ŻYCIORYS JANA PAWŁA II
Dnia 16 X 1978 r., po zakończonym konklawe, około godz. 19 wychodzi na balkon znajdujący się na frontonie bazyliki Świętego Piotra kardynał Felici i wobec ponad stutysięcznego tłumu oczekującego niecierpliwie na wynik konklawe ogłasza: „Annuntio vobis gaudium magnum, habemus Papam…”. Przerywają mu oklaski. W końcu mówi dalej: „…eminentissimum ac reverendissimum Dominum Dominum Carolum Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła”. Na placu szemrzą oklaski, ale można też wyczuć konsternację. Większość nie rozumie nazwiska, reszta nie wie, kto to jest Wojtyła. Powoli rozchodzi się wśród tłumu informacja, że to Polak. Polak? Czy on umie w ogóle mówić po włosku?
Mniej więcej za godzinę pojawia się na balkonie nowo wybrany Papież w otoczeniu kardynałów, biskupów, prałatów. Pięknym barytonem pozdrawia tłumy: „Sia lodato Gesu Christo” i wygłasza w czystej włoszczyźnie krótkie przemówienie, głębokie, ale i wzruszające – „przyszedłem z dalekiego kraju”, ale i dowcipne – „nie wiem, czy będę umiał się dobrze wypowiedzieć w waszym (tu poprawia się) w naszym języku; gdybym się pomylił, to poprawcie mnie”. „Poprawimy – huczy cały plac. Nowy Papież swoje przemówienie kończy w burzy oklasków.
Urodził się 18 V 1920 r. w Wadowicach, miasteczku Małopolski zachodniej, odległym około 50 km od Krakowa. Miasteczko powiatowe, z sądem, z fabryczką, z oficyną drukarską, z cotygodniowymi jarmarkami. Miasteczko małe, ale z tradycjami. Tutaj żył kiedyś sławny teolog Marcin Wadowita (+ 1641). Tutaj w niedawnych czasach działała grupa literacka „Czartak” z najbardziej obrazoburczym Zegadłowiczem, autorem „Motorów” i „Zmor”. Jest piękny barokowy kościół. Jest stary dwór. Ale, co najważniejsze, jest tu silne poczucie polskich tradycji, i to nie tylko u tutejszej inteligencji, ale w całym środowisku miasteczkowym.
Wojtyłowie to ród osiadły od pokoleń w pobliskiej wsi Czaniec. Państwo Karol i Emilia Wojtyłowie zajmują w Wadowicach małe mieszkanie przy ulicy Kościelnej, tuż obok rynku, składające się z dwu pokojów i kuchni. Pan Karol pracuje jako oficer zaopatrzeniowy w jednostce wojskowej. Ma za sobą służbę w armii austriackiej, ale jego postawę polityczną wyznaczyła służba w Legionach Piłsudskiego. Pierwsze dziecko – dziewczynka – umarło zaraz po urodzeniu. Kolejnym jest Edmund. Najmłodszy nosi imię ojca: Karol. Gdy Karol ma 9 lat, umiera jego matka. Karol chodzi do szkoły w rynku. Uczy się dobrze. Jest zdolny, ale i pracowity. Codziennie przed rozpoczęciem lekcji – wcześnie rano, przeważnie o 6 godzinie – służy do Mszy świętej. Należy do kółka ministrantów, które jest prowadzone przez gorliwego księdza Kazimierza Figlewicza. Jeszcze w szkole podstawowej Karol poznaje Mieczysława Kotlarczyka, zapalonego polonistę, ale zwłaszcza aktora i reżysera. Ten przyjmuje go do kółka teatralnego. Karol gra w jasełkach, w misterium Męki Pańskiej. Nagle umiera jego brat, Edmund, już jako lekarz w Bielsku. Dla dwunastoletniego Karola do kolejny wielki cios.
Po czterech latach szkoły podstawowej przechodzi do ośmioletniego gimnazjum wadowickiego. Jest to gimnazjum typu klasycznego, a więc z łaciną i greką, z silnie rozbudowanym językiem polskim i historią. Karol nadal służy do Mszy świętej, należy do Sodalicji Mariańskiej. Kontakt z panem Kotlarczykiem trwa również nadal, a nawet pogłębia się. Karol gra teraz w prawdziwych sztukach teatralnych najwyższego formatu – Słowackiego, Mickiewicza, Wyspiańskiego. Nawet niektóre z nich reżyseruje. Po maturze, zdanej znakomicie – polonistyka, oczywiście na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ojciec jest już na emeryturze, decyduje się na przeprowadzkę z Wadowic do Krakowa. Wprowadzają się do kamieniczki przy ul. Tynieckiej 10, należącej do rodziny matki Karola. Ponieważ inne mieszkania są zajęte, otrzymują dwa pokoje z kuchnią na niskim parterze. W październiku 1938 Karol rozpoczyna naukę. Jest zachwycony studiami, profesorami. Nawiązuje kontakty z kolegami. Wraz z nimi wystawia na dziedzińcu Collegium Maius sztukę „Kawaler księżycowy” – o Twardowskim.
