EDYKT TOLERANCYJNY
Pamiętam, jak w kampanii przedwyborczej na prezydenta USA, która się rozegrała pomiędzy dwoma kandydatami: Jonem Kennedym i Nixonem, raz po raz pobrzękiwało powiedzenie: „katolik” – „bo przecież Kennedy jest katolikiem”, „ależ on jest katolikiem”, „jak to, katolik prezydentem USA?” Po wyborze Kennedy’ego na prezydenta nie omieszkano akcentować tego faktu: „pierwszy katolik na fotelu prezydenckim USA”. A więc sprawa przekonań religijnych głowy państwa stanowi w USA nie byle jaki argument w rozgrywkach czysto politycznych.
Nie można się więc dziwić, że w systemie rządów z czasów późnego cesarstwa, gdzie wpływ senatu był bardzo mały, a wszystka władza spoczywała w rękach cesarza, jego stosunek do zagadnień religijnych miał dla chrześcijan znaczenie pierwszorzędne. Z tego zdawali sobie sprawę chrześcijanie, ale z tego również zdawali sobie sprawę cesarze i ci, którzy po władzę cesarską chcieli sięgnąć.
To były czasy, kiedy o wyniesieniu na tron cesarski i utrzymaniu się na nim decydowali niejeden raz żołnierze, a ci przecież rekrutowali się z szerokich warstw społeczeństwa, które w części było już chrześcijańskie. Prześladowania, do niedawna raz po raz wstrząsające cesarstwem, wydobyły na światło dzienne potęgę chrześcijaństwa.
Dla polityków ówczesnych nie było ważne, czy chrześcijanie mają rację, czy też nie, ale musiało być ważne to, że są bardzo silni. Nie ilościowo, bo stanowili wciąż jeszcze niewielki procent, ale silni ideą, solidarnością. Politycy ówcześni musieli sobie zdawać sprawę z tego, że chrześcijanie są siłą, którą można wykorzystać we własnych kombinacjach politycznych. Prześladowania ujawniły jeszcze jedno: wzrastającą sympatię społeczeństwa pogańskiego do chrześcijan. Minęły bezpowrotnie czasy prześladowania chrześcijan przez społeczeństwo pogańskie. Poganie coraz bardziej przekonywali się do chrześcijan. Ulegali ich dobroci. Mieli do nich zaufanie dzięki ich uczciwości i pracowitości. Do tego stopnia, że chronili ich przed surowością edyktów cesarskich, opóźniali wykonywanie wyroków, ukrywali ich i ich święte księgi, ostrzegali przed grożącym niebezpieczeństwem, pomagali w przetrzymywaniu najtrudniejszych okresów. Oczywiście te „sabotaże” pogańskich urzędników dochodziły w końcu do wiadomości cesarzy i wysoko postawionych dygnitarzy. I żaden z nich, żaden z poważnie myślących polityków nie mógł nad tym przejść do porządku dziennego.
To były czasy gigantycznych rozgrywek politycznych współcesarzy i ich pomocników. Dioklecjan po dwudziestu latach rządów, zgodnie z ustawą, złożył godność cesarską i zmusił do tego samego aktu współcesarza Maksymiliana Herkuliusza. Rządy objęli Galeriusz i Chlorus. Ale Chlorus wkrótce umarł. Wtedy syn jego, Konstantyn, i syn Herkuliusza, Maksencjusz, nie dopuścili do obsadzenia Zachodu kandydatem Galeriusza, ale sami zagarnęli rządy nad zachodnią częścią Imperium. Z tych dwóch Konstantyn bardzo liczył się z chrześcijanami. Niedwuznacznie począł im okazywać sympatię. Trzeba sobie zdawać sprawę, że to było tuż po potwornych prześladowaniach Dioklecjana, które wstrząsnęły nie tylko chrześcijanami, ale i sympatyzującą z nimi częścią społeczeństwa pogańskiego. Postępowanie Konstantyna spotkało się z aprobatą szerokich warstw ludności Imperium. Spostrzegli to Galeriusz i jego pomocnik Daja. Zdawali sobie sprawę, że wcześniej czy później musi dojść do rozgrywki pomiędzy Wschodem a Zachodem. Jeżeliby więc sami pozostali na dawnej pozycji surowości względem chrześcijan, ci w wypadku przyszłej rozgrywki udzielą pomocy Konstantynowi i Maksencjuszowi, mając nadzieję spokojnego życia pod ich rządami. Wobec tego Galeriusz postanowił przelicytować Konstantyna. Poszedł o krok dalej: wydał edykt, w którym przyznawał chrześcijanom prawo swobodnego wyznawania swojej religii. To był rok 311. Niestety Galeriusz umarł w kilka dni po wydaniu tego edyktu, a nic nie wskazywało na to, żeby Daja, który był zawsze przeciwnikiem chrześcijan, zmienił swoje stanowisko.
