Biblioteka


SCHIZMA WSCHODNIA



 



SCHIZMA WSCHODNIA



     To było chyba w 1955 roku. Do Krynicy przyjechaliśmy pociągiem. Stamtąd poszliśmy na wschód. Nie pamiętam już, w którym dniu, koło południa, Sławek, idący wtedy na przodzie, krzyknął: „Dom!”. W wysokich trawach, wśród poprzerastanych bzów i innych krzaków sterczał komin. Wokół piętrzyły się zwaliska ścian. Wchodziliśmy w głąb wsi. Najdziwniejsza wieś, jaką widziałem w życiu. Straszna, upiorna. Po jednej i po drugiej stronie dekoracja przełamanych dachów, sterczących belek, zgniecionych okien i drzwi. Wieś tym straszniejsza, że nie spalona, ale opustoszała. Nasza rozwleczona grupa zbiła się ciasno, umilkła, jak na cmentarzu. Za wsią wśród starych drzew stała cerkiewka, trójkopulasta, drewniana. Drzwi były uchylone, weszliśmy do środka. Malowania na ścianach, święci o długich twarzach. Dalej chyba „carskie wrota”. W zakrystii w szafach wisiały szaty liturgiczne. Potem przyszły wspomnienia: bandy UPA, palenie osiedli polskich, bestialskie znęcanie się nad Polakami, przybijanie gwoździami do drzwi, podpalanie domów pełnych ludzi, współpraca z hitlerowcami. Żeleźniak, śmierć gen. Świerczewskiego.
     Przy doszukiwaniu się przyczyn schizmy wschodniej należy uwzględnić, obok odmiennego ujmowania chrześcijaństwa przez Wschód i Zachód, różnice kulturalne oraz czynnik polityczny.
     Gdyby szukać punktu zwrotnego podziału Europy na Wschód i Zachód, to była nim reforma Dioklecjana. Cesarz ten usunął resztki ustanowionego przez Augusta pryncypatu, zniósł istniejącą , co prawda jeszcze tylko na papierze, wspólność władzy cesarza z senatem i zaprowadził wschodni despotyzm. Równocześnie, zdając sobie sprawę z ogromu zadań, jakie przed rządzącym stawia Imperium, podzielił je na wschodnie i zachodnie, ustanawiając na czele każdego z nich Augusta. Augustom dał do pomocy cezarów. August wschodni rezydował w Nikomedii, a zachodni w Mediolanie (miasta położone stosunkowo centralnie). Cezarowie, których głównym zadaniem była obrona granic, nie mieli stałych rezydencji.
     Podział ten z biegiem lat pogłębiał się. Szybko cesarze wschodni upodobnili się do władców perskich. Cesarz wschodni to już nie cesarz rzymski w dawnym wydaniu, którego można było spotkać na Forum Romanum rozmawiającego z obywatelami, ubranego tak samo jak inni w białą togę i tunikę. Ten siedział na wspaniałym tronie, w purpurze, na głowie miał diadem z wisiorkami, był otoczony bardzo licznym dworem. Przed jego oblicze nie mógł się dostać byle śmiertelnik, a jeżeli ktoś tego zaszczytu dostępował, musiał dopełnić całego szeregu skomplikowanych ceremonii, np. zamiast dawnego pozdrowienia oddawał hołd na klęczkach.
     Z czasem rolę Nikomedii przejął Konstantynopol, położony w miejscu doskonale nadającym się do obrony. Miasto świetnie zaplanowane pod względem urbanistycznym. Z najpiękniejszym kościołem świata – Hagia Sophia.
