Biblioteka


RZYMIANIE W KOŚCIELE



 


RZYMIANIE W KOŚCIELE


 
     Zupełnie przypadkowo, błądząc w okolicy placu Barberini z zamiarem dojścia do Stazione Termini, natrafiłem, w początkach mojego pobytu w Rzymie, na kościół Santa Maria degli Angeli. Uderzyła mnie niespotkana dotąd nigdzie indziej przestrzeń kościoła. Nie tylko przez to, że jest on ogromny, ale przez to, że jest tak zbudowany: mnóstwo powietrza, przestrzeni, tyle, że aż zdaje się niemożliwe, aby ją ogarnąć. Dopiero potem dowiedziałem się, że to dzieło Michała Anioła, a ściśle biorąc, nie jego dzieło, lecz dokonana przez niego adaptacja fragmentów Term Dioklecjana. Termy te ciągnęły się tam, gdzie jest teraz plac Cinquecento, w ich fragmentach mieści się muzeum rzeźby greckiej, w innym fragmencie klasztor kartuzów i kościół nie pamiętam nawet jakiego świętego, a reszta to już ruiny. Delikatnie mówiąc, Termy Dioklecjana to był kolos.
     Chodząc po Rzymie, przekonywałem się coraz bardziej, jak Rzym jest rzymski. Nie barbarzyńców, nie średniowiecza ani nawet renesansu i baroku, nie XIX ani XX wieku, ale właśnie rzymski. Rzymianie potrafili przejąć ukochanie piękna Etrusków, logikę Greków, rozmach Egipcjan i to wszystko połączyć we własny styl, własną kulturę.
     Kim byli Rzymianie?
     To pytanie nasuwało mi się, gdy patrzyłem na ich miasto. W odpowiedzi wyobraźnia ukazywała mi schematy z czasów mojej nauki szkolnej. Rzym to legiony: zwarte szeregi muskularnych mężczyzn, w lekkich pancerzach, w hełmach, pod którymi kryły się ogorzałe twarze, uzbrojeni w krótkie miecze, tarcze i dzidy, w wycinanych sukienkach, wybijający miarowo krok podkutymi sandałami. Rzym to świetne bite drogi, rozchodzące się do wszystkich prowincji, a zbiegające się w jednym punkcie, w Mieście: Rzymie. Rzym to senatorowie, namiestnicy, prokuratorzy, prefekci, ubrani w tuniki, owinięci togami, z twarzą wolną od zarostu, o krótko przystrzyżonych włosach, z szeroką linią czoła, ze zwojem pergaminu w prawej ręce. I ten ostatni symbol jest dla Rzymu chyba najtrafniejszy. Wystarczy pomyśleć: maleńki naród, zajmujący część Półwyspu Apenińskiego, podbił cały ówczesny świat. I to nie tylko podbił – to mogłoby się udać dzielnemu narodowi przy jakichś korzystnie układających się okolicznościach – ale zbudował Imperium. I znowu – nie był to twór sztuczny, który mógłby powstać dzięki geniuszowi jakiegoś władcy, po którego śmierci szybko by się rozpadł. Nie związek państw trzymanych w jedności siłą militarną, ale organizm państwowy, który żył setki lat, a jeżeli umarł, to nie z powodu tendencji separatystycznych poszczególnych narodów wchodzących w skład tego Imperium, a wiec nie dlatego, że one dążyły do odzyskania niepodległości w znaczeniu absolutnym. Rzecz niesłychana: ludy nowe, które zburzyły Imperium i weszły na jego tereny, marzyły o tym, żeby je przywrócić, a jeżeli do tego nie doszło – przynajmniej nie w całej rozciągłości – to właśnie dlatego, że nie było już Rzymian.
     Rzymianie proponowali w granicach swego Imperium wszystkim ludziom Pax Romana – Rzymski Pokój. Tu była gwarancja nie tylko bezpieczeństwa, ale również pełnego rozwoju materialnego i kulturalnego. Trzeba pamiętać, że prawodawstwo rzymskie zapewniało szeroką tolerancję nie tylko narodowościową, ale i religijną. Wszystkie tradycje kulturalne i religijne każdego narodu były szanowane. Każdy naród w granicach Imperium mógł się rozwijać, nie zatracając swoich odrębności narodowościowych.
     Rzymianin to człowiek czynu. Powiedzmy więcej, czynu doskonałego, a więc świetnie zorganizowanego. Wyrazem tej świetnej organizacji czynu jest prawo rzymskie. Mówię: jest, bo nie tylko wykładają je dotąd na wszystkich uniwersytetach świata, ale trwa ono w jakiś sposób u podstaw prawodawstwa wszystkich państw.
     Amerykański instytut zajmujący się oceną organizacji i działalności gospodarczej większych przedsiębiorstw, patrząc na Kościół z punktu widzenia czysto świeckiego, dał mu za rok 1960 notę bardzo wysoką, bo 9 100 na 10 000 możliwych. Mówiąc inaczej: Kościół jest świetnie zorganizowany.
     Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa – społeczność, w której przez wiarę mieszka Chrystus, ale Kościół to również doskonale działająca organizacja. Wymieńmy dla przykładu chociażby jej zewnętrznych przedstawicieli: papież, kardynałowie – jego najbliżsi współpracownicy, arcybiskupi i biskupi, kanonicy katedralni – grono pomocnicze biskupa ordynariusza, dziekani – jak sama nazwa wskazuje, przewodniczą dziesięciu proboszczom; w końcu proboszczowie i wikariusze. Schemat to bardzo pobieżny i nie za wiele mówiący. Z kolei trzeba by wymienić wszystkie funkcje, jakie każdy z nich sprawuje, ściśle określone prawa i obowiązki, kompetencje. Znowu dla jakiegoś zobrazowania wymienię sytuacje, które trzeba było określić prawniczo. Jest na przykład prawdą wiary, że biskup rzymski jest następcą św. Piotra, ale trzeba było jakoś ustalić najlepszą formę dla wyznaczenia tego następcy po śmierci poprzednika. Jest prawdą wiary, że przez chrzest zostajemy włączeni w Kościół, ale trzeba było przewidzieć szereg konkretnych warunków, które muszą być przestrzegane przy udzielaniu tego sakramentu, i być przygotowanym na ewentualności, które mogą się zdarzyć. To wszystko jest bardzo dokładnie ustalone w prawie kanonicznym, które właśnie zbudowano na wzorach rzymskich.
     Teraz doszliśmy do centrum zagadnienia: Kościół zorganizowali Rzymianie. Począwszy od podziału administracyjnego Kościoła, który się pokrywał z podziałem administracyjnym Imperium, aż po liturgię Mszy świętej.
     Jest jeszcze jeden aspekt wpływu kultury rzymskiej na chrześcijaństwo, niestety ujemny. Rzymianin traktował religię chrześcijańską na sposób prawniczy – jako zespół praw i obowiązków wobec Pana Boga. Mniej więcej tak: co należy czynić, aby dostać się do nieba, czego należy unikać, aby nie pójść do piekła. Ten sposób traktowania religii zaciążył i na nas w jakimś stopniu. Gdyby tak zapytać ludzi przychodzących w niedzielę na Mszę świętą: „Dlaczegoś tu przyszedł?”, usłyszelibyśmy niejednokrotnie odpowiedź: „Bo w niedzielę powinno się być na Mszy świętej”. I podobna odpowiedź padłaby na pytanie: „Dlaczego modlisz się?” (raczej: dlaczego mówisz pacierz?). A jeszcze krok i dojdziemy do sformułowania, wyrażonego tutaj w formie dziecinnej: „Pan Bóg jest to taki Pan, który sobie każe mówić pacierz rano i wieczór; Pan Bóg to jest taki Pan, który każe przychodzić w niedzielę na Mszę świętą”. Niebezpieczeństwo takiego ujmowania religii jest większe, niż by się na pozór zdawało.


