Biblioteka


ZBAWIENIE NASZE



 


ZBAWIENIE NASZE



     Co to znaczy wierzyć w Jezusa. Spróbuj wyobrazić sobie, co by było, gdyby przyszedł do ciebie taki sam w końcu człowiek jak ty i żądał, abyś w niego uwierzył. To znaczyłoby, po pierwsze i przede wszystkim: uwierz w moje życie: uwierz, że tak żyć, jak ja żyję – w takiej bezinteresowności, poświęceniu się prawdzie, pięknu, dobru, służbie dla drugich – jest jedynie sensowne, że tylko tak należy żyć. Jezus przyszedł na świat z miłości ku ludziom, aby ludziom pokazać, co to znaczy żyć: co to znaczy być człowiekiem, co to znaczy służyć prawdzie – jak to sam powiedział przed Piłatem: „Jam się na to narodził i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.
     Ale to słowo: uwierz we mnie, oznaczało jeszcze coś więcej: Żyj tak. Naśladuj mnie. Bo ten, kto żyje tak jak ja, ten żyje w prawdzie, w pięknie, w dobru, ten się łączy z Bogiem, ten jest Jego synem. Zaufaj mi, że się nie zawiedziesz, nie przegrasz, bo kto mi zaufa, zaufa Temu, który jest Ojcem moim.
     Jeżeli tak, to człowiek wpatrzony w Chrystusa, naśladując Jego życie, służy – tak jak On – prawdzie, dobru, pięknu – Miłości, Bogu samemu.
     Oczywiście już przed Nim byli ludzie, którzy pozostali w sercu ludzkości jako pochodnie gorejące. Już przed Nim byli wielcy święci, wielcy reformatorzy religijni, był Budda, Konfucjusz, byli wielcy Grecy, byli wielcy Rzymianie. I po Nim byli wielcy ludzie. Był Mahomet, był Gandhi. Ale porównanie pomiędzy Nim a nimi jest takie, jak pomiędzy książkami, które ludzie napisali, a Biblią, która jest księgą par excellence (byblos = księga), tak jak Jezus jest Człowiekiem Pierwszym wśród ludzi. Tak jak Biblia nie ma książki równej sobie, tak nie było drugiego takiego Człowieka jak On na świecie. I my, chrześcijanie, jesteśmy tymi, którzy uwierzyli w Niego: jesteśmy tymi, którzy się Nim zachwycili, i chcemy Go naśladować. Oczywiście, łatwiej było tym, którzy Go osobiście spotkali, tym, którzy mogli na Niego patrzeć, którzy mogli Go osobiście słuchać. Nam pozostały Ewangelie. I to jest bardzo dużo.
     Ale On był jak meteor. Jego całą działalność oblicza się na – w przybliżeniu – trzy lata. Jeżeli Jezus był w stanie to wszystko powiedzieć w tak krótkim czasie, to tylko dlatego, że przed Nim był Stary Testament. On sam wypowiedział się niedwuznacznie, co myśli o całej Tradycji, którą zastał, która Mu została przekazana: „Nie przyszedłem rozwiązywać Zakon i Proroków, ale wypełnić”. I: „ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Zakonie, aż się wszystko wypełni”. Innymi słowy, naród żydowski był przygotowany na Jezusa. To, co On Żydom powiedział, nie było dla nich w końcu niespodzianką. Przed Jezusem byli wielcy święci Starego Testamentu, którzy podobnie jak On postępowali, podobnie jak On nauczali, podobnie jak On żyli. Oni prowadzili ten naród długą drogą, na której dojrzewał do zrozumienia tego, czego od człowieka chce Bóg. Dorastał do przyjścia Jezusa. Jeżeli Jezus mógł mówić o Bogu jako Duchu, jako Osobie, jako Ojcu, jako Miłości w najczystszej postaci, o drodze do Niego, jaką jest droga miłości, to dlatego, że przed Nim pracowali nad tym narodem Patriarchowie, Królowie i Prorocy. Zgoda, Jezus został skazany na śmierć, ale nie można zapominać o tych masach ludzkich, które Go zaakceptowały. Trzeba mieć w pamięci wołanie: „Hosanna Synowi Dawidowemu, Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie. Hosanna na wysokościach”, „Król”, „Mesjasz”, wypowiedź Piotra: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” – na tym tle zupełnie zrozumiałą i przyjętą bez zdziwienia.