Tymczasem konflikt pomiędzy Wschodem a Zachodem stracił na sile, ponieważ doszło do rozgrywki pomiędzy Konstantynem a Maksencjuszem. Konstantyn, chcąc zjednać sobie jeszcze bardziej chrześcijan, nadał tej wojnie pewien akcent walki o wolność religijną chrześcijan. W tej myśli polecił legionistom nieść obok orłów rzymskich znak Chrystusa.
Po pokonaniu Maksencjusza na moście Milwijskim (ależ ci Rzymianie budowali – do dzisiejszego dnia most ten służy mieszkańcom Rzymu), Konstantyn zaprosił do siebie współrządcę Dai, Licyniusza, u którego już wcześniej szukał oparcia, i w Mediolanie, w roku 313, wydał edykt tolerancyjny będący w gruncie rzeczy dokładniejszym opracowaniem edyktu Galeriusza.
Konstantynowi chodziło o jeszcze silniejsze zaakcentowanie swojego stanowiska wobec postępowania Dai, który wszczął na Wschodzie prześladowania chrześcijan. Stanowiska swojego i Licyniusza, który był obecny przy tym akcie, a to dlatego, żeby pozyskać chrześcijan dla Licyniusza i jego polityki. Następnym bowiem wydarzeniem była wojna, która wybuchła o władzę nad Wschodem pomiędzy Licyniuszem i Dają, a zakończyła się zwycięstwem tego pierwszego.
Na tym jednak nie skończyły się wojny prowadzone przez Konstantyna pod hasłem – głoszonym wprost lub nie wprost – wolności religijnej dla chrześcijan.
Licyniusz po objęciu rządów na Wschodzie, chociaż formalnie nie prześladował chrześcijan, począł ich jednak w rozmaity sposób szykanować. I tak odmówił nadawania chrześcijanom wyższych stopni wojskowych, usunął ich ze swojego dworu, biskupom zabronił zbierać się na synody.
Ten fakt również wykorzystał Konstantyn w wojnie przeciwko Licyniuszowi o zagarnięcie władzy nad całym Imperium Rzymskim. W wojnie zwycięskiej. I tak w błyskawicznym, jak na historię, czasie zmieniła się radykalnie sytuacja chrześcijan w Imperium Rzymskim: z pozycji upośledzonych znaleźli się w pozycji uprzywilejowanych.
*
Gdyśmy się zeszli szczęśliwie w Mediolanie, tak ja cesarz Konstantyn, jak i ja cesarz Licyniusz, omawialiśmy wszystko, co dotyczy dobra i bezpieczeństwa publicznego (…).
Toteż kierując się zdrowym i trafnym rozsądkiem, uznaliśmy za konieczne powziąć postanowienie, że uważamy, iż nikomu nie należy wzbraniać, czy kto odda swą duszę wyznaniu chrześcijańskiemu, czy też tej religii, jaką sam uważa za najodpowiedniejszą dla siebie, a to dlatego, by najwyższe Bóstwo, któremu cześć według swobodnego przekonania oddajemy, mogło nam we wszystkich okolicznościach okazać zwykłą swą przychylność i życzliwość. Dlatego niechaj Twa Dostojność przyjmie do wiadomości, że po usunięciu wszelkich w ogóle zastrzeżeń, które w poprzednich pismach wystosowanych do Twego urzędu zdawały się dotyczyć chrześcijan, teraz otwarcie i po prostu każdy z tych, którzy posiadają chęć wyznawania religii chrześcijańskiej, może to nadal robić, nie narażając się na żadne dochodzenia i przykrości. Uważaliśmy za rzecz potrzebną zlecić to jak najwyraźniej Twej trosce, abyś wiedział, że daliśmy tymże chrześcijanom zupełną i bezwzględną swobodę wyznawania swojej religii.
Edykt mediolański 313 r.