*


     (II 5). Każdej chwili starannie dbaj o to, jako Rzymianin i jako mężczyzna, byś działał w swym zakresie z pełną, a nie udaną godnością i miłością, i swobodą, i zachowaniem sprawiedliwości, i byś zapewnił sobie niezależność od wszelkich innych myśli. Zapewnisz zaś ją sobie, jeżeli będziesz każdą pracę wykonywał jakby ostatnią w życiu, tak by była wolna od wszelkiej nierozwagi i rażącej niezgody z nakazami rozumu, i od obłudy, i samolubstwa, i niezadowolenia z losu. Widzisz, jak mało jest warunków, po których spełnieniu można pędzić życie miłe i spokojne. Bogowie bowiem nic więcej nie będą żądali od tego, który to zachowuje.
     (VI 7). Niech ci to jedno radość sprawia i będzie ostoją: od jednej pracy społecznej iść ku drugiej pracy społecznej, z myślą o Bogu.
     (XI 14). Ludzie, którzy sobą wzajemnie pogardzają, prawią sobie wzajemnie pochlebstwa, a którzy pragną się wywyższyć przed sobą wzajem się kłaniają.
     (XII 6). Przyzwyczajaj się i do tego nawet, w czego wykonanie wątpisz. Toż i ręka lewa, chociaż dla braku przyzwyczajenia w czym innym niezgrabna, włada wędzidłem mocniej niż prawa. Przyzwyczaiła się bowiem do tego.
     (XII 7). Myśl o tym, w jakim stanie ciała i duszy powinna cię zabrać z sobą śmierć i jak krótkie jest życie, jak przepastna wieczność, przeszłość i przyszłość, jak krucha wszelka materia.
     (XII 11). Co za moc ma człowiek! Czynić to tylko, co zasłuży na chwałę Boga, i wszystko przyjmować, co mu przeznaczy Bóg.


Marek Aureliusz (rzymski cesarz i filozof stoicki;
121-180 r. po Chr.), Rozmyślania