obcy, mający mniej lub więcej właściwe pojęcie o problemie. Wreszcie – pokój. Zaczął się okres tzw. międzywojenny. Najważniejsze było, aby ludzie spod trzech zaborów potrafili się dogadać, bo przecież nie mieli wyrobienia politycznego, nie mieli tradycji w życiu dyplomatycznym. Krótki ten okres, pełen wstrząsów politycznych, skończył się drugą wojną światową, okropniejszą dla nas niż pierwsza. I znowu czas niewoli – straszliwe lata okupacji hitlerowskiej.
     Mieliśmy bardzo niekorzystne warunki do wychowania społecznego. Trzeba zaniedbania nadrabiać. Zaczynać się powinno od najmłodszych, wykorzystując wszystkie okoliczności. Trzeba nauczyć ich mówić: „my – klasa”, „my – szkoła”, „my – zespół”, „my – miasto”, „my – Polska”.
     Papier leży na środku klasy, klamka się kiwa, obraz wisi krzywo na ścianie, kamień leży na szosie, może spadł przy transporcie – czy cię to obchodzi? Buduje się nowy dom, układa asfalt, rozwijamy komunikację lotniczą, produkujemy dobre okręty, wzrasta eksport samochodów – czy cię to cieszy? Czy doprowadzają cię do rozpaczy dziury w jezdni, brud na chodnikach, bezduszna biurokracja, braki w zaopatrzeniu sklepów albo brak dostatecznej ilości części zamiennych do sprzedawanych wyrobów przemysłowych?
     Przed nami długa droga uczenia się należytego stosunku do tego wszystkiego, co zapewnić może społeczeństwu dobrobyt, ład i bezpieczeństwo.