Biblioteka


GMINA JEROZOLIMSKA



 


GMINA JEROZOLIMSKA



     Odprawiałem już nieraz Mszę świętą w domu prywatnym. Stół przykryty domowym obrusem, małe świeczki stearynowe, poza tym wszystko, co przyniosłem ze sobą: kielich, ornat, alba – tak jak w kościele. Wokół domownicy, czasem krewni domowników, sąsiedzi czy znajomi. Bliziutko, tuż, tuż, bo przecież pomieszczenia są małe. I chociaż Msza święta jest taka sama jak i kościele, to przecież inna. Tak mi się przynajmniej zdaje i myślę, że podobnie odczuwają to i uczestnicy. Przypominają mi się te Msze święte teraz, gdy mam pisać o życiu pierwszych chrześcijan.
     Zaraz na początku należy sobie uświadomić fakt, zupełnie zrozumiały, że gmina jerozolimska składała się niemal wyłącznie z Żydów. Innymi słowy: gmina jerozolimska to była społeczność Żydów, którzy uwierzyli, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem. Ale rzecz znamienna: ci ludzie początkowo nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy, że różnią się już czymś istotnym od reszty Żydów. Jezus był dla nich po prostu spełnieniem obietnic Bożych, zapowiadanych przez Patriarchów, Królów i Proroków, kontynuacją tego wszystkiego, co było przedtem – i tylko tyle. Ufali, że chociaż na razie ich bracia nie uznali Go za Zbawiciela, to jednak wcześniej czy później dojdzie do tego. I konsekwentnie: nie przychodziło im nawet do głowy, aby coś zmienić w swoim dotychczasowym życiu religijnym. Chodzili jak dawniej, jeżeli nawet nie gorliwiej, do świątyni, wypełniali wszystkie przepisy, uczestniczyli we wszystkich obrzędach i ceremoniach, zachowywali wszystkie zwyczaje starotestamentowe. Novum stanowiła Eucharystia połączona z „ucztą miłości”. Wierzyli, że uczestniczą poprzez nią w męce i zmartwychwstaniu Syna Bożego. W zupełnie naturalny sposób dniem tych spotkań stała się niedziela – dzień zmartwychwstania Pańskiego. W tych agapach, którym przewodniczył Piotr albo inny z apostołów, najważniejszym punktem było oczywiście „Łamanie Chleba”, ale cały obrzęd zaczynał się wspólną modlitwą – tak jak  w t e d y,  podczas Ostatniej Wieczerzy; potem opowiadał apostoł o tym, co się  w t e d y  działo; potem modlono się, tak jak  w t e d y  modlił się Jezus; z kolei dochodziło do momentu najważniejszego: do Przeistoczenia. Posługiwano się tymi samymi słowami, których  w t e d y  użył Jezus. Na końcu miała miejsce Komunia święta wszystkich uczestników.
     Wokół Mszy świętej koncentrowało się życie grupy wierzących. Ona – ofiara Jezusa Chrystusa – łączyła ich, wiązała ze sobą, przenikała w życie codzienne, pełne jak zwykle wielkich i małych spraw i kłopotów. Sprawy bliźnich stawały się ich własnymi sprawami: bogatszy dawał biedniejszemu. Zwłaszcza serdecznie opiekowano się sierotami i wdowami. Zacierało się poczucie „moje” – „twoje”. Na to miejsce wchodziło pojęcie „wspólne”.
     Te formy życia gminy jerozolimskiej stały się wzorem dla innych gmin, które tu i ówdzie na terenie Imperium Rzymskiego zaczęły powstawać w gettach żydowskich.
     Powtarzam: początkowo różnica między wyznawcami Jezusa a resztą Żydów polegała na tym, że ci pierwsi uznali Jezusa za wyczekiwanego Mesjasza. Ale różnica ta była na tyle zasadnicza, że otworzyła nową epokę życia religijnego. Z tego jednak oni nie zdawali sobie sprawy: nie zdawali sobie sprawy ze swojej już inności.