     Z kolei trzeba by było przejść całą historię narodu wybranego i pokazać, jak Bóg uczył ten naród, co to znaczy wierzyć, kochać, ufać. Przejść od Abrahama, od jego wyjścia z Ur od swojej rodziny: pierwszy akt wiary – zaufanie Bogu, Jego Głosowi, Jego Objawieniu – tak nazywają teologowie tę jego decyzję. Potem opowiedzieć o jego podróży do ziemi Kanaan: dzisiejszej Palestyny. Następnie wszystko o wędrówce rodu Abrahama do ziemi egipskiej, o pobycie tam, o pięknym epizodzie tych dziejów: o Józefie, jego braciach i jego ojcu. Wreszcie o prześladowaniu Żydów przez Egipcjan, o Mojżeszu i wyjściu narodu żydowskiego z ziemi egipskiej, z jego symboliczną paschą. Potem o wędrówce do ziemi obiecanej, na której to wędrówki początku stoi przejście przez Morze Czerwone, a jakieś etapy wyznaczają cuda: manna, cudownie znaleziona woda, a przede wszystkim tablice z dziesięcioma przykazaniami otrzymane przez Mojżesza od Boga na górze Synaj. Wreszcie o zamieszkaniu na terenach Palestyny, podziale tej ziemi pomiędzy dwanaście pokoleń izraelskich. Opisać losy tego narodu znajdującego się na przecięciu wielkich dróg handlowych, na terenie ścierających się dwóch ówczesnych potęg politycznych: Egiptu i Persji, Egiptu i Babilonu. Czasy znaczone postaciami wielkich królów, takich jak Dawid czy Salomon. Wreszcie wojny, rozbicie, zburzenie świątyni jerozolimskiej, niewole, powroty, odbudowa świątyni. Odbudowa narodu, ale już zmniejszonego do jednego pokolenia, do pokolenia Judy, podczas gdy innych jedenaście przepadło rozproszonych w niewoli. Ale trzeba by – gdyby tak przyszło śledzić szczegółowo dzieje tego narodu – iść z naszym kluczem przez tamte daty, fakty, wydarzenia, z tym kluczem, który mamy w rękach: jak Bóg uczył Izraela, co to znaczy wierzyć, co to znaczy kochać, co to znaczy ufać. Jak Żydzi dorastali do rozwiązania, które padło w Jezusie Chrystusie. Jak Bóg przygotowywał ten naród na przyjście Tego, który nadał ostateczny kształt Objawieniu, podkreślił, wypunktował to, co było już wcześniej powiedziane w Starym Testamencie, zebrał to, co było najważniejsze, by przekazać światu. Jezus Chrystus to jest punkt końcowy, szczyt, pełnia – najwyższa forma miłości Boga ku ludziom.
     Powtarzam: to tylko dzięki Staremu Testamentowi Jezus mógł zostać zrozumiany i faktycznie został zrozumiany: dlatego że nad Izraelem pracowały pokolenia ludzi świętych, natchnionych przez Boga, od Abrahama do Machabeuszy.
     Może spytasz: A skąd jesteśmy tacy pewni, że Jezus został zrozumiany? Odpowiem: na podstawie Ewangelii. To przecież nie Jezus ją napisał. Napisali ją Jego uczniowie, a dlatego napisali, że się zachwycili tym, co usłyszeli i zrozumieli, i poszli za Tym, który się nazwał Drogą, Prawdą, Życiem. To oni napisali o sądzie ostatecznym, gdzie Sędzia powie: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść” – „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” i „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Ale podkreślam: oni rozumieli Go na kanwie Starego Testamentu. Aż do przesady – w naszym odczuciu – kojarzyli szczegóły Jego życia z tym, co w Piśmie Świętym Starego Testamentu było powiedziane na Jego temat: że będzie pochodził z rodu Dawida, że narodzi się w ziemi judzkiej w Betlejem, że z Egiptu będzie wezwany, że Nazarejczykiem będzie nazwany, że będzie prowadzony jak baranek na rzeź, że „przebili ręce i nogi Jego, policzyli wszystkie kości Jego” – to, co może dla nas już nie jest takie ważne, dla nich było ważne: to był dla nich ciąg objawień logicznie się uzupełniający i zamykający.
