Biblioteka


WYPRAWY KRZYŻOWE



 



WYPRAWY KRZYŻOWE


 
     Po śmierci Mahometa (632) następca jego, kalif Abu Bekr, rozpoczął podbój Syrii. Jego z kolei następca Omar (+ 644) zburzył 35 000 miast, zamków, miejscowości, 4000 kościołów. W roku 642 stoczono bitwę, w której mahometanie ostatecznie zdobyli Persję. W roku 639 zakończyli podbój Syrii. Już w roku 649 ostatecznie pokonali Bizantyjczyków broniących Egiptu. W roku 698 wpada w ręce mahometan Kartagina. I tak kończy się podbój Afryki. Z Afryki napadają mahometanie na europejskie wybrzeża Morza Śródziemnego , zajmując tam tereny na krótszy lub dłuższy czas. W roku 711 lądują w Gibraltarze i po 4 latach rozbijają państwo Wizygotów, opanowując cały Półwysep Pirenejski. W 720 docierają aż do Narbonne – na południu Francji. Za panowania Hirkana przechodzą Pireneje, ale ponoszą klęskę od państwa frankońskiego pod Poitiers (732). W roku 835 zdobywają część Krety. W roku 837 władcy Tunisu opanowują Sycylię. Już w roku 672 oblegali Konstantynopol. W 717 znowu są pod jego murami i chociaż za dynastii macedońskiej państwo bizantyjskie (867-1056) odzyskuje swoją potęgę i szereg utraconych posiadłości, to jednak sytuacja staje się na tyle groźna, że cesarz Aleksy Komnenos, wybitnie mądry polityk i władca, mimo całej niechęci do Zachodu w 1095 roku zwraca się z prośbą do papieża Urbana II o pomoc zbrojną. To było w okresie ciągle rosnącej politycznej władzy papieża. Papież był świadomy swojej odpowiedzialności za losy całego świata chrześcijańskiego. On stawał się coraz bardziej głową Europy także pod względem politycznym. Wiedział, że to nie jest niebezpieczeństwo grożące tylko Bizancjum. Mahometanie byli w Hiszpanii, byli i w Italii, byli we Francji, byli w Afryce, na Morzu Śródziemnym, w Małej Azji. To było niebezpieczeństwo, które zagrażało całej kulturze europejskiej. Wzrosło jeszcze, kiedy na Bliskim Wschodzie usadowili się Turcy. Przyszli z głębokiej Azji, przejęli islam. Agresywni i fanatyczni stanowili coraz większe niebezpieczeństwo dla chrześcijańskiego świata. Było oczywiste, że poszczególne państwa Europy nie potrafią się obronić. Wysiłek jednego z nich, które będzie bezpośrednio zaatakowane, na niewiele się przyda, gdy przyjdzie do jakiejś wielkiej ofensywy ze strony muzułmanów. Równorzędnym przeciwnikiem może być tutaj tylko armia zjednoczonych wojsk Europy. Ale jak doprowadzić do tego zjednoczenia sił? Kto to może zrobić? Cesarz? Przy pomocy jakiej argumentacji? Obrony Bizancjum? To szkoda było wysuwać. Zbyt boleśnie tkwiły wszystkie niechęci, urazy do Wschodu. I wtedy przyszło hasło znakomite: „Obrona Grobu Zbawiciela”. Trudno powiedzieć, kto je pierwszy rzucił. Faktem jest, że Grzegorz VII o tym wspomniał. Urban II na synodzie w Clermont, na który oprócz 14 arcybiskupów, 225 biskupów i setek niższego duchowieństwa przybyły niezliczone tłumy świeckich, ogłosił krucjatę. Na obszernej płaszczyźnie na zachód od miasta, u stóp góry Puy-de-DÔme, przemawiał do zebranych, wskazując na niebezpieczeństwo zagrażające od Turków całej Europie, zachęcając do oswobodzenia Grobu. Odpowiedzią było wołanie tysięcy, a potem setek tysięcy: „Bóg tak chce”. Pierwszy poszedł biskup Adhemar z Puy i poprosił o błogosławieństwo dla wyprawy, za nim poszli inni.
     Wypraw było wiele, wylicza się ich siedem. Pierwsza, w liczbie około 500 000 ludzi, wyruszyła w roku 1096 i zdobyła Jerozolimę. Druga wyruszyła na skutek wiadomości o upadku Edessy w roku 1147 na czele z królem francuskim Ludwikiem VII i cesarzem niemieckim Konradem III. Trzecia, gdy w roku 1187 Saladyn, sułtan Egiptu, zdobył Jerozolimę, wyruszyła z cesarzem Fryderykiem Barbarossą, królem francuskim Filipem Augustem i królem angielskim Ryszardem Lwie Serce. Czwartą wyprawę wykorzystano – wbrew Stolicy Apostolskiej – do interwencji w sprawy wewnętrzne cesarstwa bizantyjskiego. Doszło nawet do zdobycia przez krzyżowców Bizancjum i stworzenia na 60 lat cesarstwa łacińskiego, co jeszcze bardziej pogłębiło nienawiść Wschodu do Zachodu. Wierny idei pozostał – najbardziej klasyczny z wszystkich rycerzy-krzyżowców – św. Ludwik IX, król Francji, który poprowadził szóstą i siódmą wyprawę; zmarł na zarazę w Tunisie w roku 1270. W 1291 padła ostatnia twierdza chrześcijańska  w Ziemi Świętej – Akkon.
     Dowodem na to, że wyprawy krzyżowe miały sens, że spełniały swoją rolę, że broniły cesarstwa bizantyjskiego i Europy, są wydarzenia, które nastąpiły, gdy zabrakło wypraw. Turcy skonsolidowani jako państwo pod władztwem dynastii Osmanów wychodzą na ląd europejski w roku 1344. W 1361 – zdobycie Adrianopola. W roku 1371 klęska wojsk sprzymierzonych nad brzegami Maricy. (W skład koalicji wchodzą książęta południowo-serbscy, car Bułgarii, Ludwik Węgierski, wojewoda wołoski). Skutkiem jest przejście Macedonii w ręce tureckie. W roku 1389 klęska Serbów na Kosowym Polu i uznanie przez nich zwierzchnictwa tureckiego. Jeszcze raz idzie z Zachodu krucjata Francuzów, Niemców, Polaków, Czechów, Węgrów prowadzona przez cesarza Zygmunta Luksemburskiego, ale ponosi straszną klęskę pod Nikopolis w roku 1396. W roku 1444 Warna – w pogromie wojsk polskich i węgierskich ginie król Polski i Węgier, młodzieńczy Władysław III („Warneńczyk”), syn Władysława Jagiełły. W 1448 – klęska Węgrów na Kosowym Polu. W 1453 – wjazd Mechmeda II na koniu do najpiękniejszego kościoła Bizancjum i świata: Hagia Sophia – Świętej Mądrości. I już w trzy lata potem oblega Belgrad, który uratował Jan Hunyady, przybywając z Węgier z odsieczą. W roku 1460 Mechmed II zdobywa całą Grecję, z kolei – Albanię. I tak potęga mahometańska będzie wisiała długie lata nad Europą – aż do odsieczy wiedeńskiej Jana III Sobieskiego w roku 1683.