     Wieczny Rzym opustoszał, mieszkał w nim tylko biskup rzymski. W oczach Wschodu dawna stolica Imperium zeszła do roli prowincjonalnego miasteczka. Do Konstantynopola przeniósł się nie tylko cesarz z urzędnikami, ale przeniosło się życie kulturalne. Tam rozwijała się nauka na wysoko postawionych uczelniach. Pracowali rzeźbiarze, architekci nad dalszą rozbudową wspaniałego miasta. Na Rzym patrzył Konstantynopol tak, jak patrzy młody człowiek na starego. Rzym był na bardzo nędznej emeryturze. Konstantynopol opływał w bogactwo, które zlewało się do niego z całego Imperium. Trzeba jeszcze dodać fakt odgrywający dużą rolę: na Wschodzie coraz bardziej zanikała znajomość języka łacińskiego. Zapanował wszechwładnie grecki, którego na Zachodzie na ogół nie znano. Dochodziło do tego, że np. legaci papiescy wysyłani na synody, sobory czy spotkania natury teologicznej lub politycznej nie zawsze rozumieli dokładnie, o co chodzi. W okresie wędrówek ludów patrzono na Rzym z litością. Prawie każdy lud barbarzyński szedł zdobywać Italię, aby się osiedlić w kraju obiecanym – ciepłym, zagospodarowanym, żyznym. Prawie każdy lud zdobywał Rzym, aby się wzbogacić, aby go mniej lub więcej dokładnie złupić. Litowano się nad papieżami, którzy tyle razy musieli chronić się do Zamku Św. Anioła przed armiami barbarzyńców.
     Gdy fala wędrówek opadła, patrzono z ciekawością, co teraz będzie robił biskup rzymski w swoim zrujnowanym mieście. Podziwiano akcję misyjną w barbarzyńskiej Europie, licząc, że lada moment znowu legnie pod najazdem nowych barbarzyńców. A tu był początek rozłąki kulturowej. To nie jest obojętne, komu przekazuje się prawdy religijne. Trzeba się dostosować. Trzeba dostosować sposób nauczania, cały system wychowawczy do psychiki wychowanka. Na tym się proces przekształcenia nie kończy: wychowankowie wchodzą w społeczność i stają się z kolei sami nauczycielami. Chrześcijaństwo zachodnie nabyło pierwiastki nowe, „rolnicze”, nowe święta, nowe nabożeństwa, nowe zwyczaje, nowy zespół pojęć teologicznych. Tron papieski obsadzony dotąd Rzymianami będzie z kolei zajmowany przez barbarzyńców. Podobnie i inne stanowiska hierarchii kościelnej.
     Tymczasem na Wschodzie, zwłaszcza po śmierci Justyniana I, coraz bardziej cesarstwo odwracało się od Europy, stając się państwem orientalnym. Odrodzenie swoje w VIII wieku zawdzięcza cesarzom izauryjskim pochodzącym z Azji, opierającym swą potęgę na Azji Mniejszej, nie na Europie. Dla zobrazowania wystarczy przykład Justyniana II (685-695 i 705-711), który 10 lat wygnania spędził na Krymie, gdzie ożenił się z córką chagana Chazarów, a w celu odzyskania tronu zawarł sojusz z Bułgarami. A więc Wschód. I to nie tylko w ubiorze i stylu życia, ale także w psychice.
     Oficjalny początek rozbicia Europy na Wschód i Zachód datuje się od chwili złączenia się papiestwa z barbarzyńcami, co w konsekwencji doprowadziło do instytucji królów. O rozbiciu politycznym przesądziło ustanowienie w roku 800 władzy cesarza zachodniego (koronacja Karola Wielkiego) i związanie się cesarstwa z papiestwem. Było to niczym innym, jak zaprzeczeniem władzy cesarza bizantyjskiego nad Europą zachodnią. A przecież on rościł sobie prawo do całej Europy, a już na pewno do Italii. Świadczył o tym egzarchat raweński. Nazwijmy go przyczółkiem cesarstwa bizantyjskiego z siedzibą w Rawennie. Miał on być bazą wypadową na podbój Półwyspu Apenińskiego, a potem całej Europy, by przywrócić władzę Bizancjum nad tymi terenami. Marzenia cesarzy bizantyjskich nie spełniły się. Egzarchat nie odegrał żadnej poważniejszej roli.
     Szczegóły powstania instytucji cesarstwa zachodniego przedstawiają się następująco: gdy Longobardowie zniszczyli egzarchat raweński i zagrozili Rzymowi, papież Stefan II poprosił ówczesnego władcę Franków, Pepina Małego, o pomoc. Ten pokonał Longobardów i klucze do pięciu miast z Rawenną na czele położył na grobie św. Piotra jako dar dla Niego i jego następców (755). I gdy cesarz bizantyjski zażądał zwrotu tych terenów, Pepin odpowiedział odmownie. Podobne stanowisko zajął Karol Wielki, potwierdzając istnienie organizmu zwanego państwem kościelnym.
