Biblioteka



50






SAMODZIELNOŚĆ W MYŚLENIU



Do niegeniuszy



     Gdzie jest początek twojego infantylizmu, niedorozwoju, gdzie jest błąd, gdzie jest wina? Gdyby tak tę sprawę obserwować z punktu widzenia psychologicznego, socjologicznego, moralnego, duchowego, to chyba dałoby się zauważyć, że kiedyś, w którymś momencie przestraszyłeś się życia, kiedyś się przestraszyłeś – konkretnie mówiąc – szkoły, nauczyciela, przedmiotu: Uciekła ci ziemia spod nóg i przylepiłeś się do kogoś, zacząłeś „odpisywać” – aby się uratować. Błąd twój polegał chyba na tym, że kiedyś w młodości swojej, czy nawet w dzieciństwie swoim, nie zawierzyłeś sobie, nie zaufałeś sobie. Mówiąc w skrócie: stwierdziłeś w którymś momencie, że nie jesteś genialny, są lepsi od ciebie i to dużo lepsi, i to nie nawet gdzieś tam w świecie, ale tu, u ciebie, w twojej klasie, twoi koledzy. Wobec tego trzeba od nich brać, a nie od siebie. I tak zacząłeś żyć na pożyczce. A przecież trzeba było powiedzieć sobie: Nie odpiszę ani słowa, choćbym nie potrafił nic napisać, nie chcę słyszeć żadnej podpowiedzi; pada pytanie, wtedy to, co wiem, to odpowiem, polegam tylko na sobie, zaufam sobie. Przecież zaufanie sobie to jest w jakiejś perspektywie zaufanie Bogu, który cię stworzył, który jest przy tobie, który się tobą opiekuje. Jego Opatrzności. Trzeba było sobie powiedzieć: zaufam sobie, nie chcę żadnych ściąg, nie chcę żadnych zaglądań do cudzych zeszytów.
     Jeżeli możesz mi powiedzieć w tej chwili: „Nie, to w moim wypadku nie miało miejsca absolutnie, tu mogę powiedzieć, że to, co ksiądz mówi, do mnie się nie odnosi” – to się bardzo cieszę. Ale jeżeli w sobie widzisz nawet tylko jakieś niewielkie zwichrowanie, niedociągnięcie, to póki czas, póki jeszcze jesteś młody – bo są konsekwencje, które będą się ciągnęły nie tylko przez całe studia, ale całe życie – spróbuj to usunąć, zlikwidować. Zaufaj sobie, swojej głowie, swojej mądrości, w jakimś przedłużeniu – Bogu samemu, który cię stworzył, który ci dał to powołanie, który cię ustawił w tej szkole czy na tych studiach, konkretnie w tej sytuacji, tu, dzisiaj, a nie kiedy indziej. I pracuj. Bądź w tym konsekwentny. Dasz sobie radę, bądź spokojny.
     A więc zaryzykuj. Wiem, że nie lubisz tego słowa i może nawet ono nie jest odpowiednie, bo w tym wypadku nie ma możliwości, żebyś mógł coś przez taką decyzję utracić. Zrozum, nie chcę w ciebie wmawiać, że się mylisz bądź że się pomylisz, że naprawdę jesteś geniuszem. Ani nawet ci nie obiecuję, że będziesz geniuszem, ale jedno przyrzekam ci na pewno – na pewno  t o  osiągniesz: Będziesz kimś, będziesz osobowością, człowiekiem samodzielnym, wolnym, nie będziesz niewolnikiem, nie będziesz pospolity, nie będziesz ciągle się bał, że się skompromitujesz, gdy odkryją twoje naśladowanie.
     Zacznij wyrabiać w sobie pogląd na to, czego się dowiadujesz, na wszystkie sprawy. Spróbuj zrozumieć to, czego się uczysz. Odrzuć od siebie raz na zawsze i odrzucaj stale pokusę uczenia się pamięciowego. Przyswajanie mechaniczne danych, które nie bardzo rozumiesz albo których nie rozumiesz wcale, naprawdę nie jest szybsze. Nie dość na tym – nie przyjmuj wszystkiego na wiarę. Owszem, wprost przeciwnie, bądź nieufny, stawiaj znaki zapytania, nie zgadzaj się, buntuj się, niech ci się wreszcie coś nie podoba z tych rzeczy, które czytasz, których słuchasz, dowiadujesz się. I nie bój się pytań, które ci ktoś postawi – niezależnie od tego czy profesor, czy kolega. Zachowaj wobec nich dystans. Niech cię nie wpędzają w panikę. Nie bój się ani nie wstydź powiedzieć „nie wiem”. Nie jesteś wszechwiedzący, nie musisz wszystkiego wiedzieć. Ale z drugiej strony przyznam się, że wolę, gdy powiesz nie: „nie wiem”, ale „spróbujmy pomyśleć”. Nie szukaj w swych szufladach pamięciowych gotowych formuł, które zażegnałyby niebezpieczeństwo, jakie ci ze strony pytań zagroziło. Zaufaj swojej głowie, logiczności myślenia, zdobytym wiadomościom.
     Drugi aspekt tej sprawy – wspomniałem przed chwilą o Panu Bogu, gdy mówiłem: zaufaj sobie. On, który ciebie wyznaczył, który ci dał to jakieś powołanie – jedyne, niepowtarzalne – stworzył cię jakąś osobą, która nie ma absolutnie żadnych powtórzeń w innych osobnikach. On się tobą opiekuje, dał ci talenty, które kiedyś musisz zwrócić, z których kiedyś musisz się wyliczyć. Nie rób z siebie karykatury tego, czym miałeś być, kogoś niedorozwiniętego, nieudałego. Żebyś się nie znalazł w takiej sytuacji, jak ten sługa z Ewangelii św. Mateusza (25, 14-30), który powiedział, że zakopał swój talent.