Biblioteka


MIKOŁAJKI
"Bajki niebieskie"



 


 


MIKOŁAJKI


 
     Szóstego grudnia w nocy święty Mikołaj, razem ze swoimi aniołkami, szedł po cichu od domu do domu i roznosił dzieciom podarunki. Lśniły w świetle księżyca klejnoty na jego mitrze, złocił się na piersi wielki krzyż, mienił się wszystkimi kolorami wyhaftowany piękny ornat, srebrzył się w jego ręce pastorał. A on wędrował od domu do domu. Wchodził cichutko do pokoju, gdzie spały dzieci, kładł pod poduszkę prezenty i szedł dalej.
     Nagle zza roku ulicy wyszło na niego wielu dziwnych ludzi. Ubrani w czerwone stroje – w czerwonych spodniach, w czerwonych kurtkach, w czerwonych czapkach, z białymi kołnierzami futrzanymi, z białymi otokami przy czapkach, z wielkimi białymi brodami – tacy jak krasnale. Tylko że duże. Na plecach nieśli wyładowane worki. Święty Mikołaj, zaskoczony tym widokiem, przystanął. Patrzył i dziwił się:
     – Co to za ludzie? – mruknął do siebie.
     – Przebierańcy – wyszeptało jedno z aniolątek.
     Święty wciąż stał i przyglądał się tej gromadzie. Tym bardziej, że nie wszyscy byli ubrani tak jak krasnale. Wśród nich znajdowali się tacy prawie jak on: jak prawdziwy święty Mikołaj. Mieli na sobie ornaty, na głowach mitry, pastorały w ręce. Nie takie piękne jak święty Mikołaj, ale przecież. Tamci zaskoczeni też przystanęli. Ale nie wiedzieli, co dalej robić. Święty Mikołaj po chwili zapytał ich:
     – A kto wy jesteście?
     Jeden z nich odpowiedział:
     – My jesteśmy Mikołajki!
     – Nie rozumiem, co mówisz? – święty Mikołaj nie znał takiego słowa „mikołajki”.
     – My jesteśmy Mikołajki – powtórzył ten sam.
     – Jakie Mikołajki?
     A jeden z aniołków wyszeptał do świętego Mikołaja:
     – Przedtem to one były Dziadki Mrozy.
     Ale się zawstydził, że poskarżył, i zrobił się od razu bardzo czerwony. I dodał:
     – Tylko teraz już nie nazywają się tak.
     Nastała cisza. Wszyscy, tak aniolątka, jak Mikołajki, czekali, co zrobi święty Mikołaj.
     Święty Mikołaj tak jak gdyby nie dosłyszał, co mu podpowiedział aniołek, pytał dalej:
     – I co wy robicie?
     – Dzieciom roznosimy prezenty.
     – Prezenty? Prawdziwe prezenty dla dzieci? – zainteresował się Święty.
     – Tak. Prawdziwe prezenty.
     – A to pokażcie – powiedział, nie całkiem dowierzając.
     A one zrzuciły worki z pleców, otworzyły je. Święty Mikołaj zaglądał ciekawie do worków.
     – Faktycznie – mruczał. – to prezenty, prawdziwe prezenty dla dzieci. Niektóre nawet piękne. Ładnie opakowane – chwalił. – Kolorowym papierem.
     Widział paczusie, paczuszki, całe paki przewiązane wstążeczkami. Z niektórych wystawały głowy żyraf, drabiny strażackie albo uszy Kubusia Puchatka, albo kółka wózeczków dla lalek, albo ogonki Muminków i Paszczaków.
     Wreszcie święty Mikołaj uśmiechnął się serdecznie i powiedział:
     – Bardzo dobrze. Bardzo dobrze. Jak tak, to chodźmy razem. Bo przecież, jeżeli robicie dobrze, to od Pana Boga pochodzi. I służy ludziom.
     Ucieszyły się Mikołajki, wrzuciły swoje worki na plecy i poszły z świętym Mikołajem roznosić dzieciom prezenty.