Przychodzi 1 września 1939 roku. Wojna. Pierwsze bombardowanie miasta zastaje Karola na Wawelu. Poszedł do księdza Figlewicza – jak w każdy pierwszy piątek – do spowiedzi i komunii świętej. Zgłasza się do wojska. Nie zostaje jednak przyjęty. Zgodnie z zarządzeniem władz Karol opuszcza Kraków, idąc z tłumami uchodźców na wschód, do punktów mobilizacyjnych. Pod Mielcem dogania go front. Karol wraca przez zrujnowany i spalony kraj do Krakowa. Nie może studiować: Niemcy aresztują wszystkich profesorów, asystentów, zamykają Uniwersytet Jagielloński, a także wszystkie wyższe uczelnie na terenie Generalnego Gubernatorstwa, w które zamieniono ziemie polskie niewłączone bezpośrednio do Niemieckiej Rzeszy. Podejmuje pracę robotnika w kamieniołomie, potem w fabryce chemicznej Solvay. Sytuacja w mieście pogarsza się coraz bardziej. Aresztowania, rozstrzeliwania, wywózka, łapanki, głód i zimno w ciężkich, okupacyjnych zimach. Karol odnajduje swoich kolegów i wraz z Kotlarczykiem prowadzą pracę nad przygotowywaniem kolejnych sztuk teatralnych. Wystawiają je w prywatnych mieszkaniach. W 1940 roku umiera ojciec, co Karol odczuwa bardzo głęboko. W tych trudnych dla siebie i dla całego narodu czasach więcej się modli, jest codziennie na Mszy świętej, najczęściej w kościele Św. Stanisława na Dębnikach. Tu poznaje Jana Tyranowskiego, krawca, człowieka bardzo religijnego, mistyka, który wciąga Karola do Żywego Różańca. Spotykają się raz w tygodniu na rozmowach duchowych. Tymczasem wzrasta liczba chłopców w Żywym Różańcu. Karol otrzymuje piętnastkę chłopców i staje się dla nich tym, kim był dla niego Jan Tyranowski: ich duszpasterzem. Tak dorasta do powołania kapłańskiego. W 1942 roku decyduje się wstąpić do seminarium mimo protestu Kotlarczyka, który widzi w nim wielkiego formatu aktora. Karol zgłasza się do arcybiskupa Sapiehy, który poleca mu studiować teologię bez rezygnowania z pracy w Solvayu. (Niemcy zamknęli seminaria duchowne). Tak biegną kolejne lata okupacji: na pracy w fabryce, studiowaniu w tajnym seminarium duchownym i wychowywaniu chłopców z Żywego Różańca. W 1944 r. wojska alianckie lądują we Francji, wojska radzieckie dochodzą do środkowej Wisły. 17 stycznia 1945 – zdobycie Warszawy, 18 – Krakowa. Wojna dobiega końca. Rozpoczyna się odbudowa kraju.
1 XI 1946 ks. arcybiskup Sapieha udziela Karolowi święceń kapłańskich i wysyła go na dalsze studia do Rzymu. Po dwóch latach ks. Karol wraca z pracą doktorską. Ks. arcybiskup Sapieha mianuje go wikariuszem na wiejskiej parafii w Niegowici. Po roku powołuje go na wikariusza w parafii Św. Floriana w Krakowie. Tu ks. Doktor przechodzi do duszpasterstwa studentów. Z kolei ks. Arcybiskup poleca mu przygotować habilitację. Po dwóch latach, w 1953 r. ks. dr Wojtyła kończy pracę habilitacyjną i zaczyna wykłady – najpierw w Seminarium Duchownym w Krakowie, potem również na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1958 r. ks. arcybiskup Baziak, który po zmarłym arcybiskupie Sapieże objął rządy archidiecezji krakowskiej, wyświęca go na swojego biskupa pomocniczego. Ks. biskup Karol Wojtyła jeździ z wizytacjami po parafiach. Spotyka się z księżmi i świeckimi, bierzmuje dzieci. Ale nie zaprzestaje pracy naukowej. Dojeżdża na KUL z wykładami. Od dawna pisze wiersze, od pewnego czasu (1950 r.) artykuły. Teraz, w 1960 r., wydaje swoją pierwszą książkę popularną – wynik wykładów i rozmów ze swoją młodzieżą – „Miłość i odpowiedzialność”, o tematyce etycznej. Po śmierci arcybiskupa Baziaka zostaje mianowany ordynariuszem diecezji krakowskiej. Równocześnie trwa Sobór Watykański II. Na