     Antagonizm polityczny z latami coraz bardziej narastał: spotkały się dwa imperializmy – cesarstwa bizantyjskiego i zachodniego – posługujące się w zdobywaniu nowych narodów również akcją swoich misjonarzy i organizacją kościelną. Dwa ujęcia chrześcijaństwa: łacińskie i bizantyjskie, dwa ryty, dwie formacje kleru. Z kolei narody barbarzyńskie, chcące zachować odrębność narodową i polityczną, a pragnące przyjąć chrześcijaństwo, przyjmowały misjonarzy od tych państw, które nie zagrażały im bezpośrednio narodowościowo i politycznie. I tak Rościsław, książę Państwa Wielkomorawskiego, w obawie przed niemieckim imperializmem, zwraca się w roku 862 do dalekiego Bizancjum z prośbą o misjonarzy i otrzymuje dwóch genialnych ludzi: św. Cyryla i Metodego, którzy zbudowali słowiańską liturgię. Podczas gdy Borys, car bułgarski, przeciwnie – w obawie przed imperializmem sąsiadującego z nim cesarstwa bizantyjskiego – zwraca się do papieża Mikołaja po łacińskich misjonarzy. Ale sprawa się na tym nie kończyła. Warto obserwować dzieło Cyryla i Metodego. Zostało ono storpedowane przez polityków niemieckich. Z kolei Borys na skutek gwałtownego latynizowania przez duchowieństwo niemieckie, a także na skutek odmowy ze strony Stolicy Apostolskiej utworzenia samoistnej metropolii dla Bułgarii, zwrócił się do Konstantynopola z prośbą o misjonarzy bizantyjskich. Przyjął do siebie uczniów św. Metodego, usuniętych z państwa Wielkomorawskiego, i ich liturgię. Ideał rodzimego słowiańskiego chrześcijaństwa odpowiadał zamiarom Borysa i jego następców. Pragnęli oni stworzyć autonomiczny kościół bułgarski. Stąd św. Klemens w Ochrydzie i św. Naum w Presławiu starali się rozwijać prace Cyryla i Metodego. Car Symeon (+ 927) ustanowił niezależny patriarchat bułgarski. Ale, niestety, to dzieło niezmiernie ciekawe i mające dalekie perspektywy zniszczyli sprowadzeni przez Bizancjum Madziarowie. – Bizancjum coraz bardziej obawiało się rosnącego w potęgę cesarstwa bułgarskiego.
     To wszystko widział Włodzimierz, władca Rusi. Jeżeli on zdecydował się przyjąć chrześcijaństwo z Bizancjum (988), to poza tym, że na terenie Rusi już pracowali misjonarze z Bizancjum (zwłaszcza od czasów Focjusza i Ignacego), że poczęto wprowadzać już przed nim słowiański język liturgiczny w Bułgarii, niewątpliwie odegrała u niego rolę obawa przed niemieckim imperializmem. Jako dobry polityk widział, że Bizancjum jest już za słabe, aby mogło mu zagrozić, ma zresztą swoje problemy na południu, nie na północy, a to, czego dokonuje, dokonuje rękami obcymi. Z drugiej strony, widział parcie Zachodu na Wschód i tego się bał.
     Różne ujęcia chrześcijaństwa przez Zachód i Wschód, a także antagonizm polityczny tych dwóch imperializmów, doprowadziły do tego, że w roku 1054 Michał Cerulariusz, patriarcha bizantyjski, zerwał jedność religijną z Rzymem.
     Dlaczego Michał Cerulariusz? Co tam się wtedy stało? Pierwsza sprawa to Iliria, co do której papież uważał, że podlega jego władzy. Powyżej powiedzieliśmy, że Dioklecjan podzielił Imperium Rzymskie na Wschodnie i Zachodnie. Rzecz w tym, że nie została ustalona ich granica. Decydować miał język. Stąd Iliria, której ludność mówiła językiem greckim i łacińskim, za Teodozjusza została podzielona na wschodnią i zachodnią. Ale papież w dalszym ciągu uważał całą Ilirię za należącą do Kościoła rzymskiego. Wyznaczył na duszpasterza tych terenów biskupa Tesaloniki. Jednak patriarcha Konstantynopola też nie rezygnował z pretensji do tych ziem. I tak w IX wieku akcja misyjna szła równocześnie i z Rzymu, i z Konstantynopola.
