Biblioteka



48



 


M Ę S T W O



SPOSÓB BYCIA


Do nieśmiałych


     Jak daleko sięgasz pamięcią w dziecięce lata, przypominasz sobie, że ciążyła ci nieznośnie nieśmiałość. Dobrze pamiętasz swoje wyjścia w niedzielę na ulicę: „Żeby przynajmniej nie sama”. Wreszcie po długich wahaniach zdobywałaś się na odwagę: krok z bramy w jasne słońce ulicy. To słońce było najgorsze. W jego świetle wszystko wszystkim cię ukazywało. A ulice oknami, bramami wpatrzone były w ciebie. Sztywniałaś wewnętrznie. Każdy krok stawał się męką. Ściągnięte usta, oczy wbite w ziemię, bo wszyscy widzą włosy rozrzucone przez wiatr i plamkę na rękawie, która prawie puściła, ale jeszcze trochę znać. I ten okropny wyprysk koło nosa, który nie wiadomo skąd się wziął, i to drewniane stawianie stóp. Ci, którzy teraz przeszli ze śmiechem, na pewno z tego się śmiali. „A tamten mężczyzna zmierzył mnie krytycznie, a ta elegancka dziewczyna patrzyła tak ironicznie, na pewno na moje włosy”. Przyspieszałaś kroku, ale wiedziałaś, że to robi jeszcze gorsze wrażenie. Opanowałaś się całym wysiłkiem woli, aby nie stała się jakaś tragedia.
     Upłynęło od tego czasu już tyle lat. Czy nieśmiałość odeszła? Łatwiej ci teraz wychodzić na ulicę – to prawda, ale to nie wszystko. Przypomnij sobie choćby i takie momenty. Warto by było nauczyć się jeździć na rowerze. Od razu jednak zaczyna się sączyć myśl: „A jak się przewrócę, wszyscy będą się śmiali”. Masz duże wyczucie estetyczne. Czujesz kolory. Cieszysz się śmiałą linią nowej mody. Masz swoje drobne pomysły. Dałyby ci dużo radości. Czemu się tak nie ubierzesz? Czemu nosisz w duszy żal, że inne potrafią, a ty się nie odważysz? Zazdrościsz śpiewającym – twojego głosu chyba nikt nie słyszał, chociaż umiesz i lubisz śpiewać, gdy nikogo nie ma. Podczas roku szkolnego marzyłaś, aby wreszcie przyszedł odpoczynek. A gdy przyszedł, przez pierwsze dni wysypiałaś się za wszystkie czasy, a potem zaczęłaś się nudzić. Chciałaś iść na wycieczkę. Ale co wieczorem? „No, przypuśćmy, że wieczorem trzeba się umyć i przebrać w piżamę”. Jak zaczniesz przypuszczać, wtedy dajesz spokój, zostajesz w domu – jak dawniej – czytasz książkę, plącząc się w tym czasie z kąta w kąt.
     Nigdy nie szłaś nocą w góry, nie spałaś na sianie w stodole, nie piłaś wody z potoków, nie śpiewałaś ile sił w płucach. Przejdzie obok ciebie wiele radości, życie twoje będzie ubogie, smutne, pozbawione głębokich ludzkich przeżyć.
     Może spytasz: „Po co to wszystko?” „Po co ten, mniej lub więcej wyczerpujący, opis nieśmiałości?”
     Czekasz na odpowiedź, dlaczego tak jest? Jak temu zaradzić?
     Powodów doszukać się można wielu, ale zwłaszcza teraz, gdy już nie jesteś małym dzieckiem, mogę ci powiedzieć, że jedną z przyczyn twojej nieśmiałości jest przekonanie o własnej brzydocie. Uważasz się za brzydką i niezgrabną. Nigdy tego wyraźnie nie powiesz, nigdy tego nie chcesz usłyszeć, ale w głębi twojej duszy tkwi to jak cierń. Poznałaś się doskonale. Znasz każdą wadę twojej twarzy i figury.
     Wybacz, że ci przerwę na chwilę. Dlaczego tak uważnie czytasz to wszystko? Przecież nie uważasz się za nieśmiałą.
     Przyznasz jednak, że znalazłaś tu wiele swoich cech, chociaż ty umiesz pływać i tańczyć i niejedne wakacje spędziłaś nad morzem. A wiesz dlaczego? Bo każdy z ludzi jest mniej lub więcej nieśmiały. Jest zaś nieśmiały dlatego, że uważa się za mniej lub więcej brzydkiego i niezgrabnego. Czy więc wierzysz, że każdy ma jakieś niedociągnięcia? Przecież nawet miss świata martwi się, że ma np. za długi nos. Czy wierzysz, że nie ma człowieka, który nie miałby zastrzeżeń co do swojego wyglądu zewnętrznego? Powiesz pewnie: „Możliwe, ale niczyje braki nie są tak rażące jak moje”. Możesz być jednak pewna, że w ten sposób myśli niemal każdy.
     W rzeczywistości nie ma ludzi bezwzględnie brzydkich, pozbawionych choćby paru interesujących szczegółów. Każdy człowiek może w sobie odkryć dużo piękna, jeżeli tylko zechce. Uwierz w tę prawdę i zadbaj o siebie. Pomyśl o najkorzystniejszym uczesaniu, o najlepszym „trzymaniu się”, o najmilszym uśmiechu. Zadbaj o swoje ubranie.
     Może z niechęcią pomyślisz: „Nawet gdyby to wszystko było prawdą, to i tak już za późno. Już tyle zmarnowanego życia. Teraz już za późno zacząć pływać, śpiewać, jeździć, tańczyć, chodzić po górach”. Nie – nieprawda. Nigdy nie jest za późno. Przełam swoją nieśmiałość. Pokonaj tę wadę, nigdy nie jest za późno.
     Pisał mi kiedyś ktoś z pokolenia wojennego: „Moje najpiękniejsze lata przypadły na czasy okupacji. Deski, które dostałem w 1939, porąbałem w 1940 r., bo Niemcy kazali Polakom oddać wszystkie narty. Zresztą wyprawa w Tatry była dużym ryzykiem, podobnie jak w Beskidy. Przecież to był Banditenland. Po okupacji nie było na nie czasu. Musiałem kończyć liceum, potem studia, wreszcie praca. Zresztą myślałem sobie, że ludzie będą się ze mnie śmiali: »zachciało się staremu«. Aż wreszcie odważyłem się. Zacząłem od chodzenia w góry. Potem wszystko po kolei. Czuję się jak chłopiec, jak ktoś, kto zaczął drugi raz żyć”.