kolejnych czterech sesjach arcybiskup Wojtyła zabiera wielokrotnie głos, dając się poznać jako mądry biskup i teolog, nawiązuje kontakty z wieloma biskupami z całego świata. Sobór kończy się w 1965 r. W 1966 święci Polska po dziewięcioletniej nowennie przygotowawczej Milenium powstania państwa polskiego i chrztu Polski. Ks. arcybiskup Wojtyła prawie tydzień w tydzień bierze udział w uroczystościach, jakie odbywają się w poszczególnych diecezjach, odprawiając Msze święte, przemawiając, uczestnicząc w najróżniejszych spotkaniach. Po zakończeniu Soboru i Milenium może oddać się z całym sercem pracy w swojej diecezji. Wizytuje najtrudniejsze parafie. Uczestniczy w życiu diecezji we wszystkich przejawach jej życia religijnego, ale i społecznego. Jego rezydencja staje się centrum ważnych poczynań, które dzieją się w diecezji i całej Polsce. Jest w ścisłym kontakcie z „Tygodnikiem Powszechnym”, miesięcznikiem „Znak” ukazującym się w Krakowie, z wydawnictwem ZNAK, Klubami Inteligencji Katolickiej; w pełni popiera młodzieżowe „oazy” ks. Blachnickiego i często bierze udział w ich obozach. Ma stały kontakt z inteligencją krakowską, z poszczególnymi jej grupami, takimi jak fizycy, historycy, artyści, aktorzy, pisarze.
Jest w tym dowód uznania dla jego pracy na Soborze i w Polsce, że zostaje mianowany w 1967 r. kardynałem.
Mimo rozlicznych zajęć nadal wykłada na KUL-u. W 1969 r. wydaje naukową książkę „Osoba i czyn” z zakresu etyki. Kontakty z Kościołami innych krajów i kontynentów pogłębia ks. Kardynał przez dalekie podróże, jakie podejmuje na polecenie Episkopatu Polski. Jedzie do Kanady i Stanów Zjednoczonych w 1969 r., z wizytą do polonijnych ośrodków. Do Australii w 1973 r. – na Kongres Eucharystyczny w Melbourne. Jeszcze raz do Stanów Zjednoczonych na Kongres Eucharystyczny w Filadelfii w 1976 r. Często już wyjeżdża do Rzymu, gdzie pracuje jako jeden z 13 członków Sekretariatu Synodu Biskupów – fakt bez precedensu: raz za razem jest wybierany przez biskupów świata do Sekretariatu Synodu.
Ks. Kardynał cieszy się coraz większym szacunkiem na terenie kraju, w Watykanie, na całym świecie. Znalazło to wyraz na konklawe po śmierci Pawła VI, gdzie – jak mówią plotki – pewna ilość głosów padła również na niego. Po Mszy świętej inauguracyjnej Jana Pawła I kardynał Wojtyła wraca do Polski. Stąd jedzie z delegacją Episkopatu Polski do Niemiec Zachodnich. Ma ta wizyta oprócz charakteru ściśle kościelnego również za cel przyspieszyć proces pojednania dwu narodów.
Uznanie dla ks. kardynała Wojtyły znalazło pełny wyraz na konklawe po śmierci Jana Pawła I, które przyniosło 16 X 1978 r. jego wybór na następcę św. Piotra.
*
Słuchaj, kiedy stuk młotów miarowy i tak bardzo swój
przenoszę wewnątrz ludzi, by badać siłę uderzeń –
słuchaj, prąd elektryczny kamienistą rozcina rzekę –
a we mnie narasta myśl, narasta dzień po dniu,
że cała wielkość tej pracy znajduje się wewnątrz człowieka.
Twarda, pęknięta dłoń inaczej młotem wzbiera,
inaczej się rozwiązuje w kamieniu ludzka myśl –
kiedy energie ludzkie oddzielisz od sił kamienia
i przetniesz w właściwym miejscu – tętnicę pełną krwi.
Nie był sam. Mięśnie jego wrastały w ogromny tłum,
dopóki dźwigały młot i pulsowały energią –
lecz trwało to wszystko tak długo, dokąd czuł pod stopami grunt,
dokąd kamień nie zmiażdżył mu skroni
i nie przeciął komór serca.
Wzięli ciało, szli milczącym szeregiem.
Trud jeszcze zstępował od niego i jakaś krzywda.
Mieli bluzy szare, buty wyżej kostek w błocie.
Ujawniali właśnie to wszystko,
co wśród ludzi powinno się skończyć.
Andrzej Jawień (Karol Wojtyła), z Kamieniołomu