     Kolejna sprawa – południowe Włochy. Zawsze były nazywane Wielką Grecją. Były skolonizowane od dawna przez Greków. Stąd też ci ludzie sprawowali liturgię w rycie greckim i byli związani z Konstantynopolem. Ale wszystko było dobrze. Cerkwie stały obok kościołów. Ludzie obu wyznań szanowali się nawzajem. Tak jak zresztą i na Wschodzie. – Nawet w samym Konstantynopolu obok cerkwi stały kościoły łacinników. Niestety po reformie cluniackiej bardziej gorliwi, a mniej roztropni niektórzy jej zwolennicy zaczęli zamykać cerkwie w południowych Włoszech. W odpowiedzi na to Cerulariusz zaczął zamykać w Konstantynopolu kościoły. A nawet doszło do incydentów świętokradczych. Wznowione zostały zarzuty przeciwko łacinnikom, że nieważnie sprawują Eucharystię, bo sprawują ją na chlebie przaśnym.
     To, co się stało za Cerulariusza: złożenie przez legatów (nieżyjącego już zresztą) papieża Leona IX bulli potępiającej Cerulariusza, było incydentem, który dopiero ex post został rozdmuchany do rangi wydarzenia dziejowego. To jeszcze nie była schizma, to jeszcze nie był podział chrześcijan. Trudno byłoby o tym mówić, dopóki sprawy rozstrzygały się na szczeblu dyskusji teologicznych czy nawet wyklęcia przedstawiciela jednego z Kościołów.
     O podziale świata chrześcijańskiego zdecydowały dalsze wypadki – i dziwna rzecz – jednym z nich były wyprawy krzyżowe. Cesarz Aleksy Komnenos prosił Urbana II o pomoc przeciwko zagrażającym mu mahometanom. Ale wyobrażał sobie, że otrzyma jakąś liczbę rycerzy, którzy przyjdą pod jego rozkazy. Tymczasem krucjaty stały się czymś, co przekraczało plany zarówno jego, jak ludzi cesarstwa. Ich przecież nie obchodziła Palestyna. Oni tylko chcieli obronić swoje granice. Tymczasem przez ich kraj poczęły iść ogromne armie królów Europy Zachodniej, niezależne, mające swoje plany i swoje dowództwo. Oczywiście, w założeniu wyznaczono im szlaki i przygotowano bazę żywnościową. Ale w praktyce trasa nie była ściśle przestrzegana, a żywności brakowało. Dochodziło do rozbojów i gwałtów, na które odpowiadano tym samym. Po całym cesarstwie rozchodziły się wyolbrzymiane wieści o tych wydarzeniach; rosła niechęć i strach, i nienawiść do krwiożerczych ludzi Zachodu. Do tego trzeba dodać sytuację ekonomiczną. W czasie wczesnego średniowiecza Konstantynopol wraz ze swoimi ogromnymi metropoliami, takimi jak Aleksandria i Antiochia, wraz z tysiącami pomniejszych miast, opływał w bogactwo, podczas gdy Europa zachodnia coraz głębiej pogrążała się w regresję gospodarczą i kulturalną. Obecnie rzecz ma się odwrotnie. Europa Zachodnia jest bogata. Cesarstwo wschodnie coraz bardziej jest wyniszczone wojnami, coraz bardziej zagrożone i coraz mniejsze terytorialnie. Europa jest w ekspansji. Rośnie bogactwo i wpływ miast-republik Italii. Cesarze bizantyjscy, znajdujący się w rozpaczliwej sytuacji, muszą od nich coraz więcej brać, w zamian za co obdarowują je przywilejami. Dochodzi do tego, że prawie cały bizantyjski handel międzynarodowy znajduje się w rękach kupców italskich.
     Szczytem była czwarta wyprawa krzyżowa, kierowana w gruncie rzeczy przez sprytną politykę wenecjan, wbrew papieżowi Innocentemu III. Jej tragicznym finałem było opanowanie i potworne splądrowanie Konstantynopola w roku 1204.