     Ale czy przyjście Jezusa na świat było konieczne. Pamiętam spotkanie: dyskusję na podium pomiędzy katolikami i Żydami na Katholikentagu w Mönchengladbach. Tam Żyd – rabin ze Szwajcarii – powiedział: „Wy macie Chrystusa. Nam Chrystus niepotrzebny, my mamy Boga”. Najpierw było tam wszystko milutko i przyjemnie. Nikt nie zdradzał, że jest jakaś trudność. Katolicy, jak zwykle, pełni miłości bliźniego i tak ugodowi, i tak tolerancyjni, i tacy ekumeniczni, że gotowi bić się w piersi na wszelki wypadek i prosić o przebaczenie. Nastrój: „Kochajmy się” zniszczyła pewna pani z Sali, która się spytała o coś bardzo prymitywnego. Nie pamiętam, co to było, bo już mnie ta landrynkowa atmosfera przyprawiała o mdłości i myślałem tylko, jak by się z tej szalenie uprzejmej sali wymknąć. I wtedy właśnie wypalił ten rabin ze Szwajcarii swoim: „My nie potrzebujemy Chrystusa, my mamy Boga”. Na dobrą sprawę mógł wstać jakiś ateista i powiedzieć temu rabinowi: „My nie potrzebujemy Boga objawionego, my mamy dobro, prawdę i piękno”. Ale może ja jestem zbytnio wymagający, żeby skądś można było wyłuskać ateistę na takim pobożnym zebraniu. Fakt faktem, ateista nie wstał.
     A więc po co nam Pan Jezus. Czy my Go potrzebujemy?
     Odpowiadając na pytanie: po co Jezus – można by prześledzić, jaką rolę odegrało Objawienie Staro- i Nowotestamentowe w rozwoju ludzkości, o ile weszło do kultury naszego świata i ukształtowało ją; odkryć wpływy Pisma Świętego choćby na literaturę świata. Może dałoby się przy pomocy komputera wyselekcjonować samo słownictwo Ewangelii. Wziąć utwory wielkich muzyków świata i choćby na podstawie samych tytułów usiłować odnaleźć wpływ Ewangelii na ich twórczość. Ale naprawdę to jest niemożliwe – tak nauka Jezusa stała się własnością ludzkości. Ewangelia stała się kamieniem milowym ludzkości, o który każdy musi się potknąć. Jest taka praca ks. Żywczyńskiego pod wymownym tytułem „Ewangelia u źródeł rewolucji francuskiej”. Ale można by powiedzieć, że Ewangelia jest u źródeł wszystkiego, co się działo wielkiego w naszej kulturze. W wymiarach naszej ludzkości wpływ osoby Jezusa jest nie do uchwycenia w sposób precyzyjny, ale chyba można stwierdzić, że u podstaw kultury europejskiej leży chrześcijaństwo. Nawet jeżeli się mówi o kulturze europejskiej, że jest prężna, niespokojna, wciąż niezadowolona, że jest przeciwieństwem wszelkiej stagnacji i zastoju, to również nie przypadkiem jako powód wskazuje się na Ewangelię i Jezusa. Chrześcijaństwo powiedziało, kim jest człowiek, do samego końca. Słowo „humanizm” jest chrześcijańskie. Nawet uwzględniając wszystkie zależności od kultury grecko-rzymskiej. Wszystkie pojęcia podstawowe naszej kultury są nasycone prawdą chrześcijańską.
     Może pożyjemy. Może ludzkość jeszcze będzie trwała następne tysiące lat. Może na innych planetach będziemy kontynuowali dalsze swoje dzieje. Ale wolno nam już dzisiaj bez ryzyka powiedzieć: jak długo będzie ludzkość istniała, tak długo będzie Ewangelia ważna.
     A czym jest Kościół? Czym jest ta – w końcu – garść ludzi wierzących w Chrystusa? My jesteśmy „Nowym Izraelem”, „narodem wybranym”. My jesteśmy światłem w ciemnościach, pochodnią zapaloną. A przynajmniej powinniśmy być.