     Te różnice bardzo wyraźnie dostrzegali jednak przełożeni żydowscy. Śledzili oni szczegółowo wszystko, co dotyczyło uczniów Jezusa z Nazaretu. Według ich obliczeń ci nie powinni już wcale istnieć: jeżeli zginął założyciel sekty, powinni zniknąć też jego wyznawcy. Tymczasem z niepokojem stwierdzali coś zupełnie przeciwnego: uczniowie Jezusa mają odwagę nauczać o zmartwychwstaniu swojego Mistrza i nazywają Go nie tylko Mesjaszem, ale Synem Boga, i to wszystko na terenie świątyni jerozolimskiej. Tego już Starszyźnie było za dużo. Wydano surowy zakaz. Gdy on nie pomógł i apostołowie w dalszym ciągu, mimo karania ich, przychodzili do świątyni nauczać o Jezusie, gdy poczęła gwałtownie rosnąć liczba ich zwolenników, Rada postanowiła ich zgładzić. Od śmierci uratował ich Gamaliel, jeden z faryzeuszów, cieszący się dużym szacunkiem całego ludu. Argumentował, podając przykłady z przeszłości, że byli rozmaici buntowniczy przywódcy, jak np. Teodas, do którego przyłączyło się czterystu ludzi, że był potem Judasz Galilejczyk, który też porwał wielu za sobą, a wcześniej czy później po śmierci mistrzów zwolennicy ich znikali. Podobnie będzie z wyznawcami Jezusa, chyba – dodał – że ta sprawa jest z Boga. Na tę argumentację Rada nie znalazła odpowiedzi.
     Ale Gamaliel nie rozładował napięcia, uratował tylko apostołów od śmierci, która im doraźnie groziła. A tymczasem napięcie rosło dosłownie z dnia na dzień. Zwłaszcza gdy w szeregach nawróconych spotkać można było nie tylko prostych ludzi, którzy byli w stanie powtarzać jedynie nauki, opowiadać o cudach i zdarzeniach z życia Chrystusa, ale ludzi wykształconych, którzy mogli podjąć polemikę z faryzeuszami i kapłanami. Do najgorliwszych należał Szczepan. Zastosowano przeciwko niemu ten sam chwyt, co przeciw Jezusowi. Zarzucono mu bluźnierstwo, przyprowadzono przed Radę i sprowokowano do bluźnierczego, zdaniem Sanhedrynu, oświadczenia, że Jezus jest Bogiem. Tylko teraz nie trzeba było odwoływać się do Rzymian. Podnieceni Żydzi dokonali samosądu: wywlekli Szczepana za miasto i ukamienowali.
     To był sygnał do rozpoczęcia formalnego prześladowania zwolenników Jezusa.
     Gdy wierzący ujrzeli, że niechęć Sanhedrynu to nie żarty, że grozi im śmierć i że nie ma widoków, aby w najbliższym czasie sytuacja mogła ulec zmianie, zaczęli opuszczać Jerozolimę. Oczywiście, nie bez głowy, nie tak „w świat”, ale planowo: do krewnych, których mieli wszędzie, do znajomych, których mieli wszędzie, do miejsc, gdzie mogli prowadzić swoją pracę, a więc przede wszystkim do centrów handlowych. Takim na Wschodzie była Antiochia, w Egipcie – Aleksandria. Tam też powstały silne ośrodki, skupiska wyznawców Chrystusa. Zresztą nie tylko tam.
     Stwierdzamy niesłychanie ważny fakt: prześladowanie w Jerozolimie w sposób zasadniczy przyczyniło się do rozprzestrzenienia się wyznawców Chrystusa po całym Imperium, co oczywiście odegrało zupełnie istotną rolę w rozwoju chrześcijaństwa.


*


     Wszyscy, którzy przyjęli wiarę, stanowili jedno serce i jedną duszę. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, i wszystko było im wspólne. Z wielką mocą dawali apostołowie świadectwo o zmartwychwstaniu Pana (naszego) Jezusa (Chrystusa), a łaska obfita spoczywała na nich wszystkich. Nikt więc spomiędzy nich nie cierpiał niedostatku. Bo kto posiadał ziemię lub domy, sprzedawał je, a uzyskane stąd pieniądze przynosił i składał u stóp apostołów. A z tego przydzielano każdemu według potrzeby. Tak to Józef, który otrzymał od apostołów przydomek Barnaba, to znaczy „syn pocieszenia”, lewita, rodem z Cypru, sprzedał pole, jakie posiadał, pieniądze zaś przyniósł i złożył u stóp apostołów.


                                                                   Dzieje Apostolskie IV, 32-37
                                                                   (przekład ks. Seweryna Kowalskiego)