     I właściwie można mówić, że dopiero teraz nastąpił definitywny podział chrześcijaństwa. Tej zbrodni nie cesarze, ale ludność Wschodu nie przebaczyła Zachodowi. Po tym jeszcze przyszedł krótki okres tzw. cesarstwa łacińskiego: rządów „łacinników”, którzy zdobyli Konstantynopol, i pertraktacje między papieżem a Wschodem co do obsady stolicy patriarchy, w końcu odrzucone przez Wschód, i to był właściwie koniec. Na pierwszym Soborze Lyońskim w 1245 roku Innocenty mówi o Kościele greckim, „który za naszych czasów, zaledwie przed paru laty, odszedł od łona matki”.
     Wiele już zrobiono, aby naprawić to, co się stało. Mam na myśli chociażby podróż papieża Pawła VI do Ziemi Świętej i jego spotkanie z patriarchą Atenagorasem. Pamiętam siedzących w loży obserwatorów, zaproszonych na ostatni sobór przedstawicieli Kościoła prawosławnego. Ale mimo tego wszystkiego, czego dokonano w tej materii, mimo tej postawy otwartej, nie wydaje mi się, żeby do zjednoczenia mogło dojść w najbliższym czasie. I to, powtarzam, nie z powodu różnic dogmatycznych, bo one w zasadzie nie są wielkie, ale z powodu niechęci, która narosła i dotąd trwa.


*


     Święta, rzymska, pierwsza i apostolska Stolica, do której jako głowy należy troska o wszystkie kościoły, raczyła dla pokoju i pożytku Kościoła mianować nas „apokrisariuszami (legatami) na to królewskie miasto, abyśmy, stosownie do rozkazu, tam się udali i naocznie sprawdzili, czy uzasadniony jest krzyk, który bezustannie z tego miasta dochodzi do jej (tj. Stolicy apostolskiej) uszu, lub jeśli tak nie jest, aby o tym wiedziała. Z tego powodu niechaj dowiedzą się przede wszystkim sławni cesarze, duchowieństwo, senat i lud miasta konstantynopolitańskiego oraz cały Kościół katolicki, żeśmy tam wykryli wielkie zło, z czego niezmiernie radujemy się w Panu dobrym i wielkim, ale też i smucimy się boleśnie. Jakże bardzo bowiem chrześcijańskie i prawowierne jest miasto u kolumn cesarstwa i jego szanownych, mądrych obywateli! Jaką zaś straszną herezję co dzień w jego wnętrzu zasiewa Michał, nadużywający tytułu patriarchy, i zwolennicy jego głupoty! (Potem wymienia Humbert wszystkie błędy Cerulariusza: symonię, arianizm, donatyzm, nikolaityzm, manicheizm itd.). Za te błędy i inne czyny swoje Michał ów napomniany listami pana naszego papieża Leona wzgardził nawróceniem się. Ponadto nam, wysłańcom jego, chcącym przyczyny tak wielkiego zła rozsądnie wytępić, odmówił widzenia się i rozmowy z sobą, zabronił wstępu do kościołów dla odprawiania mszy, jak i pierwej zamknął kościół łacinników i nazywając ich „azymitami” słownie i czynnie wszędzie ich prześladował, do tego stopnia, iż w synach swych wyklął Stolicę apostolską, wobec której dotąd pisze się ekumenicznym (tj. powszechnym) patriarchą. Dlatego my, nie mogąc znieść niesłychanych obelg i krzywd wyrządzonych świętej, pierwszej, apostolskiej Stolicy i widząc, jak katolicka wiara coraz bardziej podupada, powagą świętej i nierozdzielnej Trójcy i Stolicy apostolskiej, której legację spełniamy, i wszystkich prawowiernych ojców z siedmiu synodów oraz całego Kościoła katolickiego, klątwę, którą pan nasz, najczcigodniejszy papież, Michała i jego następców obłożył w razie gdyby się nie poprawili, w taki oto sposób podpisujemy: (…)


Wyklęcie patriarchy konstantynopolitańskiego
Michała Cerulariusza przez Rzym, 16 lipca 1054 r.