Biblioteka


O SZEJKU I O ŚMIERCI
("Bajki nie tylko dla dzieci")




 



O SZEJKU I O ŚMIERCI



     Był pewien bardzo mądry Szejk, którego mądrość była znana szeroko na świecie. Najwięksi z największych przychodzili do niego, prosili o rozmowę i przedstawiali mu swoje sprawy. On wysłuchiwał ich ze spuszczonymi oczami, starał się ich dokładnie zrozumieć, potem chwilę milczał i udzielał odpowiedzi. Mówiono na Wschodzie, że takich trafnych odpowiedzi nikt z żyjących nigdy nie potrafił dawać, jakie on dawał. Każdy, kto przychodził do niego z prośbą o pomoc, wedle tego, jak ważna dla niego była ta pomoc i wedle tego, na ile go było stać, przynosił rozmaite dary. Tak więc Szejk żył bardzo dostatnio i szczęśliwie. Cieszył się swoją mądrością. Ludzie cieszyli się, że mają takiego mądrego człowieka pomiędzy sobą. Ale Szejk żył samotnie, zamknięty w swojej wieży mądrości. Nie miał ludzi mu bliskich. Nie znalazł nikogo godnego, kogo mógłby nazwać swoim przyjacielem. Chociaż otaczających go ludzi nie traktował z pogardą, to jednak nie więcej niż z dobrotliwym współczuciem.
     Lata płynęły. Znaczyły się również i na tym, który zdawał się być nieśmiertelny. W miarę upływu lat głowa Szejka i cała broda stały się zupełnie siwe. Ale mądrości nie ubywało. Wprost przeciwnie. Ludzie mówili, że Szejk jest jeszcze mądrzejszy niż dawniej.
     Aż dnia jednego, gdy wszystkich wysłuchał i wszystkim udzielił rady, gdy słońce już zaszło i zmrok zapadł, nagle odchyliło się płótno jego namiotu i wszedł jeszcze ktoś. Niezapowiedziany nawet przez sługi. Szejk podniósł oczy. W namiocie stał jakiś człowiek w nieokreślonym wieku, z zasłoniętą twarzą. Przybysz odezwał się:
     – Jestem anioł śmierci. Wysłał mnie Bóg, żebym ci powiedział, że jutro przyjdę po ciebie.
     Szejk nie odpowiedział. Spuścił głowę. Nie zobaczył jego wyjścia. Tylko usłyszał, jak trzasnęło skrzydło namiotu. Został sam. Siedział. Myślał. A był bardzo mądry i na każdą trudność zawsze umiał znaleźć radę. Nagle wstał, wyszedł przed namiot. Spytał swoje sługi:
     – Kto był ten człowiek, który mnie teraz odwiedził?
     – Nikt teraz nie wchodził do twego namiotu, Panie.
     – Przed chwilką rozmawiałem z człowiekiem, który powiedział, że jest aniołem śmierci.
     – Nikogo nie widzieliśmy, żeby przychodził do ciebie. Nie słyszeliśmy żadnej rozmowy w twoim namiocie.
     – Czy chcecie powiedzieć, że zdawało mi się.
     – Przemęczony jesteś, Panie, zbyt wielu ludzi przyjmujesz.
     Nie uwierzył im. Wprost przeciwnie, wypowiedzi sług upewniły go, że u niego był naprawdę anioł śmierci. Polecił osiodłać najszybszego wielbłąda, jakiego tylko miał w swoim stadzie. Wsiadł na niego i popędził.
     Pędził całą noc. Pierwsze parę godzin jazdy zniósł dobrze, ale potem ogarniało go coraz większe zmęczenie, dokuczało mu serce, z trudem chwytał powietrze, bolały go wszystkie kości. Pocieszał się: – To są skutki, że wciąż siedzę. Za mało jeżdżę na wielbłądzie. – Ostatni odcinek drogi był już dla niego jedną męką. Z najwyższym tylko wysiłkiem utrzymywał się na siodle. Chwilami chyba tracił przytomność. Ale i wielbłąd galopował resztką sił. Nad ranem dopadł sobie tylko znanej maleńkiej oazy rzuconej w pustyni. Zsunął się z wielbłąda i upadł na ziemię wyczerpany. Po chwili się pozbierał: wstał z ogromnym trudem. Był okropnie zmęczony. Ale był równocześnie szczęśliwy. Myślał sobie z satysfakcją: – A teraz, tak jak było powiedziane, przyjdzie anioł śmierci do mojego namiotu i nie zastanie mnie tam. – I, uśmiechając się pod wąsem, szedł na trzęsących się nogach obok swojego wielbłąda do wodopoju, żeby jego napoić i żeby sam mógł się napić czystej, zimnej wody. Gdy już był całkiem blisko, naraz zobaczył, że ktoś samotny siedzi przy źródle. Nie spodziewał się tutaj nikogo. Wolałby się z nikim nie spotkać. Ale w ostatnim momencie poczuł jakiś przypływ wzruszenia i ochotę, żeby z kimś podzielić się swoimi przeżyciami ostatniej nocy, żeby komuś opowiedzieć o swoim sukcesie. Postąpił następne kilka kroków. Ten ktoś siedzący przy źródle wstał i wtedy Szejk poznał, że to jest anioł śmierci.
     Anioł powiedział:
     – Gdy mi Bóg rozkazał przyjść po ciebie do tej dalekiej oazy, zdziwiłem się bardzo, myśląc, jak ty, taki stary człowiek, potrafisz przebyć taką daleką drogę w ciągu jednej nocy.