*


     Zahuczały dzwony paryskie. Niby łoskot burzy w dolinie górskiej, gdy ściana odsyła echo ścianie, las zanosi się w wichurze, gromy przekrzykują gromy – takie bywało dzwonienie paryskie w dzień uroczysty. Z wyspy woła szesnaście kościołów, na obu brzegach wieżyce zagęszczone w niebiosach jak maszty w porcie odpowiadają łomotem spiżowym. Całe niebo zanosi się burzliwym śpiewaniem. (…)
     Ludzie w mieście rzucają wszystko na taki znak. Tak bywa zawsze: rzemieślnik ciska precz rozżarzone żelazo, kupiec zwala towary ze spuszczonej na płask okiennicy, szarpie skoblem i już bieży… Święto czy widowisko, radość czy żałoba, wszystko zaczyna się w Paryżu dzwonieniem. Wtedy uszy głuchną, usta milkną, w głowach ludziom huczy i kto żyw biegnie ku rzece, ku katedrze. (…)
     Ale tego dnia biegną mieszczanie i nie wiedzą, czy im radość przystoi czy żałoba?
     Krucjata! Krucjata! – zanoszą się dzwony na niebiosach. Tak: oto ich krzyk – tak potężny, jakby dzwonnicy przeszli dzisiaj samych siebie.
     Biegną mieszczanie. Niepodobna przecisnąć się na wyspę. Dziedziniec katedry otoczony, nie puszczają już straże. Tylko spojrzeć można ku niej, ku katedrze. I posłuchać, jak grzmi wszystkimi dzwonami nad inne kościoły.
     W cieniu sklepień katedry drżą przeszyte blaskami witraży chmury kadzidła. Poniżej, w półmroku, groty i krzyże jasne, znaki kwieciste. Pod znakami przed ołtarzem rycerstwo. Płaszcze pozrzucało z ramion przed Bożym i Najświętszej Panny majestatem, migocą srogo kolczugi, blask dają naramienniki. I oto z chrzęstem, który wśród łoskotu dzwonów nie jest głośniejszy niż chrzęst zboża sypanego na polepę spichrza – walą się ławą na kolana pancerni. Od ołtarza biskup błogosławi. Na kamiennym krużganku pochyliły się jak łan pod wiatrem głowy niewiast. Zanoszą się dzwony. Pora już, pora na tych ludzi pancernych z czerwonymi znakami krzyżowców Francji na ramionach. (…)
     Do Afryki – do Afryki! Do nieznanego dotąd krzyżowcom Tunisu Maurów rusza wyprawa – stamtąd ku Ziemi Świętej… Jeśli Bóg pozwoli.
     Ale oto zajaśniały wnijścia katedry, jakby tam zapalono krocie świec. Rycerze stanęli na progu. Podbiegają giermki, podają im hełmy – zapaliły się nowe pochodnie. Na koń! Na koń! (…)
     Aż runęli naprzód ławą. Zajęczała ziemia. Zatętnili, pomknęli. (…)
     Opustoszało miasto. Stoją jeszcze głowa przy głowie tłumy, otaczają zwartym mrowiem dziedziniec katedry, a przecież wszystkim widzi się, że uczyniło się w Paryżu pustkowie, istna pustynia. I nad tą pustką dzwony huczą nieustannie – jakby wieściły nigdy jeszcze nie zdarzoną żałobę.


Hanna Malewska, Kamienie wołać będą